#Uiben

Dawno temu, jak ledwo kupiłem swoją pierwszą kawalerkę (ale za własne) i jeździłem Skodą Felicją (ale też kupioną za własne), moja ówczesna postanowiła się przespać z facetem, który wg niej miał duże, luksusowe mieszkanie i wypasiony samochód.
OK, dokonała wyboru. Sprawdziłem gościa swoimi kanałami. I nie powiedziałem jej, że mieszkanie ma w kredycie, samochód w leasingu, a jego jednoosobowa działalność gospodarcza jest z przeterminowanymi długami.
Kapnęła się, jak jej zrobił dzieciaka, a ona próbowała z niego wyegzekwować alimenty, ale nie było z czego.
Wiem, że to płytkie, ale poczułem jakąś satysfakcję ;)

#rDXBH

Jestem ojcem 12-letniej córki która ostatnimi czasy zbyt mocno zafascynowała się na punkcie ekologii. Wiecie namawia mnie do tego żeby założyć fotowoltaikę, zamienić mojego obecnego Diesla na auto elektryczne czy na to żeby jeść mniej mięsa a więcej zieleniny. Oczywiście nie zamierzam jej w takich kwestiach słuchać, aczkolwiek rozumiem że młodzież jak to młodzież ma swoje dziwactwa i nie widzę w tym nic złego. Postanowiłem być dobrym ojcem i pomyślałem że fajnie byłoby jej pomóc żyć zgodnie z jej filozofią. Przestałem ją zawozić do szkoły samochodem, kupiłem jej w prezencie jakiś używany rower za 500zł (nie mogłem kupić nic nowego, bo wiecie produkcja nowego roweru jest nieekologiczna - lepiej kupić jakiś stary używany) i oczywiście powiedziałem jej że teraz tym środkiem transportu będzie sobie jeździła do szkoły i wracała do domu. Dodatkowo powiedziałem dziewczynie że koniec z kupowaniem ciągle nowych ciuchów, wymieniamy rzeczy tylko bardzo zniszczone i nie kupujemy już dla niej nowych orginalnych ciuchów tylko kupujemy dla niej ciuchy używane z lumpeksu, oczywiście zabroniłem dziewczynie korzystania z pralki częściej niż raz w tygodniu (wiecie w końcu ekologia ważna rzecz), nie minęło dwa tygodnie i dziewczyna w 100% wyleczyła się z ekologizmu, pomyślałem że całe szczęście że jej to przeszło, bo gdyby nie ta delikatna terapia szokowa to musiałbym zastosować bardziej radykalne kroki typu obniżamy temperaturę w pokoju, myjemy się raz na tydzień, zapominamy o jakichkolwiek wakacjach - całe szczęście że to nie było absolutnie potrzebne bo jeszcze by mi odebrali moje własne dziecko za takie wychowanie, a ja czuję się dumny że wystarczyło dwa tygodnie żeby te głupoty z głowy jej wywietrzały, mam nadzieję że już ten temat nigdy nie wróci, a ona będzie normalną dziewczyną. Obawiam się że gdybym teraz w porę nie zareagował to zaraz by się zapisała do jakiś lewicowych organizacji typu "Ostatnie Pokolenie" chodziła na drune marsze czy przywiązywała się do drzew.

#2CQ05

Wyobraźcie sobie, że jesteście złodziejem. Wkradacie się do domu, rabujecie go i nachodzi was dwójka nastolatków z drewnianym mieczem. Jeden jest poważny i atakuje was z zaskoczenia, a drugi się śmieje z sytuacji, jak komicznie to wygląda.

Na szczęście złodziejem okazały się ptaki, które stukały w mury, ale sama sytuacja nadal mnie bawi

#zmiZ7

Mam 28 lat, w tym roku wychodzę za maz. Od samego początku związku obydwoje deklarowaliśmy, że chcemy mieć dzieci. Oczywiście, na studiach nie było o tym jeszcze mowy, a po studiach mąż miał problemy z zatrudnieniem i też opcja dziecka odpadała.

Teraz obydwoje mamy stabilne prace, z tym że u mnie na widoku pojawiła się duża możliwość założenia własnej działalności i sporych dochodów na horyzoncie. Musiałabym się tylko poświęcić temu przez dłuższy czas, rok do dwóch lat. Niestety, branża wyklucza pracę w ciąży ze względu na uszkodzenie płodu. Dochody bylyby 100% większe niż obecnie. Dodam jeszcze, że obecnie pracuje właściwie do późnych godzin wieczornych, najczęściej od 13 do 21 i nie chciałabym wychowywać w takich warunkach dziecka. Zmiana pracy nie pomoże bo wszędzie w branży są takie godziny pracy.

I tu pojawia się problem, a mianowicie naciski na dziecko. Właśnie teraz. Moi rodzice, teściowie, rodzeństwo, narzeczony, a nawet koleżanki. Wszyscy jakby się uparli na dziecko bo to już czas, młodsza nie będę itp. Choruje na policystyczne jajniki i sam lekarz twierdzi, że nie mam zbyt długo zwlekać. Ostatnio u mnie w rodzinie ciotka urodziła wcześniaka, który zmarł to już w ogóle jest argument (ciotka 10 lat starsza ode mnie).

A ja mam wrażenie, że moje ciało przestało należeć do mnie, że wszyscy roszczą sobie do niego prawo i mówią mi co mam z nim robic. Jeszcze narzeczonego starałam się zrozumieć. W końcu ewentualne dziecko też będzie jego ale powinien dać mi przestrzeń, jeśli jej potrzebuje. Nie chcę stracić okazji dobrego zarobku, ustawienia nas jako przyszłych rodziców i zapewnienia sobie i dziecku warunkow do dobrego życia. No bo bez przesady... Jeśli będę pracować takim trybem, jakim pracuje to ja dziecka widywać nie bede, ewentualnie w weekendy. Narzeczony kilka razy do roku wyjeżdża w delegację na tydzień do miesiąca czasu. Rodziców i teściów mam 100 km dalej. Co ja z tym dzieckiem zrobie? Muszę mieć elastyczny czas pracy... Albo z niej zrezygnować, co nie wchodzi w grę bo narzeczony nawet teraz zarabia mniej ode mnie. Na moje propozycje żeby to on rzucił pracę zarobkową i zajął się dzieckiem wielce się oburzył, że jak to, przecież praca... No właśnie, a moja praca już się nie liczy. Mam wszystko rzucić i zostać matką. Na moje argumenty wszyscy odpowiadają, że jakoś to się ułoży i nie można wszystkiego zaplanować. A otwierając działalność pracowałabym jako podwykonawca 3 dni w tygodniu. Brzmi lepiej...

Po prostu wszystkim jakby szajba odbiła. Ja też chcę dziecka, na prawdę. Ale jeszcze nie teraz. Nie teraz, kiedy zaczyna się układać. Chciałbym się najpierw trochę dorobić, zwiedzić kawałek świata, pokorzystac z dóbr materialnych zanim będę musiała się poświęcić dla dziecka. Nie wiem dlaczego nikt tego nie rozumie i jestem wrogiem numer 1.

#4ZEnN

Długo zastanawiałem się co wybrać by najlepiej zobrazować skalę wyzysku człowieka. Drogie auto się do tego nie nadaje bo w umyśle zakompleksionego Polaka wypasiona fura do szpanu jest w topie hierarchii wartości i nie oddałaby beznadziei o której chcę opowiedzieć.

Bogacze mają różne fanaberie na które potrafią w 1 dzień wydać równowartość wieloletnich zarobków lub zarobków całego życia.

Celem tego wyznania jest jak najbardziej zobrazować to jak przegrane jest życie człowieka który musi tyrać całe życie na zapewnienie sobie bytu. Jeśli tak ma człowiek żyć to lepiej w ogóle nie istnieć.

Wyobraźcie sobie że jakiś bogacz na szczycie, CEO koncernu w którym pracujecie, szejk, właściciel dużej firmy, prezes banku, multimilioner co odziedziczył majątek kupił sobie sporządzony ze złota i drogich kamieni kibel o wartości 2 - 3 baniek. Możecie zastąpić to dowolnym absurdalnym przedmiotem.

I teraz wyobraźcie sobie że codziennie rano wstajecie do pracy z podkrążonymi oczami, niewyspani, jedziecie przez korki, potem 8 godzin dziennie lub więcej tyracie, wracacie z roboty i tak w kółko, dni, tygodnie, miesiące, lata, dziesięciolecia. Powtarzacie te same czynności do końca życia. W robocie harujecie, wylewacie z siebie poty, tyracie na taśmie, lub klepiecie jakieś raporty, przerzucacie stosy papierów, piszecie jakieś programy, płaszczycie się przed szefami, chodzicie na spotkania, dłużące, niekończące się godziny, dziesiątki, setki, setki tysięcy godzin. No i na końcu rodzi się on - złoty kibel.

Gratuluję. Całe Wasze życie sprowadziło się do tego żebyście mieli moc nabycia złotego kibla. Możecie kupić kawałek ziemi 2 ary, bo na więcej już Wam nie starczy jak złoty kibel pożre zarobki Waszego życia i postawić sobie ten złoty kibel dla bogaczy na środku działki.

Brzmi absurdalnie? Widziałem żyrandole które kosztują 2 średnie miesięczne pensje, ale to za mało. Robak się wkurzy tylko trochę jak mu powiesz że 2 miesiące musi tyrać na żyrandol. Za to może wreszcie dotrze do tępego mózgu że przegrał życie jak mu powiesz że całe życie tyrał na równowartość złotego kibla.

Rzekomo ta sytuacja się poprawia i robakom zostaje nadwyżka kapitału, a jaka jest prawda? Fakt, możecie kupić dużo chemicznego żarcia i pojechać raz w roku na "all inclusive".

A ile więcej możecie kupić za swoje zarobki metra mieszkania, ziemi, sztabek złota, biżuterii, akcji Apple, Microsoftu, Nvidii czy Coca Coli albo dowolnej dobrej firmy niż 20 lat temu? O ile więcej tego możecie kupić za srednią pensję? Policzcie sobie.

O ile więcej możecie kupić czegokolwiek czego nie zeżrecie albo nie zepsuje się po paru miesiącach użytkowania?

#pMTr1

Miałam chłopaka który mnie bił,molestował,chciał gdy ja nie chciałam i robił z tego afery i wiele więcej. Miał też przyjaciela z którym mieliśmy dobre relacje aż w końcu poznał dziewczynę... od pierwszego dnia zapoznania byliśmy ,,psiapsi" Tęsknię za nią. Lecz oni wszyscy myślą że to moja wina...

Jeśli to czytasz wiedz że boję się odezwać..
Aby wiedzieć że to ja podam ci słowa które na pewno będziesz wiedzieć że to jestem ja... otóż: BMW,cyk cyk, PAU... ZEJDĘ I WEJDĘ PO CIEBIE!!! -DOBRA"
TĘSKNIĘ...

#ckBrf

Ludzie gdy mnie poznają na początku uznają, że jestem super osobą. Szkoda tylko, że gdy próbują się do mnie zbliżyć to staję się coraz bardziej wredna i oschła...

Dlaczegóż to?

Może dlatego, że jestem po trzech toksycznych przyjaźniach, w których tkwiłam praktycznie 3/4 mojego życia. Przez to boję się, by nie dostać kolejnego noża w plecy...

#YVhDA

Jestem zbyt głupi na wykształcenie ale jednocześnie zbyt inteligentny by mieć wy***ane na to wszystko.

Zazdroszczę ludziom którzy mają tylko problem na jednej płaszczyźnie życiowej bo zazwyczaj w innej mają lepiej. Przykładowo ktoś zarabia kupę siana ale nie ma kobiety.

Ja od początku już za czasów szkolnych wiedziałem że przegrywam i nic ze mnie nie będzie. Dodatkowo oszukiwałem się że może coś się zmieni jak tylko będę próbował.

Dziś mam 24 lata, średnie bez matury i nawet bez zawodu bo skopałem ostatni egzamin. Nawet nie mam czym kobiecie zaimponować bo i tak wiem że po prostu odstaję od rówieśników dojrzałością czy chociażby szczeniackim i nieatrakcyjnym wyglądem.

Ktoś powie "nie użalaj się nad sobą, inni mają gorzej" itp. Taaa, jasne... Nikt nie wejdzie do mojej głowy i nigdy nie zrozumie co w niej siedzi. Nie zrozumie bólu samego istnienia, obojętności, a czasem nawet zazdrości którą duszę w sobie. Nie chodzę na wesela bo wiem że mnie to nie czeka. Nie lubię przebywać na przerwach w robocie z ludźmi i słuchać ich pięknych planów na przyszłość bo ja już żadnych nie snuję. Pracy obecnej też nienawidzę, jest bardzo stresująca co jeszcze bardziej ryje mi łeb.

Mogę się określić mianem "człowieka tła". W moim życiu jestem tylko obserwatorem. Postacią która nawet nie zagra drugoplanowej roli. Kimś kto pomimo prób, walki, porażek nie osiągnął totalnie nic.
Człowiekiem zbyt wrażliwym na ten świat. Kimś kto jest zbyt dobry pomimo tego że dookoła wilki. Kimś kto chciałby to wszystko wykrzyczeć ale jednocześnie zbyt stonowanym by to zrobić.

Chciałbym być prostszym w obsłudze. Być wrażliwym na jakieś używki, żeby to wyciszyć.

Nie pozostaje mi nic innego jak trwać w tym marazmie.

#W00kZ

Mój chłopak kupił nowy samochód. Wczoraj rano, gdy podwoził mnie do pracy, pierwszy raz do niego wsiadłam. A ponieważ ranek był dość chłodny więc nic dziwnego, że miałam na sobie także czapkę. Gdy tylko wsiadłam chłopak poprosił mnie, najdelikatniej jak umiał, bym zechciała łaskawie zdjąć czapkę, jeśli nie sprawi mi to problemu. Najpierw myślałam, że to żart. Nawet parsknęłam krótkim śmiechem, że niby to ma taką estymę dla swojego nowego auta. On jednak zupełnie poważnie ponowił prośbę dodając przy tym, że specjalnie dla mnie nagrzał wnętrze. Rzeczywiście zrobił lekką saunę. Może nawet więcej niż lekką. Zdjełam więc czapkę ale chciałam wiedzieć DLACZEGO. Bo coś czułam, że tu chyba nie o żart jednak chodzi. Nie bardzo miał ochotę ciągnąć temat, ale po moich naleganiach przyznał w końcu, że nie chce, aby ludzie, widząc mnie w czapce we wnętrzu nowego samochodu, pomyśleli, że to elektryk albo hybryda.
Dodaj anonimowe wyznanie