#Nq7GB
Zmieniłam dietę, uregulowałam minerały i witaminy w organizmie, wdrożyłam inne ćwiczenia i ruch.
W wakacje podeszliśmy do pierwszej procedury in vitro. Dla niewtajemniczonych, najpierw przez 12 dni robiłam 3 różne zastrzyki w burz/udo, żeby urosło mi jak najwięcej pęcherzyków z komórkami, później pobrano mi je i część z nich zapłodniono. Powstały nam 4 piękne zarodki najwyższej jakości.
Pierwszy transfer blastocysty, na który poszłam z nastawianiem, że się i tak nie uda, nie ma co się nastawiać na cud.
Jednak cud się wydarzył. Udało się za pierwszym razem, właśnie kończymy pierwszy trymestr ciąży. Wszystko jest pięknie i kolorowo, męczą mnie ciążowe objawy, płód rozwija się prawidłowo.
Po pierwszym transferze poznałam dziewczynę, która tak samo jak ja, była po pierwszej w życiu procedurze, nasze transfery dzieliło kilka dni. Jej również udało się za pierwszym razem.
Rozmawiałyśmy o radości, która nas rozpierała, wysyłałyśmy sobie zdjęcia usg naszych embrionów i cieszyłyśmy się razem, wymieniając się doświadczeniami i odczuciami.
Ostatnio napisała do mnie, zapytała jak tam u nas. Odpisałam, że fenomenalnie, akurat byłam po usg, serduszko biło jak dzwon, wielkość płodu zgadzał się co do dnia, wyniki krwi miałam świetne, aż dziwne, że tak dobre w ciąży.
Jej szczęście nie trwało długo, na drugim usg lekarz nie był w stanie uchwycić akcji serca. Powiedział jej, że to pewnie błąd aparatu i miała wrócić do niego za 3 dni. Wróciła. Ciąża obumarła. Odstawiła leki i czeka właśnie na poronienie. Jeśli sama się nie oczyści, czeka ją wizyta w szpitalu.
Zamurowało mnie, nie wiedziałam, co jej odpisać. Kilka dni wcześniej kupiła pierwsze ubranka, sama ją przekonywałam, że przecież jest w ciąży i jest małe ryzyko, że coś pójdzie nie tak. Niestety znalazła się w 15% ciąż, które zakończyły się zatrzymaniem akcji serca do 8 tygodnia.Rozmawiając z nią czułam się winna tego, że nasza ciąża rozwija się prawidłowo, a ich przestała.
Nie jest to wyznanie ku pokrzepieniu, że po wielu latach porażek zawsze zdarza się cud.
Życie pacjentów leczenia niepłodności uczy pokory i przyjmowania różnego rodzaju bólu i cierpienia. Do wszystkich przechodzących przez to samo: trzymajcie się i dbajcie swoje zdrowie psychiczne.Do kochanych komentujących: nie jest tak, że twoje ciało nie nadaje się do bycia w ciąży, zazwyczaj da się to ogarnąć. A i adopcja dziecka nie jest remedium dla par z tym problemem
#R2JR3
Wiecie jaki był powód? Podobno podczas tego dzwonka powiedziała zebym podniosła jakiś papierek z podłogi. A tak właściwie że zgłosiłam nieprzygotowanie…. Musiałam jej przysiądz, ze z nikim się nie kontaktowałam. Po czym powiedziała ze mnie przeprasza. Upokarzała mnie przy wszystkich przez 45 minut a przeprosiła na osobności w damskim kiblu. Do końca szkoły miałam wywalone na ten przedmiot, z którego miałam przez całe życie same piątki.
Od tamtej chwili nie mogłam spać po nocach bo bałam się ze sobie coś zrobię…. Do dziś mnie to trochę prześladuje choć wiele rzeczy przepracowałam… Mam 32 lata a te słowa: „twoje życie to jedno wielkie kłamstwo” prześladują mnie do dziś…. Jak można powiedzieć tak do dziecka?
#L9I1p
Znamy się od trzech lat. Nasza znajomość zawsze ograniczała się do krótkich rozmów i przywitań. W maju, podczas jednej z rozmów, zaproponował mi podwózkę z imprezy. Pomyślałam, że czemu nie – przynajmniej nie będę musiała szukać kogoś innego. Byłam święcie przekonana, że po tym nasza relacja wróci do poprzedniej formy. Ku mojemu zdziwieniu, zaczął do mnie pisać. Szybko nasze koleżeństwo przerodziło się w przyjaźń. Zaczynał mi się zwierzać ze swoich problemów, zarówno w życiu, jak i w związku, a ja, jak zawsze, starałam się mu pomóc. W międzyczasie zaczęły się spotkania, przytulanie, rozmowy na poważne i mniej poważne tematy, martwienie się o siebie nawzajem, aż w końcu mnie pocałował. Już wcześniej wiedziałam, że coś do niego czuję, ale z tyłu głowy miałam świadomość, że jest w związku. Nie wiem, dlaczego pozwoliłam mu na takie zachowanie. Czułam się z tym okropnie, mimo że brnęłam w to dalej. A wiecie czemu? Czułam się samotna. Zawsze byłam odpychana przez wygląd, faceci traktowali mnie jak kumpla, a ostatni związek miałam pięć lat temu… Ale do brzegu. Na początku listopada napisałam mu, że musimy zakończyć naszą znajomość, bo coś do niego poczułam i to mnie niszczy (wyrzuty sumienia przeplatały się z tęsknotą za nim). Postanowiłam, że jedna szczera rozmowa będzie dobrą opcją. Niestety, do dziś nie udało nam się spotkać – mimo że proponował konkretne dni, zawsze coś mu wypadało, a ja znalazłam się w kropce. Nie piszę do niego, nie upominam się o to – to już jego wybór. Jeśli przyjdzie dzień, w którym w końcu zdecyduje się ze mną porozmawiać, bez wahania to zrobię, bo go kocham. Oczywiście muszę zaznaczyć, że nie będę go prosić, by był ze mną. Moja decyzja o zakończeniu tej relacji jest niezmienna – będę po cichu im kibicować. Jestem świadoma, że prawdopodobnie byłam dla niego tylko pocieszeniem, ale to, co się wydarzyło, już się stało. Nic więcej zrobić nie mogę.
PS. Cholernie żałuję tego wszystkiego, bo zrobiłam coś, czego nigdy bym nie chciała przeżyć. Wiem, że nic nie odkupi mojej winy. Myślę, że już zostałam za to ukarana – mam ciężki nawrót depresji i z dnia na dzień jest coraz gorzej. Mimo wszystko myślę, że na to zasłużyłam.
#WmUjB
#na4sa
#KDF0t
No to czasami lubię sobie tak siąść i powyszukiwać w internecie te adesy, by zobaczyć jak wyglądają budynki tych firm. (Robię to szczególnie po powrocie ze sklepu). Potem oceniam sobie, czy ta firma dba o pracowników, czy nie, po tym czy dbają o swoją siedzibę.
Od razu uprzedzam pytania.
Nie, nie znalazłem przez to pracy w żadnej z tych firm :)
#3Vj5Q
17 marca 2017 roku zgłosiłem się do szpitala w Zdrojach, by odstawić Clonazepam. Liczyłem na pomoc lekarzy, ale okrutnie się rozczarowałem. Postawiono mi błędną diagnozę – schizofrenia paranoidalna. Przepisywano leki, które wywoływały schizy, depresję i całkowity rozpad mojego życia psychicznego. Lekarz, dr Bobrowski, twierdził, że muszę zaakceptować tę diagnozę, a każdy objaw uznawał za potwierdzenie choroby, nie za skutek odstawienia Clonazepamu. Nie pomagały tłumaczenia – wmawiano mi, że to "urojenia".
Przez dwa miesiące żyłem w piekle. Podawano mi Trittico, Olanzapinę, Depakine, Promazyne, Ketrel i inne leki, które tylko pogarszały mój stan. Opisywałem swoje objawy, ale dr Bobrowski stwierdzał, że jestem "pacjentem dziwacznie opisującym swój stan psychiczny". Czułem się jak w horrorze. Myśli samobójcze były codziennością, a lekarz widział w tym "poprawę".
Przez 13 lat żyłem z fałszywą diagnozą schizofrenii. A w rzeczywistości było to uzależnienie od leków. Czy można tak zrobić? Okazuje się, że tak. Pierwszy lekarz stawia diagnozę po objawach i już nikt nigdy jego diagnozy nie podważy. Kolejni lekarze będą opierać się na tej pierwszej diagnozie już zawsze.
Pierwsza diagnoza, zwłaszcza dotycząca poważnych chorób psychicznych, często staje się punktem odniesienia dla kolejnych specjalistów. Wielu lekarzy, bazując na wcześniejszych notatkach, rzadko kwestionuje początkową ocenę, zwłaszcza gdy brakuje pełnych informacji o wcześniejszym leczeniu lub wpływie substancji.
Nie dało się wyjść od lekarza bez recepty na leki. Lekarze odstawiają jedne leki, zastępując je drugimi, a kolejne następnymi...
Trzeba pamiętać, że firmy farmaceutyczne nie zawsze działają z myślą o naszym zdrowiu. Czasami nie chodzi o to, by wyleczyć, ale o to, by leczyć.
Po latach zrozumiałem, że nie jestem chory – byłem uzależniony od leków. Nie mogłem liczyć na pomoc lekarzy, musiałem sam walczyć. Każda próba odstawienia leków kończyła się propozycją zamiany ich na inne. Żyłem w emocjonalnym rollercoasterze, ale nie poddałem się.
Całkowite odstawienie leków odmieniło moje życie. Dopiero wtedy odzyskałem chęć do życia. Zrozumiałem, że lekarze, których spotkałem, bardziej skupiali się na obronie własnych diagnoz niż na moim zdrowiu. Ich ego nie pozwalało przyznać się do błędu.
W szpitalu widziałem tragedie. Pacjent, związany pasami, krzyczał całą noc, że się dusi. Pielęgniarki ignorowały go, a rano wyniesiono jego ciało w worku. Nikt za to nie odpowiadał – to "normalne" w takim systemie.
Dziś wiem, że moja walka o zdrowie nie była łatwa, ale była konieczna. To, co przeżyłem, uświadomiło mi, jak wiele zależy od nas samych, gdy system zawodzi. Dzięki determinacji odzyskałem życie i mam nadzieję, że moja historia pomoże innym w podobnej sytuacji.
#is1EV
Czasem zastanawiam się ile dam radę jeszcze wytrzymać bo moja psychika jest już całkowicie zniszczona i żaden psycholog nie dał by rady mi pomóc. Nie raz zastanawiałam się czy się nie zabić? Czy to pozwoliło by mi w końcu zaznać spokój ale później zdaje sobię sprawę że gdybym to zrobiła to zostawiła bym tam moją siostrę a ona ma słabszą psychikę niż ja i wiem że by sobie sama nie poradziła. Tylko to powstrzymuje pnie przed zakończeniem swojego życia. Mam nadzieję że chociaż ona wyjdzie z tej toksycznej rodziny i pozna normalnych ludzi bo ja już straciłam nadzieję.
#FsJ0a
PS jak wyznanie ma 100 lub inną okrągła liczbę głosów, to i tak na nie nie głosuję (nawet jak mi się podobają), żeby tego nie niszczyć