#gdqL1

Jestem dorosłą z zaburzeniami ze spektrum autyzmu (dawniej zespół Aspergera). I nie mam z kim wypić kawy.
Mam łagodny charakter i lubię pomagać. Naprawdę od kilku lat wkładam ogrom pracy w to, by mieć z kim poplotkować w pracy czy gdzieś wyjść, ale nic takiego się nie dzieje. Skupiam się na każdej rozmowie, z każdej się szczerze cieszę, próbując nadrabiać swoje braki, ale jedyne co widzę, to zażenowany uśmiech. Zawsze ten sam zażenowany uśmiech. A ja nigdy nie wiem, co właściwie zrobiłam źle, co zabrzmiało nienaturalnie, JAK zwykli ludzie rozmawiają i nawiązują kontakty. Dla mnie jest to trochę nie do pojęcia. Gdy zapytałam niedawno kogoś, co właściwie jest ze mną nie tak, odpowiedział, że wszyscy mnie lubią, po prostu nie lubią ze mną rozmawiać.
Chyba nigdy nie znajdę koleżanek.

#8R2zm

Parę tygodni temu byłam pierwszy raz w mieszkaniu nie tak dawno poznanego faceta. Nie powiem, podobał mi się nieziemsko. Zarówno z wyglądu, jak i charakteru, więc wiadomo, chciałam przed nim wypaść jak najlepiej.
Wszystko świetnie, siedzimy w kuchni przy smacznym jedzeniu, tematów do rozmowy nie brakuje, namiętnych spojrzeń między nami również, kiedy nagle odczuwam niesamowitą potrzebę pójścia do toalety. Dwójka. Pytam więc, czy mógłby mi wskazać drogę do toalety. Sprawa poszła szybko i gładko, spłukuję. Już chcę opuścić deskę, a tu widzę, że jeden duży kawałek, cóż... nie chciał. Naciskam spłuczkę po raz drugi. Ten durny, uparty kawałek kupy nadal się nie dał i pływał na powierzchni. Cholera no, jakim cudem!? Spłukuję po raz trzeci, już nieco zirytowana, bo koleś pewnie pomyśli, że jakaś straszna sraka. Niby naturalna sprawa, ale jednak w takiej sytuacji niezręczna... Kiedy i ta próba skończyła się niepowodzeniem, mój mózg wpadł w lekką panikę. Dorzuciłam więc trochę papieru i w takim towarzystwie chciałam kupę posłać do lochów kanalizacji. Bez skutku. Na skraju wyczerpania emocjonalnego, w głowie już przygotowując plan wyjazdu do Meksyku jako Pakalu Papito, kątem oka ujrzałam zbawienie (nie, żaden bóg mi się akurat nie objawił, ale jestem pewna, że po cichu i tak cisnął ze mnie bekę) – PRZEPYCHACZKA DO KIBLA. Spokojnie stała w kącie łazienki, trochę schowana za szafką, szyderczo się do mnie uśmiechając (tak mi się w tym momencie przynajmniej wydawało). Z jej pomocą poszło. Za piątym razem...

Całe wydarzenie wspominam, jakby trwało wieczność. W istocie musiało minąć zaledwie parę minut. Kiedy z udawaną gracją wreszcie opuściłam felerne pomieszczenie, opisałam mu sprawę wprost. Zaczął się śmiać i powiedział, że skoro tak, to bardzo mu ulżyło, bo już myślał, że jest aż tak złym kucharzem.

Tak, nadal się spotykamy :) Ale gdybyśmy mieli kiedyś razem u niego zamieszkać, to na pewno kupę, tfu, kupię mu lepszą spłuczkę!

#Gezca

Moja mama przez lata była wykładowcą na uniwersytecie. Gdy sama zostałam studentką, powiedziała mi, że pisząc maila do wykładowcy, zawsze należy to zrobić z odpowiednią dozą szacunku, tzn. napisać np. „Szanowny Panie Doktorze”, „z góry dziękuję”, „ z poważaniem” etc. 
Jak na ironię, jakiś czas po tym, gdy podzieliła się ze mną tą wiedzą, dostała maila od swoich studentów upominających się o wyniki kolokwium. Jako że siedziałam wtedy na komputerze, a skrzynka e-mailowa mamy była otwarta, skusiłam się i przeczytałam wiadomość od studentów. Wyglądała ona dokładnie tak: (ani dzień dobry, ani pocałuj nas w d*pę): „Kiedy bedo wyniki?” (ani do widzenia, ani nic).
Stwierdziłam, że skorzystam z rad rodzicielki i sama zdecydowałam odpisać na tę wiadomość. A zrobiłam to równie lapidarnie i napisałam: „Kiedy bedo, wtedy bedo”.

Mama do tej pory nie ma pojęcia, że kiedykolwiek doszło do takiej sytuacji, a minęło już 5 lat :)

#DWMlI

O tym, jak rodzice potrafią zrobić dziecku wielką krzywdę, nawet o tym nie wiedząc.
Moja ciocia ma dwie córeczki: 6-letnią Agę i 3-letnią Kamilkę. Starsza ma celiakię, co jest ważne w tej historii.
Osobiście nie lubię dzieci, zwłaszcza małych dziewczynek – ich widok i słuchanie jazgotu to dla mnie antykoncepcja silniejsza niż tabletki. Więc wyobraźcie sobie mój wewnętrzny wkurw, gdy rodzinka postanowiła w pewien weekend urządzić zjazd rodzinny (wynajęcie kilka kempingów), a ja wylądowałam w domku razem z nimi.
Wujostwo robi z dzieciaka kalekę. Nie rozumiem, jak można stać nad 6-latkiem i mówić „Agnieszko, jaka ty jesteś biedna... jaka ty słoneczko biedna jesteś...” – smuteczek, żal itp. Codziennie padają do tego dziecka takie słowa. Kiedy Aga chce do kibelka, to stoi pośrodku pomieszczenia i potrafi przez dwadzieścia minut wołać: „Mamo, ja chcę kupę. Mamo ja chcę kupę!”. Nie wytrzymałam raz i zapytałam małej: „Jesteś już duża, nie potrafisz sama iść?”. Na co najmłodsza Kamila z bananem na gębie: „A ja potrafię!”.
Nie rozumiem, jak 3-letnie dziecko jest bardziej zaradne niż 6-latek.
Rano o 6 ta sama śpiewka, biedna Agusia woła na kemping: „Ja chcę kakałko!”. Tak długo, póki ciotka/wujek nie wstaną i tego kakao jej nie zrobią. Młoda siedząc na huśtawce woła mamę, by ją pohuśtać, bo inaczej siedzi nieruchomo. Rodzice robią za nią wszystko, dzieciak potrafi stać przy półce z naczyniami i krzyczeć o talerzyk. A wystarczy sięgnąć ręką.
Aga w przedszkolu nie potrafi sama jeść, a ciocia zawsze krzyczy na spotkaniach, jakie te przedszkolanki są wredne, bo zwracają uwagę na to, że dziecko jest niesamodzielne!
Krzywdzą dzieciaka tak, że pali w oczy i uszy, a każda uwaga jest odbierana jako akt przemocy psychicznej w ich stronę. Bo ja nie mam dzieci.
Szkoda mi tylko kuzynki, która pójdzie do podstawówki za rok, a dzieci są niestety okrutne. Ciekawe co ciotka wtedy zrobi, bo oczu raczej nie otworzy za szybko.

#bqmPa

Zmieniłam miejsce zamieszkania. Blok w starym budownictwie. Po tygodniu od wprowadzenia się coś zaczęło bardzo śmierdzieć na klatce schodowej. Myślałam, że taki „urok” bloku, może jakaś wilgoć albo ktoś coś ugotował. Z dnia na dzień było coraz gorzej, ale nikt ze współlokatorów nie zwracał na to uwagi, więc myślałam, że to normalne. Następnie wyjechałam na dwa tygodnie. 
Po powrocie i wejściu na klatkę schodową myślałam, że zwymiotuję. Odór był nie do wytrzymania. Zadzwoniłam do spółdzielni. Pani nie bardzo się tym przejęła, bo powiedziała, że w jednym z mieszkań mieszka zbieracz i może w gratach zdechło mu zwierzątko. Ale nie mogła zignorować zgłoszenia, więc chcąc nie chcąc zjawiła się kierowniczka spółdzielni z policją. 

Okazało się, że w uzbieranych gratach nie zdechło żadne zwierzątko, ale właściciel. Starszy pan od miesiąca rozkładał się w tym mieszkaniu. Kiedy przyjechała policja i otworzyli to mieszkanie i go wyciągnęli, to... no takiego smrodu jeszcze w życiu nie czułam.

W bloku mieszka ok. 100 osób. Każdy czuł smród, ale najprościej mieć wszystko w dupie, nie interesować się. No bo po co. Nich ktoś inny to zrobi. Swoją drogą, to bardzo smutne – umrzeć i nikt nawet tego nie zauważy. Albo zauważy tylko przez to, że zaczyna się śmierdzieć.

#eA0zO

Używam Tindera wyłącznie by poznawać facetów na jedną noc. Przyznaję się do tego otwarcie zaraz na początku rozmowy, by nie tworzyć ewentualnych złudzeń. Potrafię tego samego dnia trafić z właśnie poznaną osobą do łóżka.

Nie mówię tego nikomu kto mnie zna, bo boję się oceny. Społeczeństwo raczej nie popiera moich wyborów życiowych. Ale mi się ten styl życia podoba i na razie nie chcę się z nikim na stałe wiązać.
Dodaj anonimowe wyznanie