Moja siostra lubi rzucać trawą w kury. Jeśli któraś z kur nie zdąży uciec i trawa walnie ją w łeb, to moja siostra stoi usatysfakcjonowana i szyderczo się śmieje.
Ona ma 32 lata...
Zdarza się Wam położyć coś automatycznie i potem nie możecie sobie za nic przypomnieć, gdzie to położyliście? Właśnie w ten sposób 20 minut temu zgubiłem świeżo zużytą prezerwatywę i po przeszukaniu całego 4-pokojowego mieszkania nie ma jej nigdzie. Wyparowała, a za 10 minut rodzice wracają z pracy...
Jak byłam dzieckiem, chodziłam z prababcią na cmentarz. Przedstawiała mi swoich zmarłych przyjaciół i opowiadała o nich różne historie, a jako że miałam dość sporą wyobraźnię, to dokładnie wiedziałam, jak oni wyglądają i jak się zachowują (na tych grobach nie było zdjęć). Uwielbiałam przesiadywać na cmentarzu, poprawiałam przewrócone znicze i kwiaty. Czułam się niczym strażnik cmentarza.
Jestem już dość stara na takie akcje, ale jak jestem w tym mieście, to chodzę nadal szlakiem mojej prababci i wspominam te chwile, kiedy mi opowiadała o swoich przyjaciółkach, chodzę do nich tylko ja, staram się, aby zawsze było czysto. Ostatnio okazało się, że jeden z tych grobów został zlikwidowany... Tak mi się przykro zrobiło. Pomyślałam wtedy, że i tak wszystkie się spotkały z moją prababcią w Niebie, a te piękne historie zostaną ze mną na zawsze.
W mijającym właśnie sezonie turystycznym wynajmowałem mieszkanie dla turystów za pomocą popularnego serwisu noclegowego. Pośród wszystkich przyjezdnych zdarzali się różni ludzie: pozytywni, neutralni i negatywni. Wyznanie będzie o tych ostatnich, bo ich kreatywność w wymyślaniu różnych spraw mnie powaliła. I co ważne: w 3/4 negatywni byli zza granicy, a Polacy dawali radę (pomimo famy cebuli płynącej).
1. W ofercie było zaznaczone, że nie ma żadnych posiłków. Turyści z jednej rezerwacji następnego dnia po przyjeździe dzwonili, gdzie jest ich śniadanie. Na nic się zdały tłumaczenia, że dotyczy ich oferta i śniadań nie będzie – zadzwonili do operatora systemu rezerwacji z reklamacją, że wynajmujący nie wywiązuje się z umowy. Jakież musiało być ich zaskoczenie, gdy otrzymali informację, że w ofercie faktycznie NIGDY nie było żadnych posiłków, więc reklamacji nie przyjmą. Przy wyjeździe nie nawiązali w ogóle do tej sytuacji, wyjechali za to obrażeni.
2. Standardem było zbieranie po całym (!) mieszkaniu walających się śmieci, niezależnie ile trwał pobyt. Rekord śmieci: cztery worki 60 l po czterech dniach rezerwacji.
3. Jedna rezerwacja do tego stopnia nie dbała o czystość, że nawet nie spuściła po sobie wody w toalecie...
4. Na wstępie każda rezerwacja miała w pakiecie kilka papierów toaletowych, worków na śmieci, wody, ciastek itp. O ile Polacy jak nie zużyli, to zostawiali, ale zagraniczni nie mogli sobie odpuścić – brali wszystko jak leci... Do tego stopnia, że poginęły nawet noże do krojenia, sztućce, naczynia czy ręczniki.
5. Mieszkanie znajduje się na 10. piętrze. Jedynym pomieszczeniem, które nie miało rolety, była kuchnia. Turyści czuli się inwigilowani – stwierdzili, że sąsiad z budynku obok z trzeciego piętra spędza czas na obserwowaniu otoczenia i na pewno oni są głównym powodem jego obserwacji.
6. W kwestii rozliczenia zawsze działał jeden schemat: im ktoś mniej zapłacił (promocja, last minute, itp.), tym bardziej narzekał na to, jak dużo musiał zapłacić.
7. Niestety nie odebrałem telefonu... Oczywiście od razu napisałem SMS-a, że oddzwonię w wolnej chwili. Na nic się to zdało, bo pan dzwonił dalej i dalej... A później w trakcie rozmowy oczywiście nastąpiło wypominanie, że mogłem chociaż SMS-a napisać, że skontaktuję się później.
...można by było wymieniać jeszcze bardzo dużo, ale chyba to były jedne z bardziej sztandarowych przykładów. Oczywiście najbardziej hejtowali w ocenach noclegu ci, którzy nie doczytali oferty i spodziewali się czegoś innego, niż było w opisie... Tak więc oceny nie zawsze są miarodajne.
Złota porada: jeśli będziecie wynajmować noclegi pamiętajcie, że zawsze po drugiej stronie też są normalni ludzie chętni do współpracy. Często kultura osobista i bycie miłym może komuś usprawnić życie... I również Wam się opłacić – sam czasem bardzo szedłem na rękę osobom kulturalnym.
Mam psa rasy Husky, który wabi się Demon. Mam też siostrę Dominikę w wieku 6 lat.
Pewnego dnia moja siostra będąc w szkole na religii, opowiedziała księdzu, że nie mogła spać, bo Demon cala noc wył, bo zrobił coś złego. Szkoda, że siostra nie dodała, że Demon to pies...
Tego samego dnia mieliśmy wizytę księdza. Wypytał, czy u nas wszystko dobrze i opowiedział, co usłyszał od Dominiki. Wytłumaczyłam mu, że Demon to mój pies, który ganiał kury i za karę był zamknięty w kojcu i wył całą noc. Koniec końców i tak poświęcił nam dom, tak w razie czego :D
Mam naprawdę wspaniałych rodziców. Kocham ich, a oni najprawdopodobniej kochają też mnie. Mam już swoją rodzinę, ale rodzice też biorą w niej udział.
Jednego tylko nie potrafię zrozumieć...
W sumie, jakby się tak doszukać, to sprawa zaczęła się już w podstawówce. Zwłaszcza przy okazji dojrzewania. U dziewczynki w wieku ok. 11 lat pojawiają się różne wydzieliny. I jednym słowem, po prostu ode mnie śmierdziało. Ale nie tak ogólnie, tylko mniej więcej z okolic intymnych. Taki zapach moczu skrzyżowanego ze śluzem. No niezbyt miło. Dalekosiężna nieświeżość. Wtedy nikt mi na to nie zwrócił uwagi, choć ogólnie byłam raczej gnębiona w szkole, ale to osobna historia.
Nikt mi nigdy nie powiedział, że coś nieładnie ode mnie pachnie, więc myślałam, że czuję tylko ja. I tak sobie dalej żyłam. Noga na mogę, jak już za dużo czułam, spodnie w kroku trochę przesiąkały, ale przecież czuję tylko ja. Aż do liceum. Zmiana środowiska, tu mnie nie znają, nie gnębią, ale zapach pozostał. Postanowiłam coś z tym zrobić.
I teraz niech mi ktoś to wytłumaczy: dlaczego nikt mi nie powiedział, że po każdym siku wystarczy po prostu wytrzeć się papierem toaletowym?! Dlaczego nigdy moja mama na to nie zareagowała? Serio, wystarczyło się zwyczajnie podetrzeć. Problem w zasadzie zniknął. A ja obiecałam sobie, że moja córka będzie wiedziała od początku jak zapobiec temu, żeby nie chować się ze wstydu.
Moja mama przez lata była wykładowcą na uniwersytecie. Gdy sama zostałam studentką, powiedziała mi, że pisząc maila do wykładowcy, zawsze należy to zrobić z odpowiednią dozą szacunku, tzn. napisać np. „Szanowny Panie Doktorze”, „z góry dziękuję”, „ z poważaniem” etc.
Jak na ironię, jakiś czas po tym, gdy podzieliła się ze mną tą wiedzą, dostała maila od swoich studentów upominających się o wyniki kolokwium. Jako że siedziałam wtedy na komputerze, a skrzynka e-mailowa mamy była otwarta, skusiłam się i przeczytałam wiadomość od studentów. Wyglądała ona dokładnie tak: (ani dzień dobry, ani pocałuj nas w d*pę): „Kiedy bedo wyniki?” (ani do widzenia, ani nic).
Stwierdziłam, że skorzystam z rad rodzicielki i sama zdecydowałam odpisać na tę wiadomość. A zrobiłam to równie lapidarnie i napisałam: „Kiedy bedo, wtedy bedo”.
Mama do tej pory nie ma pojęcia, że kiedykolwiek doszło do takiej sytuacji, a minęło już 5 lat :)
Opowiem wam historię z mojego życia, z życia małej, około 8-, może 10-letniej dziewczynki.
Od początku podstawówki przyjaźniłam się z dziewczynką mieszkająca w niedalekiej okolicy. Byłyśmy nierozłączne i często się odwiedzałyśmy – dzieliło nas kilka domów. Dziewczynka ta (tutaj nazwana Joasia) mieszkała z rodzicami, rodzeństwem i dziadkiem. Historia dotyczy dziadka Joasi.
Chodząc do Joasi, bardzo często spotykałam przed domem na ławce jej dziadka. Był to starszy pan, o lasce, przygarbiony. Takiego go pamiętam. Bardzo często gdy przychodziłam do Joasi, dziadek widząc mnie pod domem, wołał na rozmowę i prosił, bym usiadła mu na kolanach. Robiłam to, bo przecież traktowałam go jak dziadka, tak samo jak własnego.
Nie pamiętam kiedy pierwszy raz mnie dotknął. Nie wiem kiedy się to zaczęło, ale pamiętam niektóre sytuacje, gdy trzymał swoja rękę miedzy moimi nogami, w kroczu albo na poziomie biustu (którego praktycznie nie było) i rozmawialiśmy, po prostu o szkole, o wszystkim, tak zwyczajnie. Nie wiedziałam, że to złe. Że takiego dotyku nie powinno być. Bo skąd miałam wiedzieć? Nie czułam się komfortowo, ale byłam nauczona szacunku i cierpliwości do starszych osób i nie protestowałam.
Z Joasią później się pokłóciłam i urwał się kontakt, pod koniec podstawówki nie chodziłam już do niej, nie widywałyśmy się. Dziadka widywałam tylko na ulicy, dzień dobry i do widzenia... Gdy byłam w gimnazjum podupadł na zdrowiu i nie wychodził z domu, a jakiś czas później umarł.
Na obecną chwilę nie czuję, żeby to jakoś na moją psychikę wpłynęło, raczej o tym nie myślę, ale wydaje mi się, że kłótnia i urwanie znajomości z Joasią „uratowało mnie” przed czymś, co mogło trwać nadal i w pewnym momencie zniszczyć moją już starszą i bardziej świadomą psychikę.
Moi rodzice nie kupują słodyczy. Oboje pracują jednak w takim zawodzie, że często przynoszą z pracy jakieś czekolady i bombonierki. Zostawiają je zawsze dla dzieci znajomych, do prezentów itp. Czasem mogę zjeść coś, co niedługo traci ważność i nie wypada tego podarować.
Uwielbiam słodycze i gdy zbyt długo ich nie jem, po prostu łamię jedną z czekolad, bo przecież połamanej nikomu nie dadzą :D
Pracuję w informacji kulturalnej w jednym z nadmorskich miast, aktualnie także jestem w pracy. Przychodzi tutaj dużo różnych ludzi; od Polaków po Amerykanów, od chrześcijan po muzułmanów, od starych po młodych. Jako że sezon już dobiegł końca i wydarzenia typowo kulturalne (typu koncerty) już się praktycznie skończyły, większość ludzi przychodzi zazwyczaj z typowymi turystycznymi pytaniami - a to gdzie najlepiej się wybrać coś pozwiedzać, a to gdzie można coś dobrego zjeść.
Jednak zauważyłam jedną zasadniczą rzecz, która odróżnia starszych (50+) ludzi od młodych, niezależnie od rasy, pochodzenia, wyznania.
Któregoś razu przyszła do mnie Niemka, na oko koło sześćdziesiątki. Podaje mi jakąś wizytówkę, na której widzę logo SPA, godzinę i termin wizyty. Pytam się jej uprzejmie, co mogę dla niej zrobić z tym. Ona, bez żadnego "proszę" lub "czy mogłaby pani uprzejmie" oznajmiła mi, żebym zadzwoniła pod ten numer i odwołała jej wizytę. Kulturalnie odmówiłam, wyjaśniłam, że mam przy sobie jedynie swój prywatny telefon i ponadto nie mam obowiązku spełniać takich "próśb". Pomyślałam, że skoro stać ją na SPA, to chyba musi mieć przy sobie choćby Nokię 3310. Zabrała wizytówkę, uśmiechnęła się sztucznie i po prostu wyszła. Bez żadnego "dziękuję" czy "pocałuj mnie w dupę".
Innego dnia podszedł również starszy pan (Polak) i wywiązuje się taka oto rozmowa:
(P)an: Niech mi pani sprawdzi lot do Cork.
(J)a: Słucham?
(P): No najbliższy lot do Cork, Irlandia, nie wie pani?
(J): Nie posiadam takiej wiedzy, proszę pana.
(P): Niech pani sprawdzi w Internecie, tak trudno?
(J): Tak, proszę pana, trudno, ponieważ nie znam się na tym.
(P): To jakaś bzdura! W informacji turystycznej nieraz sprawdzałem czy wykupywałem loty, pani sobie ze mnie żarty robi chyba!
(J): Proszę pana, to nie jest informacja turystyczna.
Spojrzał na wielki szyld z napisem INFORMACJA KULTURALNA, burknął coś pod nosem i poszedł.
Było jeszcze wiele innych takich sytuacji, nie wspominając już o awanturach przy kupnie biletów na koncerty. Do czego zmierzam: ponad 70% starszych osób, które tak narzekają na to, jaka młodzież jest niewychowana, zachowuje się jak panowie świata. Z kolei NIGDY nie spotkałam młodego człowieka, który nie powiedziałby "dziękuję", "proszę" czy "do widzenia". Wiem, że było tutaj już kilka wyznań o podobnej tematyce, ale musiałam podzielić się także swoimi obserwacjami. Już od kilku lat pracuję w kontakcie z klientem, nie tylko w informacji, i ten schemat zawsze się powiela.
Rada ode mnie: nie zmuszajcie się do uprzejmości i szacunku względem starszych osób, jeśli jedyne, co otrzymujecie w zamian, to burczenie i obelgi.
Dodaj anonimowe wyznanie