Pech? Każdy go ma. Ale jak się przypałęta, to kilka naraz...
Zaspałam do pracy, wybiegłam z domu, ale zapomniałam telefonu, więc wróciłam po niego. Zerwała się ulewa, musiałam zmienić kurtkę i buty. A czas leci. Przy bramie klucze wpadły w kałużę, wszystko mokre, kłódka się zacięła, ale zwalczyłam ją.
Wyjeżdżałam przez bramę, skrzydło walnęło w auto. Blacha wgnieciona. No nic, jadę.
Po drodze korek, bo stłuczka. Ale barany nie zepchną aut na pobocze, choć nikt nie ucierpiał, twardo czekają na policję... No nic, udało się dojechać do pracy na styk. Wysiadam z auta – telefon wypadł z kieszeni, trzask na chodniku. Ożeż..!
Pozbierałam elementy układanki, wpadam do roboty. Myślę sobie: napiję się kawki, już będzie dobrze.
Składam telefon, wow działa! Ooo, trzy nieodebrane. Dostawca miał awarię w trasie i nie dowiezie mi ważnego towaru. No nic, wsiądę w autko i pojadę te 60 km przejąć przesyłkę, bo mnie klient zabije, jeśli nawalę, obiecałam przecież towar...
Jadę, oczywiście korek, bo tir zahaczył pobocze i skręciło go, no zdarza się przecież. Tylko modliłam się, by nie złapać gumy. Znalazłam kierowcę, odbieram paczkę, mówię – a zaglądnę sobie – no tak, nie moja... Ale myślę – mądra jestem, że nie odjechałam! Szybka zamiana i w drogę.
Klient dzwoni, że czeka na towar. No przecież pędzę! Zresztą i tak jadę, zawiozę panu na budowę. Znam skrót.
Zabłądziłam. Po godzinie dotarłam, głodna i zła jak osa, ale paczka dostarczona.
Uff, myślę sobie – teraz tylko z górki. A w tym momencie cofająca koparka wjeżdża mi w auto. Zjechała policja, inspekcja pracy, bo kierowca pijany, więc znowu czekamy.
Dostałam ataku śmiechu, takiego z bezradności. Potem się popłakałam. Takie babskie zmiany nastroju.
Wieczorem poszłam do kolektury, przecież jak taki pechowy dzień, to muszę trafić tę szóstkę! Nie trafiłam ani jednej liczby.
Wychowywałam się na wsi, gdzie hodowla zwierząt to rzecz powszednia.
Wśród zwierząt hodowlanych w gospodarstwie moich rodziców moimi ulubieńcami były króliki :) Potrafiłam przesiadywać z nimi całymi dniami. Na wakacje do mojej wsi przyjeżdżała moja przyjaciółka z miasta, która często mnie odwiedzała.
Któregoś razu wspomniała, że zawsze chciała mieć królika, w końcu wybłagała rodziców i dostała... króliczka miniaturkę (dorosły osobnik kilka razy mniejszy od królika hodowanego na wsi). Pewnego dnia... przyszedł nam do głowy głupi pomysł: Rozmnożymy nasze króliki! Wsadziłyśmy więc jej króliczkę miniaturkę do klatki mojego pokaźnego samca. Oczywiście robotę wykonał :)
Niestety skutek był tragiczny.... miniaturka zdechła, ponieważ została zapłodniona i króliki znajdujące się w niej były za duże i po prostu ją rozsadziły...
Trauma została do dziś.
Jestem jedną z tych panienek z epoki komunikatora gadu-gadu. Dostawałam tam naprawdę różne propozycje, ale ta jedna była chyba najbardziej... dziwna?
„Droga pani X, po dokładnym przejrzeniu pani profilu stwierdzam, że może być pani zainteresowana moją propozycją. Chodzi mi głównie o dyskrecję w naszej relacji. Spotykalibyśmy się w stodole na mojej wsi, jestem zainteresowany orgią wraz ze zwierzętami. Pomyśli pani tylko nad ich przyjemnością ;) Mam tam parę koni, dwa sprawne psy, kilka przepięknych świnek i jest przy nas jeszcze rudawy kot. To on ma tak świetny gust i pomógł mi wybrać ideał spośród wszystkich kobiet na tym portalu. Trafiło na Panią ;) czy dobrze trafiliśmy? :*”.
Chciałabym mieć tak szalenie wykształconego kota.
Moja mama robi się coraz bardziej przytłaczająca. Nie zrozumcie mnie źle, kocham tę kobietę najbardziej na świecie, ale nie ma też osoby, która by bardziej działała mi na nerwy.
Ciągle jeszcze się uczę, a moja mama dostała jakiegoś pierdolca na punkcie moich ocen i nauki, bo inaczej się tego nie da nazwać – kontroluje mnie 24/7, strofuje mnie przy każdej okazji, a teraz nawet próbuje odcinać mnie od przyjaciół! Mam bardzo dobre oceny, zawsze mam albo pasek, albo jestem bardzo blisko jego otrzymania, nie sprawiam problemów nauczycielom i nie należę do „problematycznej” młodzieży. A mimo to ona traktuje mnie tak, że czuję się więźniem we własnym domu!
Moja przyjaciółka gorzej się u nas poczuła, później okazało się, że ma zapalenie krtani i tak się nieprzyjemnie złożyło, że się zaraziłam. A moja mama robi z tego dramat stulecia, jakbym co najmniej miała nie zdać z powodu tygodniowej nieobecności w szkole! No błagam!
W sobotę mam szkolne wydarzenie – nie chcę wchodzić w szczegóły jakie, ale wiąże się to z faktem, że jestem na profilu mundurowym. Zaraz po tym wydarzeniu chciałam się spotkać ze wspomnianą wcześniej przyjaciółką, a tu ni z gruszki, ni z pietruszki moja mama mi oznajmia, że ŻADNYCH spotkań z Zuzią więcej nie będzie, bo mnie zaraziła. NO DO JASNEJ CHOLERY! Przecież to nie jej wina, że akurat u nas się gorzej poczuła, poza tym skąd może wiedzieć, że to ja zaraziłam się od niej? Może było odwrotnie? Ale nie! Bo ktoś musi być winny.
Bardzo się z nią o to pokłóciłam, bo nie mam już 6 lat, żeby wybierała mi znajomych i decydowała, z kim mogę się widywać. No do członka wafla za niecały rok kończę 18 lat!
A to tylko jedna z wielu podobnych sytuacji. Ja już psychicznie z tą kobietą nie wytrzymuję. Coraz częściej myślę o ucieczce, jednak to nie za bardzo wchodzi w grę. Bo widzicie, bardzo chcę studiować prawo, by później zostać sędzią. A do tego potrzebne jest czyste konto – żadnego problemów z prawem. Co sprowadza się do tego, że ucieczka z domu całkowicie przekreśliłaby moje plany na przyszłość.
Próbowałam z nią rozmawiać, ale do niej nic nie dociera!
Gdy miałem 13-16 lat, moi rodzice nasłuchali się od jakiejś znajomej, że „w tym wieku chłopcy bardzo często się nie myją”. Co zrobili moi starzy?
Jak tylko ojciec przyjeżdżał z zagranicy do domu na parę dni, to kazali mi się myć z nim. Tak, k*rwa, 15-letni chłop z ojcem pod jednym prysznicem i jeszcze instrukcje, jak mam się myć.
Ojciec miał bardzo gęste owłosienie na nogach i wyżej. Do dzisiaj golę nogi i miejsca intymne, bo mnie trafia, jak mam tam włosy. A jak widzę gołego faceta – czy to bez koszulki, czy w krótkich spodniach – to mi się automatycznie chce rzygać.
Starzy nie widzieli w tym nic złego. Minęło ponad 15 lat, a ja nadal mam traumę…
Mam 27 lat, w sumie za niedługo 28 i czuję się... staro. Patrzę na 19-, 20-latki i uświadamiam sobie, że w zasadzie to mam prawie 30 lat i już nie jestem ta młodą dziewczyną, którą kiedyś byłam. Mam przy tym wrażenie, że choć wiedziałam, że czas przemija, to jednocześnie nigdy nie byłam tego tak naprawdę świadoma. Przeraża mnie przemijanie. Nie czuję się przy tym wcale bardziej dorosła. Bardziej doświadczona – tak, dorosła – niekoniecznie. Tym bardziej mnie to przybija.
Dodatkowo nie mam partnera i o ile dawniej sądziłam, że mam mnóstwo czasu przed sobą, to teraz widzę, że tego czasu jest coraz mniej. Za chwilę na „rynku” zastąpi mnie to nowe pokolenie dziewcząt. Po co komu 30-latka, skoro może mieć 20-latkę?
Są też plusy, przynajmniej wiem, że młodsza już nie będę, co motywuje mnie do działania.
Ostatnio w pełnym marokańskim upale wspinałam się na górę z ruinami zamku. Byłam tam z mamą, ale powiedziałam jej, żeby została na dole, przy samochodzie, bo podejście jest dość niebezpieczne. Sama wybrałam się na „ścianę” porośniętą jakimiś drapiącymi krzakami. Pierwsza część była w miarę lekka, przeciskałam się między drzewami, później fragment ze zdradliwymi kamieniami, które co chwilę wysuwały się spod moich stóp i wywoływały kolejne minilawiny. W niektórych miejscach było naprawdę ciężko, ale w końcu dodrapałam się do miejsca, w którym skała była już w jednym kawałku. Tutaj zaczęła się konkretniejsza wspinaczka. Żar lał się z nieba, a ja wspinałam się po skałach jak nieustraszona. Kilka minut później byłam już niemal na szczycie, zrobiłam sobie odpoczynek na półce skalnej, napiłam się wody i ruszyłam dalej. Dojście do ruin było już lekkie, pozostało mi sforsować mur. Ułożyłam górkę z kamieni i stąd udało mi się dosięgnąć szczytu murka. Wciągnęłam się, przetoczyłam i spadłam po stronie zamkowego dziedzińca. Nic mi się nie stało, ale poleżałam sobie tak chwilę i przyjemnie zmęczona patrzyłam z uśmiechem w niebo. Wtem usłyszałam:
– Ej, córcia, nic ci nie jest?
– Nie! Mamo! Skąd ty się tu wzięłaś? Jak!?
– A bo cię tak długo nie było, to sobie poszłam taką drogą tam za drzewem i tak sobie spacerowałam i doszłam tam od frontu i tam jest otwarta brama, no to weszłam.
Noż kur...
Jak byłem mały (czyli jakieś 6-7 lat), gdy szedłem gdzieś z mamą, zawsze patrzyłem się na dziewczyny, które po drodze mi się spodobały (zawsze były to licealistki). Wpatrywałem się w nie i myślałem, że jak któraś popatrzy się na mnie, to mamy jakieś połączenie myślowe i jesteśmy dla siebie stworzeni .
W ten sposób znajdywałem „tę jedyną” jakieś pięć razy dziennie, mając 6 lat :)
Obecnie mam 23 lata. W sumie nigdy nie umiałam śpiewać, ale zawsze to kochałam i miałam marzenie, żeby kiedyś zostać piosenkarką. Kiedy zaczynałam śpiewać w domu, mój tata przybiegał z pomocą, bo myślał, że płaczę, a brat zawsze rzucał we mnie poduszką, żebym była cicho. Ale chęć śpiewania pozostała. No więc zawsze jak wracam z miasta, siadam na przystanku, gdzie nigdzie nie ma ludzi i zaczynam śpiewać jak na koncercie. Głośno i jak najładniej potrafię. Jak zauważam, że ktoś się zbliża, natychmiast milknę.
Kiedyś nie zauważyłam pewnej staruszki, a ona wysłuchała mojego koncertu i na koniec zaczęła mi bić brawo.
Ot, taka ciekawostka.
(Dla tych, co domagają się szczegółów – uciekłam, a śpiewać na przystanku dalej śpiewam :D Niespełnione marzenie pozostanie na zawsze)
Ostatnio usłyszałam taką historię: pierwsza klasa SP. Zebranie rodziców z dziećmi i wychowawczyni. Wychowawczyni zaprasza mnie do biurka, podaje książkę i prosi, żebym przeczytała wskazany fragment. I tu moja mama opowiada, że zapadła się w sobie, oczekiwała, że będzie się wstydzić, bo będę dukać. Jakże się zdziwiła, kiedy okazało się, że jako jedno z niewielu dzieci w klasie czytam płynnie, wyraźnie, z użyciem znaków przestankowych.
Byłam zaskoczona. Nie wierzyłaś we mnie? – zapytałam. Nie wierzyłam – powiedziała. – Czułam wstyd, dopóki nie usłyszałam, że pani cię chwali.
Wstyd? Tak, powinna czuć wstyd. Że tak bardzo skupiła się na moim bracie, że nie widziała, że już w zerówce płynnie czytałam.
Dodaj anonimowe wyznanie