Pierwszy dzień w pracy.
Wszystko super, pięknie, już prawie koniec dnia. Musiałam skorzystać z toalety. Poszłam do łazienki, były tam inne pracownice. Udałam się do kabiny. Już sobie spokojnie siadam z zamiarem opóźnienia pęcherza i nagle... wypierdziałam symfonię Beethovena.
Gdy skończyłam, usłyszałam tylko głośne trzepnięcie drzwiami.
Nie jesteśmy teraz koleżankami, nie pałamy do siebie żadnym uczuciem.
Gdy byłem nastolatkiem (co miało miejsce dawno, bo jeszcze wielką powodzią), zamykałem drzwi od swojego pokoju na klucz. Podsłuchałem raz rodziców, gdy rozmawiali:
– Czemu on się zamyka?
– No a jak myślisz... Jest nastolatkiem, więc to oczywiste, co robi...
Przestraszyłem się, ponieważ rodzice lubili kontrolować każdy aspekt życia, nawet oglądanie telewizji, więc kilka dni później przyznałem im się, że w tajemnicy kupiłem sobie GameBoya (pierwsza wersja czegoś, co można uznać za konsolę przenośną) i grałem.
Dopiero niedawno domyśliłem się, o co mogli mnie rodzice podejrzewać, gdy mój syn się zamykał w pokoju, co irytowało żonę, a ja powiedziałem, że pewnie kupił sobie przenośną konsolę i gra tak jak ja w dzieciństwie. Ależ ona miała zdziwioną minę :D
Jedna koleżanka obraziła się na mnie, bo nie złożyłam jej życzeń na Facebooku, a jeszcze inna dlatego, że nazwałam jej ukochanych Bars and Melody – „barszcz i mielony”.
Huh, chyba czas zmienić znajomych.
Byłam molestowana seksualnie.
Minęło już ponad 10 lat od ostatniego razu. Niestety to co się wydarzyło, ma ogromny wpływ na mój obecny związek z chłopakiem i na moje kontakty z innymi ludźmi.
Nie wiem kiedy to się zaczęło. Miałam może 4 lub 5 lat? Dotykanie miejsc intymnych, zachęcanie do całowania lub polizania przysłowiowego „ptaszka”. Parę lat później „zabawa” polegająca na wkładaniu palców, aż w końcu członka. Do tej pory pamiętam, jak przestrzegał mnie, abym nie wołała mamy podczas kąpieli czy toalety, bo mogę być „trochę czerwona tam na dole”.
Nie chcę znać tego człowieka, nie chcę też, aby stracił to, co ma – rodzinę, syna, pracę.
Chciałabym powiedzieć o tym mamie, ale boję się, że złamię jej tym serce.
Mój oprawca? Cztery lata starszy brat.
Gdy po prawie 6 latach okazało się, że narzeczony mnie zdradza z naszą wspólną znajomą (nie znałam jej zbyt dobrze), byłam zdruzgotana. Chlałam codziennie, z łóżka wstawałam tylko do pracy i przed komputer - słuchałam jakichś smętów i szedł browar za browarem, bo gdy się upiłam, robiło mi się lepiej. Zamieniłam się we wrak człowieka. Rozpamiętywałam, jacy to kiedyś byliśmy szczęśliwi, rozpaczałam, jak to żyć bez niego nie mogę...
A potem przyszedł gniew. Bo przecież niczego złego nie zrobiłam, a on się wdał w regularny romans i teraz świetnie się bawił ze swoją nową dziewczyną. Inni mi mówili "Olej to, zacznij żyć od nowa bez niego", ale ja wiedziałam, że dopóki zemsta się nie dokona, dopóki on nie będzie cierpiał podobnie jak ja, to spokoju nie zaznam.
Postanowiłam odezwać się do niego, "wybaczyć mu", zaprzyjaźnić się z jego kochanką-panną i zniszczyć ich od środka. Wiedziałam, że nie oprze się bzykaniu byłej i aktualnej jednocześnie.
Bardzo szybko w to wsiąkł i był wielce zadowolony, że ma dwie kobiety. Ona po krótkim czasie się o tym wszystkim dowiedziała - w sumie przez przypadek, bo znalazła mój włos w ich łóżku. Odczekałam, aż złość jej przejdzie i złożyłam im wizytę. Na początku nie chciała ze mną rozmawiać, ale gdy w końcu zaczęłyśmy, nie mogłyśmy przestać. Rozmawiało mi się z nią wspaniale, co wtedy niechętnie musiałam przyznać, ale postanowiłam dalej grać w swoją grę. Zaczęliśmy się spotykać w trójkę i spędzać ze sobą każdą wolną chwilę. Im bardziej zbliżałam się do jego dziewczyny, tym bardziej byłam zdeterminowana, żeby go zgnoić. Polubiłam ją, stała się jakby moją siostrą w tej patologii, a że była młodsza, włączył mi się względem niej jakiś dziwny tryb obronny. Na serio nie chciałam, żeby straciła kilka lat na związek z kimś takim.
Z jednej strony ją szczerze wspierałam (zaczął jej wywijać niezłe jazdy - awantury, wieczne pretensje, zabieranie kluczy do domu), z drugiej sączyłam w niego jad, że jestem lepsza od niej, w końcu tyle lat przeżyliśmy razem, tylko ja wiem, jak mu dogodzić w każdym względzie... Po 10 miesiącach stanął u mnie w drzwiach z walizkami i prosił o powrót. Słodził, jak to zrozumiał swój błąd, jaka to ona jest beznadziejna, że jestem miłością jego życia, sraty pierdaty. I wtedy, gdy był tak przekonany, że zostawił sobie uchyloną furtkę i znowu będzie miał miło i słodko, powiedziałam: NIE.
Czekałam na to 10 długich miesięcy. Możecie pisać "jesteście siebie warci". Pierwszy i raczej ostatni raz zrobiłam taką akcję. Zaczęłam z zemsty za siebie, skończyłam z zemsty i z troski o tamtą dziewczynę. Z nią cały czas utrzymuję serdeczny kontakt, układa sobie życie z fajnym kolesiem, ja zresztą też. A on? Niech się wali.
Byłem świadkiem chyba najbardziej poruszającej sceny w moim życiu.
Pracuję w firmie pogrzebowej i wożę trumny na cmentarz, czasem też się zdarzy, że pomogę zasypać grób. W takiej pracy szybko tracisz wszystkie uczucia, bo każdego dnia widzisz zapłakanych ludzi, szlochy, krzyki, niezwykłe dramaty i emocje. Jestem wrażliwy i na początku to był dla mnie koszmar – często uroniłem łzę, widząc te wszystkie sceny, ale z czasem człowiek się przyzwyczaja i przechodzi do porządku dziennego, nawet widząc jak po śmierci 5-latki na jej pogrzebie płaczą rodzice i jej kilkuletnie rodzeństwo. Rodzice opłakujący swoje dzieci, siostra płacząca za bratem, mąż za żoną, to wszystko jest chlebem powszednim.
Wczoraj mieliśmy pogrzeb. Zmarł jakiś 24-letni chłopak, podobno nagle i niespodziewanie. Standardowo była cała rodzina, jacyś znajomi, kilka starszych osób, generalnie typowa zbieranina, jak to na pogrzebie. Była tam też młoda dziewczyna, która jak się okazało, była dziewczyną tego zmarłego chłopaka. Zerkałem na nią co jakiś czas, bo ciągle się trzęsła i wyglądała nie najlepiej. Szlochała jak wszyscy wokół, a gdy ksiądz skończył mówić, to zaczęła głośno płakać, chyba rozumiejąc, że za chwilę zakopią trumnę na zawsze. Nikt nie mógł jej uspokoić, zaciągała nosem i płakała wniebogłosy. Cóż, okropny widok, ale to się zdarza dość często... Po chwili zaczął się proces wkładania trumny do wykopanego dołu. Dziewczyna trzęsła się jak w konwulsjach, a w chwili, a gdy ksiądz sypnął symboliczną garść ziemi, to coś chyba w niej pękło, bo rzuciła się nagle do przodu, podbiegła do trumny i położyła się na niej, obejmując ją i przeraźliwie płacząc. Na początku dwóch starszych panów rzuciło się w jej stronę, może ojciec i wujek, ale widząc tę ściskającą za gardło scenę, zatrzymali się w pół drogi i niemo patrzyli.
Dziewczyna leżała tak wtulona i płakała wniebogłosy, chyba jeszcze nigdy nie widziałem takiego żalu. Wszyscy wokół płakali. Kurde, jak to zobaczyłem, to nie mogłem powstrzymać łez i te momentalnie zaszkliły się w moich oczach. Zerknąłem na kolegów stojących obok, wszystko doświadczeni ludzie, którzy niejedno widzieli, ale każdy zareagował tak jak ja.
Po jakiejś minucie ci dwaj starsi podeszli do dziewczyny i chcieli ją zabrać, ale ta wyrywała się i nie chciała puścić trumny, ciągle płacząc. Po chwili uspokoiła się i już myślałem, że będzie dobrze, ale okazało się że... zemdlała. Niezwykły widok – trumna 24-latka gotowa do zakopania, a obok niej zapłakana dziewczyna, która zemdlała i wyglądała, jakby też miała umrzeć. Ktoś zadzwonił po karetkę, która zaraz przyjechała i zabrali dziewczynę do szpitala. Zakopano chłopaka już bez jej obecności.
Nie wiem co się z nią dalej stało, ale zapamiętam ten dzień do końca życia.
Czy was też czasami wkurza, gdy ktoś mówi, że daną rzecz zrozumieją tylko roczniki np. 1985-1999, a okazuje się, że jesteś z 2003, a również rozumiesz i pamiętasz większość rzeczy, których „nie zrozumiesz”, wiele zabaw, bajek, słodyczy i miałeś tak samo zajebiste dzieciństwo, a nie tylko siedziałeś w domu?
Albo gdy ktoś mówi, że „dzisiejsze pokolenie to tylko na komputerach i telefonach siedzi”, a masz swoją paczkę znajomych, z którymi codziennie od rana do nocy spotykasz się i robicie niemal wszystko, co robiły dzieci, które kiedyś nie miały komputerów...
Ostatnio zastałam moją mamę plączącą.
Zamiast ją przytulić lub spytać o co chodzi, po prostu stałam przez chwilę kompletnie sparaliżowana i na nią patrzyłam. A potem to we mnie uderzyło. Mimo że kocham mamę nad życie, nie potrafię okazać jej głębszych uczuć...
Jestem normalnym, dobrym chłopakiem. Moje uzależnienia nie są groźne i raczej nie przeszkadzają nikomu w życiu powszednim. Jednym z nich jest demaskowanie wszystkich Plagiatorów Anonimowych Wyznań.
Kiedy widzę wyznanie przekopiowane z yafuda, wyznajemy, czy piekielnych, od razu wyszukuję je na wcześniej wymienionej stronie. Wklejam linka historyjki do komentarzy wyznania plagiatora i czekam. Zwykle po kilku godzinach, gdy chcę sprawdzić ile lajków zdobył już mój komentarz, klikam na niego i zyskuję dziką satysfakcję, gdy wyznania już nie ma, a zamiast niego pojawia się wielki napis "Błąd 404 Podana strona nie istnieje". Do tej pory udało mi się pokrzyżować plany 6 plagiatorów. Możecie nazywać mnie konfidentem, ja robię tylko to, co trzeba zrobić.
To ja...
...Nocny Stróż Anonimowych.
Rodzice mogą być dumni! Wychowali mnie na bardzo kulturalną osobę.
Ostatnio kiedy byłam w sklepie i płaciłam kartą, podziękowałam terminalowi za przyjęcie zapłaty.
Kiedyś też, gdy wysiadałam z windy, powiedziałam do sąsiada, który jechał dalej: „dziękuję bardzo!”.
A przepraszanie słupów, na które wpadłam, to już oczywiście codzienność.
Dziękuję bardzo za uwagę :D
Dodaj anonimowe wyznanie