Kilka dni temu poznałam uroczego policjanta. Porozmawialiśmy trochę, a że rozmowa bardzo dobrze się kleiła, a on musiał iść już na służbę, poprosił mnie o mój numer telefonu, aby potem umówić się na jakąś kawę. Gdy już go dostał, zadzwonił do mnie, abym i ja miała jego numer. I wtedy usłyszałam, jak mój telefon rozbrzmiewa utworem „HWDP JP 100%”, który ustawił mi mój brat, a o którym kompletnie zapomniałam...
Pan policjant spojrzał na mnie spod byka, odwrócił się i poszedł. Nie poszliśmy na kawę.
Noszę pieluchy dla dorosłych, bo lubię. Po całym tygodniu w weekend zakładam sobie pieluchę rano i idę na taras, popijam kawę, odpalam papierosa i sikam... Uwielbiam to uczucie rozchodzącego się ciepła i pęczniejącej pieluchy. Chyba wewnętrznie mnie to uspokaja i daje poczucie bezpieczeństwa. Uczucie, jakie towarzyszy noszeniu zmoczonej pieluchy jest wspaniałe i ciężko to opisać.
Mam 30 lat i nigdy w życiu nie leciałam samolotem. Wstydzę się tego, bo większość osób, które znam, ma to już za sobą albo co jakiś czas lata sobie na wczasy, więc czuję się trochę jak dziwak. Kiedy byłam dzieckiem, moi rodzice nie mieli kasy, tak że podróże były poza moim zasięgiem. Byłam kilka razy za granicą, gdy zarobiłam własną kasę, ale to były wypady samochodem, autobusem albo promem. Nie boję się latania, przeraża mnie odprawa na lotnisku. Nie wiedziałabym gdzie pójść, co robić po kolei i gdzie po wylądowaniu miałabym odebrać bagaż. Moja kuzynka w ogóle nie wsiadłaby na pokład samolotu, gdyby nie jakaś kobieta, która pokazała jej wszytko od A do Z. Koleżanka mojej mamy jakiś czas temu leciała po raz pierwszy, oczywiście stresowała się niemiłosiernie. Jej mąż powiedział jakiejś kobiecie z obsługi lotniska, że żona leci pierwszy raz i się denerwuje. Skontrolowali ją tak, jakby była potencjalną terrorystką i babka do dziś wspomina to nieprzyjemnie. Boję się, że u mnie mogłoby być podobnie. Chciałabym polecieć chociaż raz, ale z osobą, która już latała i wszystko by mi pokazała. Niestety, znajomych prawie nie mam, a ci co są, nie lubią podróżować. Wśród ludzi wstyd się teraz przyznać do tego, że nigdy się nie latało, bo to teraz jest powszechny środek transportu. Gdzie znaleźć osobę do wspólnego podróżowania, która pokazałaby laikowi, jak w ogóle przejść kontrolę przed lotem?
Ja latam naprawdę sporo, a i tak gdy mam lecieć z jakiegoś nowego lotniska, to je sobie najpierw googluję i sprawdzam jak wygląda, gdzie jest odprawa, itd. Są też szczegółowe filmiki na youtubie, tam pokazują wszystko krok po kroku. Każde lotnisko wygląda trochę inaczej, a ja się w takich miejscach potrafię zgubić, choć mam za sobą już jakieś 200 lotów.
Obydwoje z chłopakiem jesteśmy po czterdziestce. Ostatnio zaczęły mi się poważne problemy hormonalne, więc libido spadło poniżej zera. Jesteśmy w związku od 2 lat i szczerze mówiąc, to ja zawsze musiałam przejmować inicjatywę. W pewnym momencie przestałam i zaczęłam tego od niego wymagać, a wtedy nasze życie seksualne praktycznie przestało istnieć. Niedawno odkryłam, że on notorycznie ogląda firmy gejowskie i sama nie wiem co o tym myśleć.
Nie wiem, co robić. Tydzień temu zerwała ze mną dziewczyna. Powiedziała, że to dla mojego dobra, bo ma mało czasu na spotkania (przez swoją pracę). Widzieliśmy się mało razy w tygodniu, ale codziennie pisaliśmy i rozmawialiśmy, a jak się widzieliśmy, to zawsze super mijał czas. Powiedziałem jej, że taki układ mi nie przeszkadza, ale uznała, że lepiej zakończyć związek, bo uważa, że zasługuję na więcej. Byliśmy razem ponad pół roku.
Od tygodnia nie mogę przestać o tym myśleć. Brakuje mi jej obecności – wiadomości, rozmów, wspólnych chwil i tej miłości. Dwa dni temu napisałem, że mi jej brakuje, kontaktu jakiegokolwiek i że jest mi trudno, a dzień temu, że płakałem (ale nie wyznałem jej, że chcę powrotu, bo bałem się, tylko pisałem, jak się czuję fatalnie). Odpisała, że jej też było ciężko, że płakała i że nigdy nie chciała stracić kontaktu ze mną. Teraz jesteśmy w kontakcie jako przyjaciele, ale to nie to samo. Nie wiem, czy wypada pisać do niej codziennie kilka razy tak, jak kiedyś. Nie wiem nawet co wypada, a co nie. Staram się trzymać granice, ale ciężko mi to przychodzi, bo dalej chcę jej i wrócić do tego, co było.
Najbardziej boli mnie powód rozstania. Nie widzę w tym sensu – nie pokłóciliśmy się, wszystko układało się dobrze. Powiedziała, że zasługuję na więcej, ale ja tego nie rozumiem, bo dla mnie ona była idealna taka jaka była. Nie widzę tego powodu, abym był na nią zły. Czuję się bezradny, bo nic nie mogłem zrobić, żeby temu zapobiec. Próbuję zaakceptować jej decyzję, ale czuję, że bardziej mnie to rani, niż chroni.
Znalezienie nowej osoby mnie przytłacza. Mówiła, że sobie na pewno kogoś znajdę. Zainstalowałem Tindera kilka dni po rozstaniu, bo chciałem szybko załatać brak, ale rozmowy tam nie wychodzą – żadnych par nie mam, a jak mam i napiszę, to zero odpowiedzi, i z każdym dniem czuję że ja nie chcę nikogo nowego – chcę jej (jej znalezienie i tak zajęło bardzo długo czasu). Myślałem nawet, żeby napisać do jej bliskich i zapytać, czy warto prosić ją o powrót, ale boję się, że to zniszczy naszą przyjaźń i zrani ją, jak się dowie (czy może to dobry pomysł?).
Nie wiem, jak sobie z tym poradzić. W dniu rozstania myślałem, że to przejdzie, ale z każdym dniem odczuwam co raz bardziej jej brak i co straciłem. Staram się czymś zająć, ale nic mi się nie chce i trudno mi znaleźć jakieś zajęcie. Nawet w pracy myślę o niej, a w domu to leżę, przeglądam internet, smucę się i płaczę. Czuję się kompletnie zagubiony i boję się jakiekolwiek kroki robić. Czy warto próbować o nią walczyć i napisać? Chcę tego, ale boję się, że jak napiszę, to urażę ją pomimo próśb i stracę kontakt, nie napiszę teraz, to będę żałować, a jak napiszę za kilka dni, to przestanie do mnie cokolwiek czuć. Proszę, doradźcie mi, dajcie słowa otuchy, bo nie wiem, co robić i jak myśleć.
Najbardziej boli Cię powód rozstania, bo każda uncja twojego jestestwa wrzeszczy Ci do ucha, że to kłamstwo. Oczywiście, nie skłamała mówiąc, że jest to dla Twojego dobra, bo związek z kimś, kto Cię nie kocha, nie wyjdzie Ci przecież nigdy na dobre. Pewnie poczujesz się teraz jakbym tłukł Ci kafarem w klatkę piersiową, ale najpewniej powodem rozstania jest jeden z dwóch:
1. Nie jesteś dla niej atrakcyjny, a ona ma na oku kogoś, kto jest.
2. Ona jest już we wczesnej fazie relacji/związku z kimś, kto jest dla niej atrakcyjniejszy.
Pochodzę z bardzo bogatej rodziny. Interesy ojca są w całej Europie. Moja rodzina jak i rodzeństwo korzystają z tego. Pracują u ojca itd. Moje rodzeństwo to typowe banany. Tatuś kupował najnowsze konsole, samochody, smartphony, najlepsze i najdroższe ubrania. Ale nie mi. Jestem najmłodszy. W wieku 16 lat poszedłem do pracy na wakacje i ciężko pracowałem, żeby kupić sobie lepszy telefon. Od tamtej pory ciągle pracuję. Skończyłem studia itd. Za zarobione pieniądze w okresie studiów otworzyłem firmę. Pracuję na swoim. Moje rodzeństwo zawierało związki małżeńskie – ojciec opłacał wesele i wszystko. Ich wesela kosztowały grubo ponad 0.5 mln zł. Było na nich wszystko. Ojciec postawił każdemu z nich dom, kupił dobre samochody i żyją jak pączki w maśle. Oficjalnie pracują u ojca, ale w pracy nikt ich nigdy nie widział. A ja? Nie mogę dostać kredytu na mieszkanie, bo za mało zarabiam. Haruję jak wół po 15-17 godz dziennie. Nie mogę pozwolić sobie na żaden luksus jak urlop. Po prostu mnie na niego nie stać. Ostatnio na spotkaniu rodzinnym brat oświadczył mi, że jestem frajerem, bo tyle pracuję i nic nie mam. A on 4 razy w roku lata na wakacje z żoną i dziećmi, że w sumie dobrze im się żyje. Dlaczego ojciec mnie tak traktuje? Całe życie znęcał się nade mną. Bił, tłukł do krwi, szarpał, nienawidził. Dlaczego? Bo gorzej się uczyłem niż moje rodzeństwo. Dzisiaj mam 30 lat i jak chcę sobie kupić buty, bo stare po prostu zniszczyły się, to kilkukrotnie liczę, czy mogę sobie na to pozwolić. Czuję się jak ostatni nieudacznik życiowy, jak śmieć.
Historia ta zdarzyła się kilka miesięcy temu. Tej nocy byłem sam w domu (no nie do końca sam, bo z kotem, ale mama wyjechała poza miasto). Bez kontroli rodzicielskiej mogłem posiedzieć trochę dłużej w nocy, więc słuchałem muzyki z głośników, rozmawiałem z ludźmi na Facebooku i tym podobne. Nagle układ pokarmowy alert, czas na dłuższe posiedzenie... No to biorę telefon, klasycznie, i idę. Wszystko wydawało się git, gdy w pewnym momencie skończyła się muzyka, a zaczęło się stukanie w klawiaturę. Nie ukrywam, że z początku byłem przerażony, od razu tysiąc myśli – ktoś się włamał, ale po co robi coś na komputerze? Matko, może to duchy? Uspokoiłem się, gdy wpadłem na to, że mógł to być kot, lecz tej myśli szybko się pozbyłem, bo futro siedziało obok mnie. Po chwili postanowiłem wziąć się w garść i ruszyć na napastnika. Jak siedziałem, tak wstałem i ukradkiem wyszedłem z toalety, wziąłem największy nóż, jaki tylko mogłem znaleźć i dawaj na włamywacza.
Włamywaczem okazało się być automatyczne przełączanie filmów na YouTube, akurat wskoczyła piosenka, którą rozpoczynało stukanie w klawiaturę. Zawał gwarantowany...
Gdy miałam 7 lat pani w pierwszej klasie opowiadała nam, że kiedyś ludzie aby wyzdrowieć pili swój mocz lub smarowali nim rany. Jako dziecko byłam bardzo ciekawa smaku moczu. Wieczorem w kąpieli zachciało mi się siusiać i wpadłam na „genialny” plan. Wzięłam jakąś pustą butelkę po bańkach i nasikałam do niej, po czym spróbowałam wziąć łyka. Do teraz nikomu się nie przyznałam, że kiedyś spróbowałam sików i bardzo się tego wstydzę.
Dla tych, których ciekawi smak moczu: jest słony i jakkolwiek to brzmi, nie polecam.
Od zawsze byłam szczupła, ale przez ostatnie parę lat wyglądałam jak patyk. Do pewnego momentu wmawiałam sobie, że wyglądam ładnie, idealnie, że mam figurę idealną, w końcu takie panują kanony piękna. Ważyłam wtedy 55 kg przy 175 cm wzrostu. Parę miesięcy temu urodziłam dziecko. Przytyłam w ciąży prawie 30 kg. Aktualnie ważę 70 kg. I czuję się z tym świetnie. Patrzę w lustro i podoba mi się, co widzę. W końcu czuję się jak kobieta. Podobają mi się krągłości, których nabrałam.
Może nic niezwykłego, ale musiałam to z siebie wyrzucić. Piszę to tutaj, bo mam wrażenie, że koleżanki obrażają się za to, że nie narzekam na figurę i nie dążę panicznie do powrotu do wagi sprzed ciąży.
Jedno wyznanie zmotywowało mnie do opisania zdarzenia z młodości, jak byliśmy w 7 klasie.
Za dziecka często bawiliśmy się w piwnicy z dziewczynami i niekiedy pokazywaliśmy sobie nawzajem nasze miejsca intymne. Ot, takie niewinne igraszki.
Raz młodszy kolega rozebrał się do naga i z penisem w zwodzie tańczył do piosenki ABBY, śpiewając: „Honey, honey, dup do ściany, oo, honey, honey”. Do tego za każdym razem majtał swoim sprzętem koło nosów tych dziewczyn. Dziewczyny były przy tym czerwone jak buraki.
Nic by się nie stało, jakby nagle matka jednej z dziewczyn nie wleciała do piwnicy ze względu na głośną muzykę... Zrobiła straszną awanturę. Potem nasi rodzice w domach jeszcze nam wszystkim dołożyli. I te krzyki: „Co z was wyrośnie?!”...
Każdy jakoś wyszedł na ludzi, zdobył wykształcenie itd. Ale wspomnienia pozostały. 😁