#iaDFC

Przykro mi że mimo skończonych osiemnastu lat rodzice nadal traktują mnie jak pięciolatka.

Dostałem zaproszenie na osiemnaste urodziny mojej koleżanki z klasy, które odbędą się na początku maja. Moi rodzice nie za bardzo chcą mnie puścić, bo obawiają się, że zaleję się w drobny mak, wyląduję na izbie wytrzeźwień, wpadnę w złe towarzystwo, oraz ogólnie, że nie skończy się to dobrze. Ale ja przecież sam mam skończone 18 lat, jestem w miarę rozsądny i odpowiedzialny i mam odrobinę oleju w głowie, więc nie rozumiem o co chodzi moim rodzicom. Jestem bardzo młody i też potrzebuję w życiu trochę zaszaleć. Zresztą nie muszę żyć tylko nauką.

#sTUlx

Będzie obrzydliwie.

Wychowywałam się na wsi. Moi rodzice mieli takie małe gospodarstwo – zwierzęta i rośliny były na użytek własny. No i była kura, którą tata nazywał Szalona. Ja miałam wtedy jakieś 6 lat i bałam się obok niej przechodzić, bo często rzucała się na mnie z dziobem. Oczywiście kur mieliśmy więcej i rodzice (czasami ze mną, jeśli pan leń mnie nie dopadł) wieczorem chodzili po stajni i stodole i zbierali jajka, które kury zniosły w takich specjalnie poustawianych dla nich paczkach.
Tego dnia poszłam z nimi i zobaczyłam, że paczka, w której od jakiegoś czasu ciągle siedzi Szalona, jest pusta. Oto okazja do zemsty! Gdy rodzice nie patrzyli, ukradłam jej dwa jajka. Niech ma za swoje, menda. Rodzice z jej paczki nic nie zabierali, więc myślałam, że się boją...
Od razu po powrocie do domu poprosiłam mamę o jajecznicę na kolację – zależało mi, żeby zjeść jajka Szalonej, bo to w końcu zemsta. Mama przy kuchence, ja na krześle i ją obserwuję. Wybija jajka, a na patelni ląduje... taki jeszcze niezbyt ukształtowany kurczak.

Od tego czasu minęło prawie 20 lat, a ja już nigdy więcej nie zjadłam jajka.

#I4o4A

Moja mama zmieniła moje życie w koszmar. Niby kochana, pracująca kobieta, nigdy mnie nie uderzyła, dbała o moje zdrowie, ale wykańcza mnie psychicznie. Mimo że mam 19 lat, to w poniedziałki i wtorki muszę wykąpać się do 20:20, w resztę dni do 21:00. Włosy myję tylko we wtorki i soboty. Co sobotę wstaję o ósmej (sama się budzę, ze strachu, przed awanturą) i sprzątam. Kurze z mebli wycieram kilka razy, zanim ustawię rzeczy, aby mama nie miała się do czego przyczepić, podłogi czasem myję dwa razy dziennie. Po 21:00 nie włączam już komputera. Gdy byłam młodsza i miałam wrócić do domu o 20.00, to ja o 19:40 już byłam w strachu przed awanturą. Moja mama robi awanturę o wszystko, jest straszną pedantką. Kiedyś gdy zapytałam, czy umyć u niej podłogę, zrobiła taką awanturę, że przecież wcześniej mówiła mi, że tak (a wcale nie mówiła, babcia potwierdziła), że prawie zabrało mnie pogotowie, bo po każdej takiej kłótni boli mnie serce, mam problemy z oddychaniem i mam mrowienie rąk i twarzy.
Kąpiąc się, gdy usłyszę jakiś głośniejszy dźwięk, natychmiast kończę kąpiel i idę sprawdzić, czy nie zrobiłam czegoś nie po mamy myśli. Dobrze się uczę, pomagam jak mogę, a i tak słyszę, że jestem najgorsza, że inne dzieci to i tamto, a ja to nic nie robię.
Nigdy nie miałam włączonych dźwięków w telefonie, bo gdyby je usłyszała, zaraz by było przesłuchanie kto to, po co i żebym w końcu odłożyła ten telefon.
Mimo że się jej boję, to czuję potrzebę przytulania, rozmowy, ale gdy idę jej coś opowiedzieć, to mnie nie słucha, bo czyta gazetę, albo za godzinę nie pamięta, że jej to mówiłam.
Krzyczy na mnie, gdy np. skapnie mi jogurt na bluzkę albo że pogniotłam kołdrę i brzydko wygląda. Boję się jej powiedzieć o jakimkolwiek problemie, o złej ocenie, o dziurze w spodniach czy o tym, że coś zgubiłam.

Nie mam nikogo bliskiego, by mu o tym powiedzieć, czekam, aż za rok skończę szkołę i będę mogła iść do pracy i się wyprowadzić.
Mimo że wiem, że to przez nią jestem nerwowa i przeżywam taki psychiczny koszmar, to mam wyrzuty sumienia, że myślę o wyprowadzce i zostawieniu jej samej.

#P9T65

Na studiach wynajmowałam mieszkanie razem z dwójką innych studentów – załóżmy,
że nazywali się Kasia i Rafał (poznałam ich, dopiero gdy razem zamieszkaliśmy). Kasia była zabiegana, dużo zajęć na uczelni, praca, a w wolnym czasie częściej wracała do rodzinnego domu, niż zostawała w mieszkaniu, więc sporo czasu spędzałam z Rafałem. Rafał to taki świetny facet, jednak dość nieśmiały. Kiedyś w jakiejś rozmowie powiedziałam, że toleruję wszystkie orientacje i od tego czasu Rafał zaczął coraz częściej coś wspominać o facetach, aż w końcu po paru miesiącach mieszkania razem powiedział mi, że jest gejem. OK, luzik.

Nasza relacja była na dobrym poziomie, przyjaciele to chyba trochę za dużo powiedziane, ale bardzo dobrze się rozumieliśmy, liczyłam, że za jakiś czas będę mogła go bez obaw nazwać przyjacielem. Tak, jasne...
Gdy opijaliśmy razem mój zdany egzamin, zaczął się do mnie dobierać (alkohol chyba pomógł mu przełamać nieśmiałość). Gdy zapytałam, co on robi, zaczął się gubić w zeznaniach, a gdy w końcu go przycisnęłam, wyznał mi, że udawał, że woli facetów, bo nie wiedział jak inaczej się do mnie zbliżyć.

Napisałabym „kurtyna”, ale to chyba już wyszło z mody, więc: the end, kuźwa.

#EMBvt

Wyznanie kieruję do wszystkich osób, w które ludzie nie wierzą i na samym początku skreślają.

Byłem małym dzieciakiem z trudną chorobą. Każdy zawsze mnie skreślał, zaczynając od dzieci, przez rodzinę do nauczycieli. Mało osób we mnie wierzyło, często byłem wyśmiewany, nigdy nie miałem przyjaciół, siedziałem sam w ławce, a kuzynostwo nawet nie chciało ze mną rozmawiać, nie mówiąc o wspólnych wakacjach.
Jak myślicie, co się zmieniło?
Jeżeli chodzi o opinie innych ludzi o mnie, nadal są takie, jak te 15/10/5 lat temu, ale coś się zmieniło. Zmieniła się moja opinia o mnie samym. Nikt mi nie wmówi, że jestem niewartościowym człowiekiem, że nic nie osiągnę, że nic nie potrafię. Znam swoją wartość i nie potrzebuję aprobaty społeczeństwa (nie wpadłem też w idealizm, wiem, że popełniam błędy i się mylę, ale nikt nigdy mi nie powie, że moje życie to pomyłka).

NIE DAJCIE SIĘ. KAŻDY Z WAS JEST WYJĄTKOWY!!!

#X9AHm

Pracuję w galerii w pewnej sieciówce z odzieżą. Co jakiś czas trzeba iść na przymierzalnię i roznosić zostawione przez klientów ubrania. Czasem ktoś podejdzie i porozmawia, a czasem jako osoba trzecia jest się świadkiem różnych ciekawych sytuacji.

Kilka dni temu, kiedy zbierałam z przymierzalni ubrania, weszła para, jakoś koło czterdziestki. Pani lekko zdenerwowana, narzekała mężowi, że nigdzie nie może znaleźć pasujących na nią spodni, bo jest niska i wszystkie są za długie. Pan natomiast był w świetnym humorze, wszystkie jej żale obracał w żart. W końcu pani przymierzyła spodnie, wychodzi i pokazuje się mężowi. Wywiązał się między nimi podobny dialog:

(żona): I co myślisz, ładne?
(mąż): No ładne, ale nie za małe? Może znajdę jakiś większy rozmiar?
(żona): Nie trzeba, zobaczysz, schudnę do nich.
(mąż): Beata, co roku się oszukujesz w ten sposób i jeszcze nie schudłaś. Poszukam ci większego rozmiaru.

Pan ze śmiechem wyszedł na sklep szukać spodni, a pani posłała za nim spojrzenie pełne nerwów i nienawiści.

Mam nadzieję, że ten pan jeszcze żyje :)

#u8Qji

Dziewczyny, powiedzcie mi, jak to jest z tymi kosmetykami.
Na co dzień nie maluję się i nigdy nie miałam makijażu. Uważam, że mam ładną cerę, poza tym nie chcę co chwila upewniać się, czy się nie rozmazałam itp. Moja codzienna pielęgnacja to umycie twarzy wodą, ewentualnie jak wychodzę z domu, to dwukrotnie umyję twarz żelem i nałożę SPF. Jakiś raz na tydzień, dwa tygodnie, robię sobie peeling. Na czym polega mój problem?

Ostatnio w internecie natrafiam na dziewczyny polecające kosmetyki do pielęgnacji, jakieś kremy, żele do mycia twarzy, peelingi itp. Postanowiłam, że spróbuję. Kupowałam kosmetyki tylko takie, które miały rewelacyjne opinie (nie chciałam, żeby coś zepsuło mi cerę). I tak przez jakieś dwa miesiące: rano mycie dwukrotne żelem, nałożyć SPF, potem po powrocie do domu mycie dwukrotne żelem, nałożenie kremu nawilżającego. I raz w tygodniu peeling. Co zauważyłam? Cera na dobrą sprawę pogorszyła mi się. Pokazują się nieduże wypryski i „kaszka”, a oprócz tego pokazała mi się bruzda nosowo-wargowa (zanim zaczęłam pielęgnację, nie było jej).

Na jakiś czas przestałam i wróciłam do swojej dawnej pielęgnacji (czyli głównie przemywanie twarzy samą wodą). Stan cery mi się poprawił, nie ma wyprysków, bruzda zanika. Czy jest to coś normalnego, że po polecanych, dobrych kosmetykach mogła mi się zepsuć cera?

#pax6r

Mam młodych rodziców i faktem jest, że mam wyjątkowe szczęście. Pamiętam ich ślub, bo miałam wtedy pięć lat, pamiętam wiele innych rzeczy, których doświadczają młodzi ludzie, jak chociażby obronę magisterki taty czy budowa naszego domu. Odkąd też pamiętam rodzice postanowili, że niedziela będzie dniem dla nas. Takim rodzinnym. Spędzamy wtedy czas razem niezależnie od tego, co się dzieje, zawsze ten dzień spędzamy razem – czy to kino, spacer, czy nawet wspólna gra na konsoli.

W ostatnią niedzielę przypadła ich rocznica ślubu i wspólnie oglądaliśmy ich zdjęcia z czasów liceum, czyli wtedy, kiedy się poznali. Mama opowiadała mi, że tata od pierwszej klasy starał się o jej względy, chociaż początkowo trochę niezdarnie. Tata oczywiście wszystkiego się wypierał i stwierdził, że to mama ganiała za nim, odkąd go zobaczyła i że musiał ją czasami butem odganiać (tak, tata ma dziwne poczucie humoru). Jakoś jednak nie kupuję wersji taty. W pewnym momencie dotarliśmy do zdjęcia z ogniska, gdzie tata trzyma gitarę, a mama się do niego przytula. Mama zaczęła opowiadać o tym ognisku, a tata w pewnym momencie wyszedł. Obie myślałyśmy, że o coś się zezłościł, ale po jakichś 20 minutach wrócił. Z gitarą. Co zrobił? Zagrał i zaśpiewał „Kołysankę dla nieznajomej” Perfectu. I to tak, jak nigdy dotąd nie słyszałam. Mama się popłakała, a tata rzucił: „Widzisz, Antosia, gdyby nie ta gitara, toby cię na świecie nie było” :)

#sFbNr

Gimnazjum. Siedzimy grzecznie w klasie. Trwa lekcja fizyki. Nagle zaczyna śmierdzieć spalenizną. Nauczycielka twierdzi, że to nic takiego. Po chwili do klasy spod drzwi zaczynają wdzierać się kłęby czarnego dymu. Lekka panika. Krzyczymy do nauczycielki, że coś się pali, bo w klasie jest pełno dymu. Na serio byliśmy przestraszeni. Ta stwierdziła, że nie ma na to czasu, bo teraz jest zajęta wstawianiem piątki koleżance.
Na szczęście paliła się tylko tablica przed salą.

Postępowanie zgodnie z zasadami było zarezerwowane chyba tylko w przypadku ćwiczeń, które mieliśmy co jakiś czas...

#KhA9d

Rok temu przygarnąłem psa ze schroniska. Wypuściłem go na ogród, a sam usiadłem z kawą na tarasie. W pewnym momencie pies po prostu upadł i już się nie ruszał. Zabrałem go do weterynarza. Pies był już martwy. Podobno miał chore serce.

Jakiś czas później siostra przywiozła mi szczeniaka, którego ktoś miał do oddania na wsi, gdzie mieszka. Kiedy wyszliśmy na pierwszy spacer, potrącił nas kierowca, który zasłabł za kierownicą. Piesek nie przeżył.

Później przeprowadziłem ze schroniska kota. Znalazłem go martwego w ogrodzie tydzień później. Prawdopodobnie ktoś go otruł.

Tydzień temu przygarnąłem psa po zmarłym wujku. Nie mogę spać ze stresu, że spotka go coś podobnego.
Dodaj anonimowe wyznanie