Dziś z przymrużeniem oka. Historia nie moja, kolegi, powiedzmy, że stałem obok.
Miejsce: przystanek Woodstock
Czas: ~2015
Historia sprzed, lat ale można powiedzieć, że to nauczycielka życia i z morałem, więc się podzielę. Kto był na Woodstocku, to wie, kto nie był, ten nie wie, więc wytłumaczę. Czysty, ładny, pachnący toi toi to rzadki luksus. Taki rare Item. Taki epic drop. Raczej nie spodziewałeś się go zobaczyć. Ba, nawet z rana, gdy względnie nie było kolejek, a co za tym idzie był komfort weryfikacji kabiny, zanim będzie się zmuszonym z niej skorzystać. Otwierasz, patrzysz, „z górką”, zamykasz, następny, powtórzyć do skutku. W nocy gdzie stanąłeś, tam stałeś. Życie. Dlatego też jeśli była opcja, to lać szło się w krzaki za toi toje. Dziewczyny miały problem, my mogliśmy korzystać z faktu, iż świat jest naszym pisuarem. Miało to oczywiście wymierne skutki w osnowie rzeczywistości, do czego zaraz wrócimy.
Kolega ruszył jak całe tabuny przed nim w las za kabinami, jednak z racji tego, że nieco się wstydził i nie chciał stać w szpalerze wyciągniętych kiełbas, nie chciał uczestniczyć w wachlarzu wędliniarskim o przekroju od kabanosa po krakowską suchą. Stwierdził z przekonaniem, że da krok niżej i zamiast stać wśród dzierżących swe skarby kiełbaśników, to stanie na skraju skarpy, z której wszyscy lali w dół. Wróćmy teraz do konsekwencji. Skarpa była oszczana, cała, od góry do dołu, więc śliska jak interesy z Czeczenami, czego nasz bohater niestety nie wydedukował. Poślizgnął się na zboczu i ześlizgnął się po tej moczozjeżdżalni w dół wprost w... I znów wróćmy do konsekwencji szczania po krzakach, wśród których, prócz kleszczy w mosznie, znaleźć można również akumulację produktów. Ziemia w końcu nasiąka. Normalnie hektolitry naszych szczyn zbierają się w szambach bądź trafiają do oczyszczalni bezpośrednio. Tam trafiały do Żółtej Rzeki Jangcy, która naprawdę wartkim strumieniem płynęła tym niewielkim wąwozem. Rwąca rzeka moczu, przetoczonego przez nerki dziesiątek lub setek tysięcy ludzi, nadprodukujących z powodu wchłaniania gigantycznych ilości rozwodnionego browara. I w tę żółtą rzekę wpadł nasz główny bohater. Zanim się wygrzebał z bagna był cały – ale to cały, od stóp do głów – pokryty mieszaniną gleby i moczu. Śmierdział niemiłosiernie. Potwornie. Obrzydliwie. Ksywa Mocznik/Moczarz została już na zawsze. Dlaczego nie chciał zaświecić fujarką przy wszystkich – nie wiadomo do dziś.
Pytanie, gdzie tu morał? Ano do wszystkich studentów na poprawkach, pracowników proszących o podwyżkę czy dziewczyn na randkach: lepsza chwila wstydu niż taplanie się w gównie.
Pewnego dnia zaczęły notorycznie dzwonić do mnie osoby podające się za pracowników banku. Już po pierwszych telefonach miałam podejrzenia, że coś jest nie tak, więc wpisywałam ich numery do Google. Okazało się, że w sieci były już informacje o tych oszustach! Telefonów było naprawdę dużo, próbowali do mnie dzwonić raz za razem. W końcu, kiedy odebrałam po kolejnym takim połączeniu, z szyderczym uśmiechem powiedziałam: „Kochanie, my pracujemy w jednej i tej samej *ujowej firmie”. W słuchawce zapadła cisza... i się rozłączyłam!
Od tamtej pory oszuści więcej już do mnie nie dzwonili.
Śmiech śmiechem, ale w tych przypadkach należy być potrójnie czujnym.
U mnie sprawdziła się likwidacja wszelkich zgód na telefoniczne kontakty z bankiem (zostały jedynie wiadomości w poczcie dostępnej przy koncie) - wtedy mamy 100 % pewności, że dzwoniący to oszuści.
Nienawidzę swojej mamy.
Sama nie wiem, czy właściwie to ją kocham, czy nienawidzę. Rani mnie za każdym razem, gdy próbuję z nią porozmawiać. Prosiłam ją o pomoc psychologa, ale ona twierdzi, że nic mi nie jest i ona może ze mną porozmawiać. Gdy już jednak dochodzi do takiej rozmowy, ona ma centralnie gdzieś co mówię i zazwyczaj mi w ogóle nie pomaga i nie rozumie. Najgorzej, jak przeklnę przypadkiem, dla niej to najgorsze co mogę zrobić, po tym kończy rozmowę. Wiem, że mnie kocha, ale nie wiem, czy ja ją kocham. Zazwyczaj gdy się tnę, to właśnie przez nią. Źle się czuję w jej towarzystwie, wolę jak jej nie ma. Mimo to zdarzają się momenty, w których tego żałuję i myślę, że ją kocham, ale nie trwa to zazwyczaj za długo. Zdaję sobie sprawę, że to po części też moja wina, jestem beznadziejną córką i osobą. Jestem strasznie toksyczna i wykorzystuję ludzi, myślę, że to po części dlatego, że nie mam nikogo bliskiego, na kim mogłabym polegać. Moi pseudo przyjaciele w ogóle mnie nie wspierają, wręcz przeciwnie. Czuję się beznadziejna i nie wiem w czym jest problem, ale czuję się jakbym już nigdy nie miała znaleźć sensu w życiu.
Dzieciaku, Ty masz objawy depresji. Jeśli mama nie chce Ci pomóc w dostępie do psychologa, pomyśl o zgłoszeniu się do pedagoga szkolnego. Nie wiem jak teraz, ale ja jako nastolatka chodziłam sama do lekarza, możesz iść do swojego pediatry, powiedzieć jak się czujesz i poprosić o skierowanie do psychiatry (to psychiatra diagnozuje i leczy depresję, nie psycholog). Może to zmotywuje Twoja mamę. Psychiatra może Cię też wysłać na konsultacje z psychologiem na NFZ. Jeśli przeszkodą w wizycie z psychologiem dla Twojej mamy jest kasa, może to jest jakieś rozwiązanie.
Uczęszczałem do technikum w Katowicach prawie 30 lat temu. Matematyki uczyła pani Barbara. Kobieta prywatnie była bardzo w porządku, ale na lekcjach była sadystką i potrafiła zniechęcić każdego. Jeśli ktokolwiek chciał pokazać, że cokolwiek potrafi, to natychmiast go niszczyła i poniewierała. Na koniec szkoły podstawowej bywałem na olimpiadach, które wygrywałem, moja nauczycielka była dumna i wystawiając na koniec 6 powiedziała, że byłem jej najlepszym uczniem. Do dziś liczę w głowie dużo sprawniej niż inni i rozwiązuję złożone działania bez użycia czegokolwiek prócz głowy. Pamiętam cyferki i całe działania sprzed 20-30 lat. Wszystkie numery kont, wszystkie numery telefonów, pesele całej rodziny itp. Przez pierwszą klasę technikum potrafiłem rozwiązać wszystko co było powiedziane i podnosiłem rękę na każde pytanie. Matematyczce się to nie podobało. Zamiast rozwijać umysł matematyczny, uznała, że trzeba go zniszczyć. Tak też zrobiła... Maturę zdawałem z historii. Nie potrafiła nauczyć, tylko straszyła i psychicznie dręczyła. Zamiast na kierunek techniczny na studia przez nią poszedłem na humanistyczny. Nie robię nic w zawodzie. Nie ma dnia, bym nie nienawidził tej kobiety. Nie wiem ilu innym osobom zrobiła jeszcze krzywdę.
Teraz mój syn zaczął skarżyć się na nauczycielkę matematyki – liczy tak samo jak ja. Zapytałem na grupie rodziców o zdanie innych dzieci. Jest podobne, ma tylko troje ulubieńców w klasie, a reszta ma pod górkę i non stop słyszy ubliżanie.
Właśnie umówiłem się do pani dyrektor na rozmowę. Nie pozwolę, by jakaś niedowartościowana sadystka zniszczyła zdolności mojego syna tak samo jak inna zniszczyła moje. Nie wiem, po co takie dewoty chodzą do szkoły nauczać... Frustracje mogą wyładowywać gdzie indziej, a nie na dzieciach! Nie ma dnia, bym o tym nie myślał.
Szczerze jak myślę o tym co niektóre nauczycielki robiły i mówiły w szkole do mnie i do innych dzieci to mnie się w głowie nie mieści, że coś takiego jest dopuszczalne.
Mam 15 lat, a czuję się jakbym miała cały dom wraz z wychowaniem mojego młodszego brata na głowie.
Razem z rodziną budujemy się w miejscowości oddalonej jakoś około 72 km, dlatego moi rodzice cały czas jeżdżą na budowę, by coś tam robić, by usprawnić przeprowadzenie się (np. tata robi ogród i wylewa posadzkę w środku, mama najczęściej sprząta i sadzi drzewka itp.), jednak mam schorowanego dziadka w domu, którego nie możemy zostawić samego, bo sam sobie nie ugotuje czy nie wstanie do toalety. Z racji tego, że mój tata w tygodniu pracuje w Niemczech, zostają mi tylko weekendy na jeżdżenie na budowę razem z mamą, lecz gdy jest taka potrzeba, muszę zostawać w domu razem z dziadkiem – podawać śniadanie, robić herbatę, przygotowywać obiad i bardzo dokładnie sprzątać, bo jak nie będzie posprzątane, to matka będzie na mnie krzyczeć, że siedzę cały dzień w domu i nie potrafię nic zrobić, gdzie robię co w mojej mocy, by tylko sprawić, by była wdzięczna, ale ku mojemu (nie)zdziwieniu moja matka nie jest mi za nic wdzięczna, co robię w domu, bo według niej nic nie robię, tylko leżę (gdy sprzątam, to robię wszystko, od zapakowania zmywarki aż po umycie podłóg). Naprawdę się staram i próbuję udowodnić, że nie jestem dla niej tym najgorszym dzieckiem. Jeśli chodzi o tatę, zawsze miałam z nim lepszy kontakt i czuję się naprawdę swobodnie rozmawiając z nim, zawsze był moim faworytem i to do niego chodziłam z każdym problemem, mimo że nie było go codziennie w domu. Mój tata docenia to, co robię, dziękuje mi i zawsze mi pomaga. Mam też starszego brata, który jest od innego ojca i naprawdę jest faworyzowany przez naszą matkę, to po prostu widać. Zawsze wszystko robiłam za niego, bo przecież on nic nie może, on to, on tamto. Ale jest też młodszy brat, który nie jest w ogóle wychowywany przez matkę (jest ona codziennie w domu, a przypominam, że tata w tygodniu pracuje w Niemczech i zjeżdża tylko na weekendy), zawsze miał przy sobie telefon, co uważam za niedorzeczne, bo w wieku 8 lat jest już uzależniony i ciężko go on niego oderwać. To ja zawsze go wychowywałam, zawsze to ja mówiłam, czego nie wolno, bo moja mama patrzała tylko na pierwszego syna, dlatego zawsze byłam dla niej tylko parobkiem, który ma zrobić wszystko po starszym bracie, bo on przecież nie musi nic robić, a młodszy jest za mały, by sam posprzątać w pokoju. To ja przypominałam, że trzeba umówić dziecko do dentysty, do lekarza, bo ona jak zawsze magicznie zapominała. Czuję się pomijana przez mamę, chociaż od taty mam wielkie wsparcie i wiem, że zawsze mogę na niego liczyć, on również widzi, jak wiele robię, by w domu było dobrze, ale też nie mogę robić tego codziennie, bo mieszkamy na totalnej wsi i mieszkam w internacie, więc nie mam możliwości zobaczenia, jak mama zajmuje się bratem w tygodniu. Naprawdę boli mnie to, że nigdy nie powiedziała nawet do mnie głupiego, a tak wiele znaczącego „kocham cię”, a przez napisanie tego tutaj bardzo mi ulżyło i dajcie znać co o tym sądzicie.
Może to zabrzmi lekko niedorzecznie, ale mam wrażenie, że Twoja mama to damski rodzaj mizogina - gardzi Tobą i karze wykonywać wszystkie obowiązki, a chłopcy nie muszą nic. Zdradzę Ci sekret - możesz się zbuntować. Jeśli i tak masz kiepskie relacje z mamą to co to zmieni? Powiedz tacie prawdę, wydaje się rozsądniejszych, że czujesz się wykorzystywana do brudnej roboty, a jesteś tak samo ich dzieckiem, jak synowie i oni powinni być rozliczani z obowiązków w takim samym zakresie jak Ty. Trzyma się autorko :)
Nie doczytałem nawet do połowy, od razu powiem, matka jest takim typem człowieka który nigdy nie będzie zadowolony bez względu ile zrobisz. Próbując zadowolić ją tracisz swój czas. Jasne, pomóc jest miło, ale nie rób tego w żadnym wypadku swoim kosztem.
Trenuję sporty wszelkiego rodzaju od ponad 15 lat, a dzisiaj dowiedziałem się, że mam astmę i słabe wyniki w biegach na zawodach były spowodowane chorobą, a nie lenistwem w cardio. Po zażyciu leków pierwszy raz tak dobrze mi się oddycha, jest po prostu cudownie.
Zawsze marzyłem o koloniach, obozach, wakacyjnych przygodach ze znajomymi. Jak miałem 14 lat, to rodzice pierwszy raz mnie wysłali na coś takiego z moimi znajomymi. Po paru dniach obudziłem się rano goły z rękami przyklejonymi do czoła. Taka to była „wymarzona przygoda”...
Około 3 lata temu ja oraz mój chłopak wpadliśmy. Owszem, kochaliśmy się, jednak ja byłam w trakcie studiów, a chłopak dopiero co zaczął dobrze płatną prace w dużej firmie. Chciałam tego dziecka, jednak mój chłopak ciągle tłumaczył, że ja mam studia, on jest na okresie próbnym itp., więc nie damy rady z dzieckiem. Bardzo go kocham, więc zgodziłam się na aborcję (legalną, wszystko odbyło się w szpitalu, nie mieszkamy w Polsce). Ucieszył się, tłumaczył, że jak skończę studia, to wtedy będziemy się starać, będzie nas na dziecko stać...
Zaczęliśmy się starać o dziecko, lecz coś było nie tak. Poszłam na specjalistyczne badania kilka tygodni temu i okazało się, że nie mogę mieć dzieci. Nie wiem, czy przez aborcję, czy przez różne antykoncepcje, które stosowałam, nie mogę i już. Mój chłopak, jak wydawało mi się, był wyrozumiały oraz bardzo mnie wspierał.
Kilka dni temu wróciłam do domu, nie ma jego rzeczy. Zostawił karteczkę na blacie w kuchni „Wybacz, lecz nie mogę być z kimś, z kim nie mogę mieć dzieci”.