Sytuacja wydarzyła się ponad 20 lat temu. Ja miałem wtedy ok. 6 lat, siostra ok. 8
Ważny szczegół dla wyznania: moja siostra miała przyjaciółkę, która pochodziła z bardzo biednej rodziny, Agnieszkę.
Moja siostra miała przyjęcie komunijne. Od chrzestnej dostała aparat fotograficzny, oczywiście z kliszą, jak na tamte czasy przystało. Nie były to tanie rzeczy, więc siostra była zachwycona. Jakoś dwa dni po przyjęciu z zazdrości zajumałem siostrze aparat i poszedłem robić zdjęcia. Po wielogodzinnej zabawie aparat wyglądał jak garstka złomu, cały brudny od piachu itp. Oczywiście już nie działał, więc schowałem go za pojemnikiem na śmieci (była to taka blaszana skrzynka, w którą się wstawiało pojemniki na śmieci), myśląc, że nikt tego nigdy nie znajdzie.
Serce stanęło mi w gardle, gdy pewnego dnia tata przyniósł rozwalony aparat do domu. Szczęście w nieszczęściu pomyślał, że to Agnieszka (przyjaciółka siostry) ukradła aparat. Siostra po tym wydarzeniu przestała się z nią przyjaźnić – ba, utrzymywać jakikolwiek kontakt.
Jestem złym człowiekiem – nawet nie miałem wyrzutów sumienia. Oczywiście nigdy nikomu nie powiedziałem o całym zajściu.
Ostatnio, gdy kochałam się z moim chłopakiem, leżąc nade mną wyznał mi, że uwielbia mój zapach potu podczas seksu. Bo kojarzy mu się z zapachem parówki, którą tak często robi sobie na śniadanie.
Chciałabym podzielić się moimi przemyśleniami na temat dziwnej sytuacji, w której się znalazłam. Mój chłopak i ja oboje jesteśmy studentami i oboje chcemy rozwijać się zawodowo w podobnych dziedzinach. Jednak od jakiegoś czasu mam wrażenie, że toczy się między nami niezdrowa konkurencja.
Kiedy znalazłam ścieżkę kariery, która mnie naprawdę interesuje, okazało się, że mój chłopak również miał na to oko. Zaczęło się od komentarzy, które sugerowały, że to on „zaklepał” sobie tę dziedzinę i nie widzi miejsca dla mnie.
Co gorsza, zdarzały się również komentarze umniejszające mój potencjał w tej dziedzinie. Mówił, że sobie nie poradzę, że to dla mnie za ciężkie, że „to nie praca dla kobiety jak ty”. Twierdził, że będę musiała dogadywać się ze specyficznymi ludźmi w zawodzie i że brak mi kompetencji, a zresztą to nawet ludzi nie lubię. To bardzo mnie boli i nie wiem, jak zaadresować te obawy.
Nie rozumiem, z czego to wynika. Czy on potrzebuje może indywidualności, czegoś, co by go wyróżniało ode mnie? Wydaje się, jakby nie chciał, żebym kradła mu uwagę w tym samym polu. Ta dziedzina jest dla mnie bardzo osobista i ważna, więc zależy mi na tym, by się w niej rozwijać. Dodatkowo zauważyłam, że na siłę szuka mi zastępczych zainteresowań, co sprawia, że czuję się niepewnie co do moich wyborów i czasami sama dla świętego spokoju odpuszczam i przyznaję mu rację, że może powinnam się zająć czymś innym.
Najbardziej rani mnie, gdy ktoś z grona bliskich mi przyznaje, że bym się do tej pracy nadawała, a on publicznie dodaje coś w stylu „ale to moja działka”. Szczerze mówiąc, nigdy nie chciałam rywalizować z nim. Myślałam, że moglibyśmy wspierać się nawzajem, nawet jeśli nasze ścieżki zawodowe byłyby zbliżone. Nie rozumiem, czemu jego reakcja jest taka negatywna. Wydaje się, że zachowuje się jak dziecko, które mówi: „to moja zabawka i ja się nią teraz bawię”, mimo że sam jeszcze tak naprawdę nie zaczął działać w tej branży.
Mam nadzieję, że znajdę sposób, aby otwarcie o tym porozmawiać, bo czuję, że ta sytuacja negatywnie wpływa na naszą relację.
Porozmawiaj z nim otwarcie, a jeśli dalej się nie zmieni, to naprawdę lepiej się zastanów czy to dobry pomysł, by z nim być. W związku ludzie powinni się wspierać, a nie rywalizować między sobą i to podkopując partnera. To ogromne ostrzeżenie.
Historia z zeszłego tygodnia. Lekcja biologii, a dokładniej lekcja o nicieniach. Wszystko super i fajnie, dopóki nie dochodzimy do tematu owsicy. Chorowałam na tę chorobę dwa razy, raz w 4 klasie szkoły podstawowej, a raz niedawno.
No i powracając. Kiedy omawialiśmy owsiki, moja najlepsza przyjaciółka (najpewniej już była) oczywiście musiała wspomnieć, że chorowałam na owsicę właśnie... Jak jej się raz kazałam przymknąć, oczywiście tego nie zrobiła. Po lekcjach (bo obie chodzimy na te same dodatkowe zajęcia, a kończymy też później) wydarłam się na nią, poprosiłam ją, żeby się do mnie nie odzywała. Złapała mnie wtedy za ramiona. Bałam się, bo laska dużo silniejsza ode mnie. Nie chciała mnie puścić, dopóki się nie „pogodzimy”. Popłakała się i w ogóle, generalnie niby się pogodziłyśmy...
Boję się, że kiedyś mi coś zrobi.
Chcę odejść od niej, ale wiem, że ona mnie kocha, prawie jak siostrę.
A najgorsze jest to, że też nie chcę zrywać z nią kontaktu.
Ostatnio byłem świadkiem jak sąsiad, z zawodu komornik, uświadamiał swojego dzieciaka, że zabieranie zabawek innym dzieciom jest spoko, o ile nikt akurat nie patrzy.
Oto czego dowiedziałam się, będąc dzisiaj obecną na lekcji religii:
– Nie możesz cieszyć się z oceny 4, musisz ją obowiązkowo próbować poprawić na 5, inaczej trafisz do piekła.
– Jeśli dziękujemy nauczycielowi, że dostaliśmy 2 na koniec roku, bo byliśmy zagrożeni i się cieszymy, że udało się przejść, to też pójdziemy do piekła.
– Jeśli uważasz, że jesteś w czymś dobry, to pójdziesz do piekła, bo masz o sobie dobre mniemanie.
– Nauczyciel: Zeszyt z okładką tematyczną to twój obowiązek, ponieważ ja uważam, że lekcja religii zasługuje na szczególne traktowanie!
– Zwracając uwagę na to, że nauczyciel nie odpowiedział na twoje pytanie, pouczasz go, a nie możesz tego robić, bo potem będziesz tak samo wychowywał swoje dzieci...
To była moja ostatnia wizyta na lekcji religii w tym roku. A jestem wierząca.
Możliwe, że zrujnowałeś początki prawdziwej przyjaźni. I nie miałeś wyrzutów sumienia. Nie świadczy to o Tobie dobrze.
Zwykły, mały tchórz z Ciebie był.