#t31s7

Wszystko zaczęło się od wizyty u ginekologa. Pojechałam znienacka, ponieważ chciałam uregulować zwolnienie.
"To jak pani jest, to zrobimy USG od razu".
"Nie trzeba, wizytę mam za tydzień".
"Niech się pani położy.. Hmmm... mamy problem z tą ciążą... Nie widzę serduszka..."
Moje wtedy też stanęło. Ciąża obumarła około tygodnia wcześniej.

Nigdy nie przypuszczałam, ile decyzji człowiek musi podjąć w jednym momencie. Mając w domu 9-miesięczne niemowlę musiałam pójść do szpitala, żeby "urodzić"...
Milion pytań na izbie przyjęć - "pierwsza ciąża? Miała pani jakieś krwawienia?". "Nie, nic nie miałam..." - płaczę. Na izbie przyjęć tłumy, ale ja wchodzę ostatnia, ze mną już nikt się nie spieszy. "Nie mamy dla pani miejsca w osobnej sali, musi pani leżeć z ciężarną..." Ale jak to? - myślę sobie, przecież ja tego nie przeżyję... Idę na salę, po lewej mam kobietę również po poronieniu, po prawej z wysoką ciążą pod KTG... Jak słyszę serce, to się nogi pode mną uginają. "Pani M? Zapraszam na badanie USG, musimy potwierdzić śmierć płodu". Nie potrafię zrobić niczego innego, jak tylko płakać. Serce nie bije, kwalifikacja do zabiegu. "Zostaną pani podane leki na wywołanie porodu, potem wyczyścimy macicę za pomocą łyżeczkowania, zgadza się pani? Ma pani podkłady poporodowe?". Nie mam, przecież miały być potrzebne później - myślę. "Czy chce pani dokonać pochówku? Oznaczenia płci? Czy chce pani pudełko wspomnień z Tęczowego Kocyka? Czy chce pani coś na uspokojenie? Tabletka podana, proszę leżeć 6h, w razie czego proszę wołać..."  Ja nie mogę robić nic oprócz gapienia się w ścianę.. Wszędzie pełno ciężarnych, słychać płaczące noworodki. "Który kocyk chce pani wybrać?" Nie wiem.... Ma nie więcej niż 10x10 cm.... Miniatura rożka niemowlęcego...

"Zapraszam na zabieg, zaśnie pani..." A ja myślę - 9 miesięcy temu byłam na tej sali, dlaczego wtedy nie doceniłam pierwszych chwil z dzieckiem? Dlaczego od razu nie chciałam jej przytulić? Wiem o szoku poporodowym, baby blues, depresji, ale nic nie pomaga zagłuszyć wyrzutów sumienia. "Nie udało się zidentyfikować płodu, czy nadal chce pani dokonać pochówku?" Nie, nie chcę... Tam już nic nie.ma... Jeszcze raz papiery do wypełniania. Tym razem zgoda na pochówek w masowym grobie na cmentarzu komunalnym... "Za 4 tygodnie zapraszamy po odbiór wyników his-pat..." A ja nie wiem, czy chcę wiedzieć... A co jeśli przyczyną była infekcja, którą zignorowałam? Co jeśli to przez ten kawałek tiramisu? Nie poradzę sobie... "Potrzebuje pani.czegoś?" Tak, zestawu do wskrzeszenia niemowląt...

Przede mną okres żałoby... Ale chciałabym podziękować załodze PSK4 w Lublinie za fachową opiekę i pomoc na ile można było w tej sytuacji... Tu nie ma dobrych słów, tu musi pomóc czas.... Zachęcam do zapoznania się z działalnością fundacji "Tęczowy Kocyk", która szyje wyprawkę dla martwo urodzonych dzieci.
Satanismus Odpowiedz

Tiramisu nie zawiniło przy braku pikawy.
Wada wrodzona, coś się popsuło i nie pojawiło się serce, po prostu. Nie jesteś temu winna, nie powinnaś się oskarżać. Czasami rzeczy dzieją się poza naszą kontrolą.
Teraz powinnaś się skupić na posiadanym już dziecku. Ono bardzo potrzebuje ciepła swojej mamy.

raindancemaggie Odpowiedz

Jeżeli ciąża obumiera na tak wczesnym etapie to większości przypadków spowodowane jest wadą płodu. Nie obwiniaj się! To nie Twoja wina. Trzymaj się ciepło! Masz dla kogo żyć!

CzarnaSowa Odpowiedz

Jestem wolontariuszką Tęczowego Kocyka. Wiele z nas ma poronienie za sobą, w każdą szytą rzecz wkładamy masę serca, współczucia i często łzy. Mam nadzieję że choć odrobinę Ci pomogłyśmy. Życzę Ci zdrowia i dużo sił, bo starsze dzieciątko bardzo Cię potrzebuje, a Ty jego.

SzaraCzarownica Odpowiedz

Też zostałam mamą aniołka, w trudnych chwilach pamiętam, że muszę być silna dla tego dziecka, które już jest. Choć nie jest łatwo.

Odpowiedz

dziekuje Wam za słowa wsparcia. Serce się wykształciło, tydzień wcześniej na USG było wszystko ok.... po prostu potem przestało bić.... nie chciałąm pochówku bo miałam wrażenie, że to tylko błony, tam już nie było mojego małego Człowieczka....teraz żałuję...

CorkaPolka Odpowiedz

Jakbym czytała o sobie... Prawie, bo ja nie przeżywałam w ogóle, jakby to nie mnie dotyczyło. Po prostu powiedziałam sobie, że tak miało być i już. Niektórzy mieli mi to za złe, ale nie potrafiłam rozpaczać, nie wiem dlaczego. Też leżałam na sali ze szczęśliwą ciężarną, ale jej ciąża była mi obojętna. Normalnie chodziłam, rozmawiałam ze wszystkimi... Oczywiście czasem myślę o tym Maleństwie, modlę się za nie, ale nie przeżywam, nie rozpaczam. Tylko raz się rozkleiłam, wyryczałam, mąż mnie utulił i właściwie tyle. Nawet czasem mam do siebie pretensje o to, że jestem nieczuła, za mało przeżywałam...

Darkside Odpowiedz

Studiuję tam i oddziały ginekologiczne wspominam bardzo dobrze, również pod kątem stosunku do studentów.
Bardzo Ci współczuję :(

XwX Odpowiedz

Znam ten szpital tyle, że nie z takiej sytuacji i faktycznie osoby tam są profesjonalne i miłe.

AStonoga Odpowiedz

Bardzo Ci współczuję. Nic więcej niu umiem napisać. 😦

Nieszczesliwa Odpowiedz

Też straciłam dziecko w 9 tygodniu. Samego porodu nie miałam wywoływanego tylko od razu mnie uspili i czyscili. Nie miałam możliwości pochówku albo nikt mnie o tym niepoinformowal. Ten dzień w szpitalu był dla mnie tragedia. Przyszłam rano i wieczorem wychodziłam do domu. Najgorzej było że nie mogłam nikomu powiedzieć udawać że jest ok bo wymagał tego odemnie partner. To było w listopadzie tuż przed rockiem syna. Pod koniec grudnia zaszłam w kolejną ciążę której się bałam okropnie. Córka urodzona poprzez cesarke w 7 miesiącu ale jest wszystko dobrze 15 dni w szpitalu i do domu. Najgorzej wspominam z tamtego okresu dawanie nadziei przez lekarza przez 3 tygodnie byłam u niego co tydzień bo może jednak serduszko zacznie bić a ja niestety robiłam sobie nadzieję która bolała z każdym razem gorzej.

Zobacz więcej komentarzy (2)
Dodaj anonimowe wyznanie