#jWCPB
Kończąc owo liceum, byłam w niewoli mojej nadopiekuńczej matki. Ojca nigdy nie było, całe moje dzieciństwo spędził w pracy jako kierowca, więc widywałam go raz na tydzień lub dwa i zazwyczaj wtedy nie miał dla mnie za dużo czasu, bo trzeba wyprać ubrania, umyć ciężarówkę, posprzątać wewnątrz itp. Nauczyłam się, że to jest taki tata na święta, trochę obcy, trochę pachnący papierosami. Matka była typową kurą domową, po latach wiem, że zdradzała tatę, jednocześnie będąc zagorzałą katoliczką i nadopiekuńczą osobą.
Mając 16-17 lat, gdy moje znajome (nie mogłam mieć koleżanek, bo miały na mnie zły wpływ) miały za sobą już pierwsze uniesienia miłosne, pocałunki, pewnie też zbliżenia, ja nie mogłam golić nawet nóg, bo chłopcy będą wtedy pożądliwie patrzeć. Nie będę opisywać wszystkich tych bzdur, ale możecie się państwo domyślać, jak zacofana społecznie byłam i jak okrutnie samotna.
Studia dziennie w mieście oddalonym o 40 km i codzienne dojazdy.
Wtedy poznałam kogoś, Anię. Była o rok starsza i była moim przeciwieństwem. Pewna siebie, otoczona wianuszkiem znajomych, do tego co jakiś czas podrywana na imprezach i dająca się podrywać. Mieszkała w akademiku. Coś we mnie pękło, nie było to jak w filmach – krzyki, płacz, rzucanie talerzami, ale po cichu postanowiłam, że zmienię swoje życie. Zamiast na uczelnię, zaczęłam jeździć do pracy, chodziłam tylko na obowiązkowe wykłady, skrzętnie liczyłam każdy grosz i obecności, byle się załapać na najniższym progu zdania. Po trzech miesiącach spakowałam swoją walizkę, wrzuciłam do niej wszystko, co mi było niezbędne, zostawiając na półce takie przedmioty jak książeczka do nabożeństwa czy inne okruchy Boga, jak to zwykła mawiać moja matka. Wyprowadziłam się do pokoju w mieszkaniu, w którym były już trzy osoby. Od tamtej pory moje życie zaczęło się zmieniać.
Siedziałam w pokoju pewnego wieczoru i postanowiłam, że wyjdę na miasto. Poszłam na rynek. Usiadłam w ogródku piwnym i wypiłam piwo. Czułam ogromne podniecenie i strach. Z czasem postanowiłam zarzucić studia, poszłam na pełny etat, poznałam nowych ludzi, z czasem poznałam chłopców i ich uroki. Matka nie odzywała się przez rok. Ojciec przyjechał i „kazał” wracać do domu...
Po latach zamieszkałam z moim chłopakiem, wróciłam na studia i je skończyłam. Nim jednak wróciłam na normalną drogę życia, spędziłam tygodnie na imprezie co wieczór, na przypadkowych zbliżeniach, szalałam, jakby jutra miało nie być.
Co w tym wszystkim anonimowe? Nie wiem. Chciałam tylko się wygadać i może stanąć w obronie tych dziewczyn, często nazywanych naiwnymi, skrywającymi pod maską pewności siebie lata zacofania społecznego, lecące na każdego chłopca, który powie im kilka komplementów, spijanych z ich ust.
Wiesz co, brawo Ty.
Po 1 gratuluję Ci, ze wyszło wszystko na dobre :)
Szczerze mówiąc to jest bardzo znany schemat. Ludzie, którzy żyli pod kloszem oraz Ci którzy musieli się uczyć całe życie na 6. Oni właśnie na studiach najwięcej imprezują bo czują w końcu wolność i swobodę.
Sama znam parę osób, którzy nie imprezowali, zamknięci w sobie, w szkole 5 to była hańba. Wyjeżdżając na studia nagle stawali się przeciwieństwami. Mega towarzyscy, najwięksi imprezowicze, oceny raptownie nie znaczą nic i często rezygnowali z uczelni. Tylko trzeba znać w tym trochę umiar. Np. Jedna moja znajoma tak wpadła w niechcianą na ten moment ciążę i chcąc nie chcąc musiała skończyć z wolnym życiem imprezowiczki :)
Jak matka która zdradza ma czelność zabraniać swojej córce poznawać chłopaków?
Jestem z Ciebie dumna <3 Postawiłaś się religijnym, toksycznym tyranom i ułożyłaś sobie życie. Oby więcej osób w Twojej sytuacji znalazło na to siłę.