Miałem dziewczynę. Układało nam się bardzo dobrze, wszystko super świetnie, czasami jakieś kłótnie, wiadomo, ale dalej się kochaliśmy. Od początku tego roku zaczęła mi poświęcać coraz mniej czasu i uwagi, a ja tłumaczyłem to sobie, że dużo nauki itp. i dlatego nie ma tego czasu. No ale to czego się obawiałam w końcu się stało i zerwała ze mną, bo jak to mówiła, straciła uczucia.
Teraz pytanie do innych kobiet: Wy serio tak po prostu z czasem tracicie uczucia do bliskiej wam osoby? Bo ja nie rozumiem tego.
Dodaj anonimowe wyznanie
Ja bym to określił jako wygasanie zauroczenia, to chyba normalne, że po 3-6 miesiącach znajomości postrzegamy daną osobę nieco inaczej i znacznie wyraźniej dostrzegamy jej wady, irytacja jaka z tego narasta ułatwia zerwanie relacji i moim zdaniem nie ma w tym nic złego, bo po co mamy być z kimś, z kim się męczymy?
To się zdarza u obu płci. Tak bywa po fazie zauroczenia, jeżeli nie ma miłości. Mija faza ekscytacji, ogólnych rozmów itd. i wtedy jest weryfikacja czy macie wspólne zainteresowania, potrzeby spotkań itp.
Tak bywa u obu płci. Najpierw jest okres zauroczenia, widzimy tę drugą osobę przez różowe okulary. Gdy zauroczenie mija, dopiero wtedy tak naprawdę pokazują się prawdziwe uczucia. Faceci też tak mają.
A faceci nie? XD Każdy tak ma. Bo chyba nie chcesz mi powiedzieć, że mój partner kocha wszystkie swoje byłe cały czas tak samo, jak wtedy, kiedy z nimi był ;P Nawet w najlepszych związkach uczucia wygasają i zmieniają się i tylko od nas zależy, czy będziemy jednak przeć przez kryzysy razem, żeby zbudować nowe uczucia, czy się poddamy, bo uznamy, że to jednak nie to. Po ok. 2 latach w większości związków następuje kryzys - to właśnie moment, kiedy wypala się pierwsze, powierzchowne zauroczenie i następuje "decyzja", czy po zdjęciu różowych okularów ta osoba jest dla nas na tyle ważna, żeby budować coś nowego dalej razem, czy nie. Ale nigdy nie uda się wrócić do tego, co było - co nie znaczy, że nowe uczucie będzie jakkolwiek gorsze czy mniej ważne ;)
U mnie wyglądało to tak, że przez półtorej roku była przecudowna sielanka. Natomiast później, w ciągu dosłownie jednego miesiąca, moja była zmieniła się o 180 stopni. Przestała być wrażliwa, introwertyczna, przestała potrzebować bliskości, rozmowy, czułości, wspólnego spędzania czasu, przestaliśmy grać, kochać się, nawet spać razem bez ubrań. I ciągle tylko koncerty, imprezy z ledwo dopiero co poznanymi ludźmi, ciągle potrzebowała adrenaliny i emocji, zaczęła marzyć o przeleceniu muzyka kapeli metalowej, itd itp. wytrzymałem kolejny rok, liczyłem że tak jak się zmieniła, tak może spowrotem wróci do "starej" osobowości. Ale ileż można być niewidzialnym kolegą w związku?
Jeb** dwubiegunowka.
No właśnie tłumaczyłes sobie a pewnie nie zainteresowałeś się dlaczego tak jest? Nie drążyłes tematy i nie szukałeś wyjścia z sytuacji? Tylko biernie czekałeś... Może ona już też miała dość i widziała że ci to obojętne czy jesteście razem czy nie i po prostu odeszła.
Po prostu znalazła lepszą gałąź