#C4LSb

Od kilku lat cierpię na dermatillomanię, czyli kompulsywnie wyciskam z mojej skóry na różnych częściach ciała zaskórniki, pryszcze, niedoskonałości. Stres, problemy – zaczynam wyciskać, drapać, do krwi. Przez moje działania na twarzy, ramionach, dekolcie mam stale rany oraz już trwałe blizny, co znacznie ograniczyło moje kontakty społeczne. Kilka miesięcy temu moja głowa odmówiła posłuszeństwa, popadłam w depresję, musiałam zrezygnować z pracy i wychodziłam z domu tylko gdy było to konieczne.

Na co dzień zasłaniam twarz maseczką (żeby nie przykrywać ran i strupów makijażem, co oczywiście szkodzi gojeniu), przez co niestety spotykam się z przykrymi spojrzeniami i komentarzami, szczególnie gdy za oknem słońce i piękna pogoda. Zdaję sobie sprawę, że ludzie nie wiedzą nawet o istnieniu takiego zaburzenia, ale niektórzy potrafią kpić, nie wiedząc z czym się mierzę każdego dnia. Inni są po prostu chamami (cytuję przechodnia: „Zjeb w masce”). Wyjścia z domu kosztują mnie bardzo dużo psychicznie, często muszę nawet dopingować się w myślach, by bez paniki przejść trasę z domu do sklepu itd.

Powoli mój stan zaczyna się poprawiać, walczę ze sobą, a twarz się goi. Dziś był pierwszy dzień od wielu miesięcy, kiedy bez cienia wstydu, mimo kilku ranek, strupów i różowych blizn na twarzy wyszłam z domu bez maski. Wychodząc, pierwszy raz od dawna uśmiechnęłam się sama do siebie i powiedziałam w duchu, że to jest TEN DZIEŃ. Prawie popłakałam się ze szczęścia. Czuję się taka dumna, że daję radę.
ohlala Odpowiedz

Też jestem z Ciebie dumna, oby tak dalej :)

dewitalizacja Odpowiedz

Też mam tę przypadłość. Nawet nie byłam świadoma, że ma ona nazwę. Choć u mnie na szczęście nie jest aż tak źle z bliznami czy drapaniem do krwi.

Dodaj anonimowe wyznanie