#C4LSb
Na co dzień zasłaniam twarz maseczką (żeby nie przykrywać ran i strupów makijażem, co oczywiście szkodzi gojeniu), przez co niestety spotykam się z przykrymi spojrzeniami i komentarzami, szczególnie gdy za oknem słońce i piękna pogoda. Zdaję sobie sprawę, że ludzie nie wiedzą nawet o istnieniu takiego zaburzenia, ale niektórzy potrafią kpić, nie wiedząc z czym się mierzę każdego dnia. Inni są po prostu chamami (cytuję przechodnia: „Zjeb w masce”). Wyjścia z domu kosztują mnie bardzo dużo psychicznie, często muszę nawet dopingować się w myślach, by bez paniki przejść trasę z domu do sklepu itd.
Powoli mój stan zaczyna się poprawiać, walczę ze sobą, a twarz się goi. Dziś był pierwszy dzień od wielu miesięcy, kiedy bez cienia wstydu, mimo kilku ranek, strupów i różowych blizn na twarzy wyszłam z domu bez maski. Wychodząc, pierwszy raz od dawna uśmiechnęłam się sama do siebie i powiedziałam w duchu, że to jest TEN DZIEŃ. Prawie popłakałam się ze szczęścia. Czuję się taka dumna, że daję radę.
Też jestem z Ciebie dumna, oby tak dalej :)
Też mam tę przypadłość. Nawet nie byłam świadoma, że ma ona nazwę. Choć u mnie na szczęście nie jest aż tak źle z bliznami czy drapaniem do krwi.