#9Xdag
Z czasem z tatą z dnia na dzień zaczęło robić się gorzej – źle się czuł, zapominał o wielu rzeczach, aż w końcu tracił kontakt z otoczeniem. Tata zawsze był uparty, nie było mowy o żadnym lekarzu, twierdził, że jeśli coś samo przyszło, to samo przejdzie. Mama siłą zawiozła go na pogotowie, a stamtąd szybko przewieźli go do szpitala wojewódzkiego. Następnego dnia było już wiadomo – tata miał groźnego raka mózgu. Miesiące w szpitalu, walka i trud w domu.
A co stało się z córeczką tatusia? Nie zdawałam sobie sprawy, że tata może umrzeć. Nadal go kochałam, ale cholernie się bałam. Patrzyłam, jak robi się z nim coraz gorzej, chudnie, mizernieje, przestaje chodzić, nie je, nie mówi... Unikałam kontaktu, nie prosiłam go, żeby mnie usypiał, nie chciałam, by mnie przytulał, a nawet nie chciałam z nim rozmawiać, bo bałam się, że mogę się zarazić i też będę tak strasznie wyglądać. Czekałam, aż tata wyzdrowieje.
Dziś mam prawie 16 lat. Tata nie wyzdrowiał nigdy, zmarł. Najbardziej w świecie żałuję, że zmarnowałam ostatnie pół roku, jakie mogłam spędzić z tatą.
To okropnie przykre. Chyba ktoś powinien był z Tobą wówczas porozmawiać o tej chorobie, o tym co się dzieje. Wtedy pewnie potrafiłabyś reagować inaczej, a tak byłaś nieświadoma.
Piasta, zdarza się, uwierz. Ja miałam 12 lat, gdy moja babcia trafiła do szpitala i nikt mi nie powiedział, co się dzieje. Pytałam się, a zbywano to milczeniem. Rok później sprawa powtórzyła się z dziadkiem. Zresztą dalej mam wrażenie, że gdyby mogli, to by mnie pod kloszem ukryli.
Nie możesz się o nic obwiniać. Byłaś mała i nikt cię nawet nie uświadomił o co chodzi.
Otóż to... Przede wszystkim masz dwie opcje. Albo żałować tych ostatnich chwil albo pamiętać te fajne sytuacje kiedy spedzaliscie razem czas. Ja z moim ojcem się nie pożegnałam i to tylko wyłącznie z mojej winy, bo miałam tylko kilkanaście lat i nie czułam się na siłach... I długo nie mogłam sobie tego wybaczyć, ale w końcu na chłodno wszystko przemyslalam i stwierdziłam, że trudno, jakoś tr, eba z tym żyć i naprawdę spędziłam z nim tyle fajnych chwil, że te ostatnie znaczą praktycznie nic.
Mój tata też zmarł na to samo, gdy byłem mały. Ostatni rok życia spędził na łóżku. Mało z tego wszystkiego zrozumiałem. Byłem co prawda młodszy i ledwo to pamiętam. Co do Ciebie to nic nie mogłaś zrobić, byłaś dzieckiem, nie obwiniaj się.
Dziecka nie wolno oskarżać o takie rzeczy. Ty sama nie możesz się oskarżać. Byłaś mała, nie rozumiałaś. Dorośli powinni byli Ci wyjaśnić, co się dzieje.
Przecież byłaś dzieckiem, nie można oczekiwać od małego dzieciaka, że będzie rozumiało i zachowywało się dojrzale. Mama mogła z Tobą pogadać o tym co dzieje się z ojcem.
Byłaś dzieckiem, bałaś się i czekałaś na lepszy moment. Nie wyrzucaj sobie teraz dziecięcej nieświadomości. Pielęgnuj obraz ojca w swojej pamięci. On czeka na Ciebie tam, by znów móc mieszkać z Tobą tak jak tu na ziemi, tylko lepiej :)
Masz na talerzu efekt okłamywania dzieci. Tak Ci powiedzieli i wierzyłaś. Idź i nie wierz więcej.
Nie mysl o tym co stracilas ale o tym co mialas. Mialam niecale 10 lat jak moj tata wyszedl z domu zadzwonic do budki tefonicznej. (Komorke malo kto mial wtedy) .mial wrócić za chwile. Nie wrocil nigdy. Kilkanascie lat plulam sobie w brode ze powinnam go zatrzymac. Przezyliscie razem piekne chwile i to wspominaj. Tata sietoba napewno opiekuje.