Jestem podminowana, bo właśnie wyszła ode mnie sąsiadka z 1,5-roczną córeczką po kawie, a ja zostałam z syfem w całym prawie domu. I to niejedyna koleżanka, którą bardzo lubię, ale po której wyjściu mam dość kawkowania na kilka dni. I to nie żebym nie zwracała uwagi i nie mówiła im o tym – ale do nich to jak grochem o ścianę, nie obrażają się, ale po prostu nie dociera, bo jak mam dziecku nie pozwolić, kiedy ono chce??? A potem mówią: jak ty to robisz, że masz zawsze czysto, u ciebie nie widać, żebyś miała dzieci, a u nas syf i codzienne wycieranie podłóg, ufajdane zabawki i wszystko na wysokości maluchów, i mamy dość, kiedy one z tego wyrosną etc. Ja mimo tego że moje dzieci też kiedyś były małe i też lubiły jeść wszelkiego rodzaju chrupaczki, nigdy nie miałam tyle sprzątania po całym dniu, co po ich 2-godzinnej wizycie. Tak samo idąc gdzieś z dziećmi, nie zostawiałam takiego bajzlu.
Od początku uczyłam moje dzieci, że je się w jednym miejscu, a nie łazi z żarciem, i tego, że po zjedzeniu wyciera się rączki i buzię. Na początku trzeba je było co chwilę sadzać z powrotem na krzesło, aż się przyzwyczaiły, a to szło szybko. Po jedzeniu same rączki i buzię do umycia nastawiały.
Wszędzie okruchy, które klejąc się do ich skarpetek, przenoszone są po całym domu po podłodze, włącznie z fotelami itp., a ślady rąk upaćkanych rozmokniętym jedzeniem na wszystkich zabawkach i sprzętach.
Ja miałam bliźnięta, pracowałam dorywczo w domu, gotowałam, kawkowałam i funkcjonowałam normalnie. Przecież można sobie tyle pracy zaoszczędzić, ucząc dzieci tego prostego nawyku siedzenia w jednym miejscu podczas jedzenia i mycia się zaraz po tym. Proste jak drut, a do niektórych nie dociera.
Dodaj anonimowe wyznanie
1. Dziecko dziecku nierówne. Najbardziej zaskoczeni tym faktem są rodzice, którzy wychowali kilkoro dzieci bezproblemowo, pogardzając rodzicami, którzy nie dawali rady. A potem trafił im się taki armagedonik.
2. Jeśli dziecko ma wybiórczość pokarmową, zwykle rodzic zrobi wszystko, żeby zjadło cokolwiek, i pozwoli na największy syf. Lepszy syf niż poważne problemy zdrowotne wskutek niedożywienia.
3.Niektórzy rodzice, którzy szczycą się dobrze ustawionymi dziećmi, stosują tzw. zimny chów, który ma także skutki uboczne.
4. Gratuluję, że utrzymujesz porządek i dobrą organizację, mając dzieci. To jest duża sztuka, nawet kiedy nie ma się potomstwa :)
5. Trzeba umieć wybierać, kogo zaprosić na kawkę, a z kim wyjść na tę kawkę lub go odwiedzić :D
Przestań się doszukiwać skrajnych sytuacji w momencie kiedy jasno jest napisany problem. Dziecko nie umie bo matka niczego nie zabrania. Proste jak budowa cepa
Problem jest jasno zinterpretowany przez autorkę. Ale to tylko interpretacja, nie widzimy wszystkiego. Znam osobiście ludzi, którzy mówią, że łatwo oceniali innych rodziców, dopóki nie dołączyło do ich rodziny kolejne dziecko.
A jak to się dzieje, że potrafiłaś utrzymać czystość przy bliźniakach, a gdy koleżanka wejdzie z jednym dzieckiem do swojego domu to już taki bałagan? Dlaczego dajesz mu jeść w miejscu do tego nieprzeznaczonym? Twój dom, Twoje zasady. Po co w ogóle dajesz temu dziecku do jedzenia coś, czym może aż tak nabrudzić? Zresztą - po co w ogóle dajesz coś do jedzenia, skoro Ci przeszkadza sposób, w jaki jedzą niemowlaki? Godzina czy dwie bez przekąsek to normalna sprawa.
A co do bałaganu - jak siedzicie i kawkujecie 2 godziny, nie poświęcając niemowlakowi za bardzo uwagi, to takie dziwne, że bałagan zrobi? Chyba się z tym liczysz spotykając się z koleżanką na ploteczki? Czy dziecko co by miało robić, jak Wy rozmawiacie?
Ale wiesz, że koleżanka może też po sobie posprzątać? To ze dochodzi do takiej sytuacji nie znaczy, że musi to robić autorka. Plus trochę nie rozumiem jak sobie wyobrażasz, że autorka „daje dziecku jeść w miejscu nieprzeznaczonym”? Matka wyciąga z torebki musik owocowy albo jogurcik i daje dziecku, nie zważając na protesty autorki, więc autorka ten mus zabiera?
Autorka wtedy wyprasza gościa lub prosi o posprzątanie po swoim dziecku. A musikiem owocowym nie da się brudzić wszystkiego, bo ręce jednak zostają czyste po takim posiłku. Tak samo jak po jogurciku, gdy karmi mama. A jak dziecko ma jeść samo, to mówisz jego mamie, że w tym domu je się przy stole i chętnie się z nimi tam przeniesiesz na czas jedzenia. No nie ma opcji, że ktoś jest tak oporny lub chamski, że się nie da z nim dogadać. Przychodzi do Ciebie, to Cię raczej lubi i celowo nie robi Ci na złość.
Naprawdę jest dużo opcji, nie tylko marudzenie po fakcie, że trzeba sprzątać.
Ale ona mówi te wszystkie rzeczy, tylko nie dociera:
„ I to nie żebym nie zwracała uwagi i nie mówiła im o tym - ale do nich to jak grochem o ścianę, nie obrażają się, ale po prostu nie dociera, bo jak mam dziecku nie pozwolić, kiedy ono chce???”
Są tacy ludzie, którzy świadomie bądź nie olewają prośby i groźby. W takiej sytuacji pozostaje to co mówisz - wyprosić, bądź nawet zerwać znajomość. O tym właśnie pisze autorka, że ma taki dylemat - z jednej strony lubi kawki z tymi mamami, a z drugiej ma dość sprzątania.
Z tego samego powodu również nie przepadam za odwiedzinami znajomych z dziećmi. Jak moja córka była mała i chodziłam z nią w gości to nigdy nie pozwalałam, żeby robiła u kogokolwiek syf. Jak nie umiała się zachowywać to koniec wizyty, trudno. Szanujmy się.
Skojarzyło mi się co słyszałem o Japonii (chyba z jakiegoś filmiku na youtube): Tam dzieci nie hałasują. Jak Europejczyk albo Amerykanin jedzie komunikacją publiczną z awanturującymi się dziećmi, ludzie nic nie mówią, ale patrzą ze zdziwieniem i obrzydzeniem.
Kiedyś pewne cechy uznawano za cnotę samą w sobie, uczono dzieci, że np skromność, odwaga, uczciwość, schludność, pracowitość są dobre, niezależnie, czy się to opłaca czy nie. W dzisiejszych czasach jednak jeśli jakiś model postępowania nie daje szybkiej, wymiernej korzyści, uznawany jest za bezsensowny, nieprzydatny w życiu. I tak rodzice wolą wysyłać dzieci na trzeci język obcy, niż nauczyć ich sprzątania czy obowiązkowości, bo uważają, że to im się bardziej w życiu przyda. Osobiscie uważam, że to jest błąd - to, że sensu nie widać na pierwszy rzut oka, nie znaczy, że dane postępowanie sensu nie ma. Taka osoba nienauczona życia będzie żyła w wiecznym chaosie, psując swój związek czy relacje z innymi ludźmi. Ale przede wszystkim jej samej będzie ciężej odnaleźć spokój ducha i szczęście. I może się okazać, że nasze pokolenie, które woli pracować sprytniej niż ciężej jest mniej szczęśliwe od pokolenia naszych dziadków.