#826T2
Kilka dni później kolacja się odbyła. Wszystko przygotowane, schab, plachy i kompot z jagód od mamy, wszystko swojskie! Kiedy jej rodzice weszli, byłem w szoku, ponieważ wyglądali, jakby właśnie wrócili z jakiegoś ślubu czy coś! Ale pomyślałem, że może to u nich taki zwyczaj, ważna kolacja – właściwy ubiór. Przywitałem się grzecznie, chyba byli mną zachwyceni. Podczas kolacji patrzyłem na moich przyszłych teściów – ich mina wskazywała na to, że im nie smakowało. Rozmawialiśmy bardzo długo i nadszedł moment, kiedy rodzice mojej dziewczyny spytali się, gdzie wcześniej mieszkałem.
– Tak jak państwo, na wsi – odpowiedziałem z szerokim uśmiechem.
Zrobili minę, jakby UFO zobaczyli.
– Przepraszam, ale z mężem mieszkamy w Warszawie – odpowiedziała mama mojej dziewczyny.
A ja na to do mojej dziewczyny:
– Mówiłaś, że mieszkałaś na wsi...
– Nic takiego ci nie mówiłam... – odpowiedziała.
Przypomniałem sobie, że to moja była mówiła mi, że mieszkała kiedyś na wsi i po cichu to powiedziałem, a oni to usłyszeli. Bez słowa wyszli. Oświadczyny nie wyszły...
Nie rozumiem, jak można planować z kimś przyszłość i jednocześnie nie znać podstawowych szczegółów z ich życia... Samo poznanie rodziców rodziców dopiero przy oświadczynach, więc pewnie po kilku latach związku, jest dla mnie dziwne, no ale dobra, załóżmy, że ludzie tak robią. Ale nie mieć w ogóle najmniejszego pojęcia o dzieciństwie, rodzinie i przeszłości partnera?
Nie wierzę za bardzo w tę historię.
Zgadzam się całkowicie. Nie wyobrażam sobie być z kimś przez kilka lat w związku i w ogóle nie rozmawiać o swojej przeszłości, dzieciństwie, dorastaniu, rodzinie. Autor napisał, że jego dziewczyna wspaniała, że wychowała się na wsi. Raz wspomniała przez te wszystkie lata, a jego to nie zainteresowało i nie dopytywał? Mnie interesuje wszystko, co dotyczy życia mojej partnerki. Znam mnóstwo historii z jej dzieciństwa, znam na pamięć jej rodzinne zdjęcia, wiem gdzie się wychowała, jak miały na imię jej zwierzaki, jakie było jej ulubione danie, znam nawet historię poznania jej rodziców.
Też nie wierzę w tę historię. A jeśli jest prawdziwa, to dobrze, że oświadczyny nie wyszły, bo skoro autor nie zadał sobie trudu, by wypytać partnerkę o jej pochodzenie i rodziców, to bardzo źle o nim świadczy.
Jeśli poznajesz swojego partnera w wieku 20 lat, to rzeczywiście masz mnóstwo czasu na dowiadywanie się, zadawanie pytań o dom rodzinny. Taką osobą dopiero zresztą z tego domu wyszła, więc sama będzie sypać historiami. Ale jak poznajesz partnera po trzydziestce to ludzie nie chcą czekać latami na oświadczyny, robią to szybciej. Plus mają dużo lat (w jego przypadku 15) dorosłego życia, i prędzej o tym będą rozmawiać. Gdzie mieszkali, gdzie pracowali, jak było na studiach itd. Więc jestem w stanie uwierzyć, że taka informacja umknęła, bo nie było na to zbyt dużej wagi położnej.
*dużo lat dorosłego życia za sobą
Przecież na takie rozmowy nie trzeba niewiadomo ile czasu. Wystarczy jeden wspólny wieczór albo dwa i można spokojnie obgadać całe dzieciństwo, dorastanie, młodość i lata 20.
No cóż, osoby planujące małżeństwo nie miały czasu, żeby porozmawiać skąd są, a jednak jej rodzice zapytali o to podczas pierwszej rozmowy...
A to XVI w., że teściów się poznaje przy zaręczynach? Wybrankę ojciec przez swaty załatwiał? Jakoś dziwne mi się to wydaje.
Może i dobrze. Zaleciało snobizmem od teściów (niedoszłych).
Dlaczego?
Pogardzili klasycznym polskim obiadem, a ich przerośnięte maniery mogły świadczyć o poczuciu wyższości, że są z Farszafki.
Nie wyszło, bo zamiast by ćsobą postanowiłeś zagrać kogoś innego. I się wyłożyłeś. Trudno, następnym razem będzie lepiej.
W którym miejscu nie był sobą i co na to wskazuje? Że zrobił obiad dla rodziców ukochanej, który w jego mniemaniu powinien im smakować?