#7pAf4
Mamy też księdza proboszcza. To spasiony niczym dorodny wieprz, rumiany posiadacz najlepszego auta w promieniu 50 kilometrów. Wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, jak klecha dorobił się majątku. Otóż przed drzwiami kościoła stoi taka wielka skrzynia, do której wierni wrzucają hajs. Nad skrzynią zaś przymocowana jest tabliczka w stylu "Na renowację ołtarza". Przez cały rok ludzie wpychają do tej gigantycznej skarbonki swe ciężko zarobione pieniądze. Potem przychodzi proboszcz, otwiera pojemnik, opróżnia "sejf" i umieszcza nową tabliczkę np. "Na naprawę dzwonnicy", czy "Na odnowienie figury najświętszej panienki". Turystów sporo, więc i pieniądz niezły... W ciągu ostatnich dekad ani jeden szczytny plan nie został wykonany. Urósł za to proboszczowy kałdun, doszły do jego kolekcji nowe auta, a na tyłach kościoła wyrosła pokaźna chata.
Tajemnicą Poliszynela było to, że duchowny bierze pieniądze dla siebie. Wiedzieli o tym wszyscy, w tym i lokalny dresiarz, Jędrek. To taki archetypowy Sebenides z Ortalionu, co to lubi czasem wdać się w awanturę i pójść w tango na epickim melanżu. Ale w głębi duszy to prawilny chłop, nieobojętny na krzywdę bliźniego.
Pewnego dnia, ten właśnie Jędras wsiadł do swojego Golfa (dwójeczka z niskim zawieszeniem, olbrzymią, podwójną rurą wydechową i bajeranckim spojlerem), podjechał pod kościół, przywiązał linkę holowniczą do wspomnianej skrzyni i ją po prostu ukradł.
Wieść o zuchwałym czynie Jędruli szybko się rozeszła i mimo, że każdy wiedział, kto stoi za tą kradzieżą - nikt nie puścił pary z ust. Proboszcz mało na serce nie zszedł. Interweniowała policja. Jednak i funkcjonariusze jakoś tak nie za specjalnie przykładali się do poszukiwań sprawcy rabunku.
Nikt z mieszkańców wioski Jędrka nie wydał. Wszyscy ciekawi byli dalszego obrotu spraw. Długo nie trzeba było czekać. Tydzień po kradzieży, lokalne media trąbiły o anonimowym dobroczyńcy, który wpłacił na rzecz jednego z pobliskich schronisk dla zwierzaków zawrotną sumę 20 tysięcy złotych!
Teraz Jędrek w oczach wielu jest kimś na kształt Robin Hooda! Proboszcz tymczasem zapadł się pod ziemię. Po tej akcji, kiedy mieszkańcy zaczęli głośno krytykować zachowanie duchownego, wsypała go jego gosposia, która jak się okazało - zajmowała się nie tylko dbaniem o proboszczową chatę, ale i o regularne pucowanie jego marchewki.
No to nieźle macie w tej wiosce, chętnie odwiedzę:D
Sebastian obecnych czasów: ucieleśnienie odwagi, obrońca pokrzywdzonych, jedyny w swoim rodzaju bohater dnia codziennego. Po prostu klasa sama w sobie.
Sebenides z Ortalionu - kisnę :D
To moje ulubiene, zaraz po tym jest pucowanie marchewki xD
Świetnie napisane i brawa dla Jędrka ;)
"Regularne pucowanie jego marchewki"... 😂 za ten tekst masz plusa u mnie !
Aż założyłam konto aby dodać do ulubionych
Weź się za pisanie książek ;)
Moja przyjaciółka od urodzenia mieszka w USA, jej mama jest rodowitą amerykanką. Kiedyś zapytały mnie dlaczego w Polsce w kościołach stoją skarbonki a na chorych zbiera się zakrętki.
Dobrze mu tak! 😉
No i fajnie. U mnie, były proboszcz zrobił dwójkę dzieci swojej gosposi. Teraz nawet mieszkają razem, w miejscowości oddalonej o 50km. Wszyscy wiedzą też, że tak się tutaj nachapał, że do końca życia, nie muszą się o pieniądze martwić.