#01VPs
W podstawówce nie miałam żadnych poważnych problemów z nauką. Co roku pasek, ponadprzeciętna średnia, wybitne osiągnięcia sportowe i w najróżniejszych konkursach. Tu żaden z nauczycieli nie miał nic do powiedzenia. Rzekomy problem leżał w moim zachowaniu. Bezustannie byłam (przez rówieśników) wciągana w konflikty, zwalano na mnie winę, wyżywano się. Często byłam publicznie wyzywana, poniżana i obrażana. W skrócie – typowy kozioł ofiarny, klasowe dziwadło. Gdy starałam się postawić, odpyskować i nią dać się znów sponiewierać, dziwnym trafem o ubarwionej wersji wydarzeń dowiadywał się nauczyciel (zazwyczaj wychowawca). Po prostu wystarczyło, że zareagowałam, nawet jeśli nie powiedziałam nic złego. Winni nie dostawali nawet poważnej reprymendy. A uwaga i łatka wędrowała do mnie.
Przez cały ten czas rodzice bardzo mnie wspierali, walczyli o sprawiedliwość na zebraniach, u dyrekcji itp.
Gdzie leżał problem? Leniwa wychowawczyni. Zbywała machnięciem ręki przewinienia większej grupy. Mną było łatwiej się zająć, więc aby zakończyć sprawę, „winną” byłam ja.
Piszę to, bo teraz to wszystko jest już za mną, a wiem, że niektórzy są w tym sami. To prawda, że najlepiej ignorować i nie dawać satysfakcji. Tak, zadziała pokazanie takim ludziom, że nie bierzecie do siebie tego, co robią. Nie mamy być ulegli, ale obojętni. Jeśli nie dostaną atencji, będą musieli znaleźć inny sposób na dowartościowanie się.
Wiem jak to jest aż za dobrze, znaczy ja nie byłem nigdy orłem w kwestii ocen, ale wiem jak to jest być ofiarą w podstawówce. To zwalanie winy przez nauczyciela na ofiarę jest jednym z większych problemów w polskich szkołach.
Racja. U mnie nawet jak ten, który mnie bił sam sobie żartował w klasie, przy wychowawczyni z tego, że mnie uderzył, sam opisał jak to sobie stałam, a on podszedł i walnął to wychowawczyni jemu tłumaczyła, że to moja wina. Nawet jeszcze chyba mam gdzieś dzienniczek z uwagą "Agresywnie stoi pod ścianą" czy może "prowokująco" to było, bo chodziło o to, że jak stoję w kącie to ja ich prowokuję i to ja jestem agresywna.
Te dzieciaki musiały być chyba dziećmi znajomych nauczycieli albo z jakichś "dobrych" domów - nauczycieli, policjantów, lekarzy, prawników, dyrektorów itp. Wtedy przez faworyzowanie tych dzieci wchodzi się bez mydła w tyłek rodzicom.
Niestety ale wg mnie ostatni akapit to pomyłka."Nie mamy być ulegli, ale obojętni. Jeśli nie dostaną atencji, będą musieli znaleźć inny sposób na dowartościowanie się"?! Znajdą: jeszcze mocniejsze dręczenie lub dręczenie innego rodzaju. Gdyby było inaczej, Twoi rodzice nie musieliby interweniować (i to nie jednorazowo a "przez cały ten czas"), bo... sprawcom znudziłoby się to już na początku wobec Twojej obojętności.
Można też pizdnąć w japę znienacka, tak by pokazać, że nie ma głupich żartów z Tobą. Tylko tak porządnie, wtedy reszta od razu wie z kim nie warto zadzierać.
"o prawda, że najlepiej ignorować i nie dawać satysfakcji. Tak, zadziała pokazanie takim ludziom, że nie bierzecie do siebie tego, co robią. Nie mamy być ulegli, ale obojętni. Jeśli nie dostaną atencji, będą musieli znaleźć inny sposób na dowartościowanie się. " - to jest NIEPRAWDA ignorowanie to najgorsze co można zrobić, bo będą przesuwać granicę bardziej i bardziej, aż reakcji nie uzyskają. Najlepiej na każdą zaczepkę odpowiadać i smutne czy nie, nawet i przywalić w tzw. "ryj". Potem, jak się wychowawca czy tam inny belfer zacznie burzyć, że "jak to tak" to mówić - nie dam sobie wejść na głowę i jeśli oni nadal będą mnie wyzywać, pluć, bić czy co tam - to ja będę się bronić. Sprawę można też zgłosić na policję. Generalnie reagować, nie ignorować. Takie coś mogła tylko napisać nauczycielka albo nauczyciel, który chce jedynie w spokoju odbębnić swoje i żeby im dzieci w szkole nie krwawiły bo pojawią się niewygodne pytania.
Niestety w naszej edukacji wciąż jest masa nauczycieli, którzy chcą przyjść, odwalić minimum i iść do domu. A ta praca naprawdę jest odpowiedzialna i ma ogromny wpływ na ludzi.