#kCZIa

Kiedy byłam na studiach, razem z moimi znajomymi z grupy pojechaliśmy na tygodniowy wypad do jednego z nadbałtyckich kurortów. Po ciężkim roku studiów był to czas kiedy wszystkie zawory puszczają i biedna studencina może poczuć, że żyje.
Przez trzy wieczory upajałam się więc życiem. Życiem w kufelku piwa, lub też serwowanymi przez kolegów formami życia zaklętymi w mocnych drinkach na bazie wody ognistej ze źdźbłem trawy w butelce.
Po takim maratonie potrzebowałam odpoczynku bardziej niż kiedykolwiek. Był akurat piękny, słoneczny dzień, więc założyłam bikini, wysmarowałam skórę kremem z blokerem, wzięłam ręczniczek i w klapkach poczłapałam, półprzytomna, na plażę. Uwaliłam się na brzuchu i momentalnie zasnęłam.
Musicie wiedzieć, że moje bikini było wiązane na sznureczki. Stanik związywało się na plecach, natomiast majtki miały węzełki na biodrach. Kiedy tak sobie spałam, reszta moich znajomych obudziła się po nocnym melanżu i również wpadła na pomysł ekspedycji na plażę. Przyszli więc i zastali tłum ludzi (jak to w nadmorskich kurortach). A po środku tej chmary leżałam sobie nieprzytomna ja.
Jeden z moich szanownych kolegów, widząc, że nie za bardzo kontaktuję, postanowił zrobić mi numer i rozwiązał oba węzełki od mojego kostiumu, a następnie bezszelestnie wyciągnął bikini spod mojego ciała. Leżałam więc na ręczniczku z gołym dupskiem wystawionym na widok publiczny.
Moi znajomi trochę się ze mnie pośmiali, zrobili kilka zdjęć, a następnie odczuwszy ogrom swego kaca, rozleźli się. Część poszła się kąpać, któryś tam poleciał kupić lody, a koleżankę wysłali po chmielowe lekarstwo typu "klin".
Ja tymczasem zaczęłam wracać do życia. Nie było już mi zbyt wygodnie na brzuchu, więc przewróciłam się na plecy i przez parę minut wierciłam się szukając wygodnej pozycji na kontynuowanie snu. Obudził mnie jednak śmiech plażowej gawiedzi.
Kiedy otworzyłam moje przekrwione oczy zauważyłam, że wszyscy się na mnie gapią. Doszłam jednak do wniosku, że wkręcam sobie coś i że pewnie mają polew z tego, że przez ostatnie minuty wiłam się na tym piachu jak jakiś węgorz wyciągnięty z wody.
Potwornie chciało mi się pić, więc po paru minutach dochodzenia do siebie, podniosłam się, zwinęłam ręczniczek, założyłam klapki i polazłam do wyjścia z plaży, przepychając się przez tłum szczerzących się do mnie urlopowiczów.
Gdzieś tak w połowie drogi kamyczek wpadł mi do klapka, więc oparłam sobie nogę o jakiś pieniek i zaczęłam gmerać między palcami, aby pozbyć się intruza. Wtedy usłyszałam głos z tyłu:
- Chyba coś zgubiłaś, mała.
To był jakiś chłopak. Myślałam, że mówi o kamyku, który właśnie wyrzuciłam. Okazało się, że od dłuższej chwili gapił się na mój goły, wypięty tyłek. Miał widok na detale w HD.

Do namiotu wróciłam szlochając. Okryta ręczniczkiem i łopianami...
Dragomir Odpowiedz

Jak masz takich przyjaciół, to już Ci wrogów nie trzeba.

TakiTen Odpowiedz

Geinialne pomysly, ale trzeba miec zryty beret zeby cos takieo zrobic (mowie o kolegach).
Ciekawe jak oni by sie zachwali gdyby przemaszerowali nago po plazy. Ha ha a;e zabawa wystawic kogs na posmiewisko. (abstrachujac od tego czy autorka prezentowala sie dobrze czy zle widaz ze ewidentnie zle sie z tym czula)

Dodaj anonimowe wyznanie