#yxyWp

Kilkanaście lat temu, gdy miałem 18 lat, zerwałem z moją, starszą o rok, ówczesną dziewczyną. Była zaborcza, chorobliwie zazdrosna, generalnie awanturująca się, ale w łóżku... czarodziejka. Po rozstaniu spotkaliśmy się jeszcze kilka razy na seks, ale nie zamierzałem do niej wracać. Dziewczyna jednak nie zamierzała odpuścić i pisała, dzwoniła, prosiła, groziła. Nachodziła mnie w domu, na uczelni, porysowała mi samochód i przebiła opony.
Kilka tygodni od ostatniego spotkania napisała mi, że jest w ciąży. Jako niedoświadczony życiowo młokos, pełny ideałów i wiary w ludzi, uwierzyłem i postanowiłem wrócić do niej, licząc na to, że się zmieni i żeby dziecko nie wychowywało się bez ojca. Mieszkałem wtedy z rodzicami, którzy przyjęli to spokojnie i obiecali nas wspierać.
Przez kolejne pół roku starałem się odbudować związek, pracowałem na dwa etaty i studiowałem zaocznie, żeby zapewnić przyszłość przyszłemu potomkowi. Moje wątpliwości zaczął jednak budzić brak ciążowego brzuszka i brak zgody dziewczyny na uczestniczenie w badaniach. Pokazywała mi tylko jakieś kwity od lekarza z USG (był 2004 r., więc nie było jeszcze wydruków zdjęć, tylko wyniki opisane medyczną terminologią).
Zacząłem mocno naciskać na jakiś niezbity dowód jej ciąży, choćby zrobiony przy mnie test ciążowy, co sprawiło, że dziewczyna obraziła się i przestała się z mną kontaktować na jakiś miesiąc.
Któregoś dnia, mniej więcej w 7 miesiącu ciąży, dostałem od niej MMS z niewyraźnym zdjęciem noworodka i podpisem, że zostałem ojcem. Twierdziła, że ze stresu trafiła do szpitala i urodziła wcześniaka. Minęło prawie 20 lat, ale dokładnie pamiętam, jaki byłem szczęśliwy. Dziewczyna nie chciała powiedzieć, w którym szpitalu w Warszawie leży i twierdziła, że oboje z dzieckiem są w ciężkim stanie. Kupiłem wielki bukiet i zacząłem jeździć po szpitalach, szukając jej po nazwisku. Objechałem wszystkie, ale nigdzie nie było takiej pacjentki. W ostatnim wręczyłem bukiet pani na recepcji i wróciłem załamany do domu. Dziewczyna w tym czasie milczała, nie odbierała ani nie odpisywała. Następnego dnia napisała, że wypisali ją ze szpitala, ale dziecko zostało na intensywnej terapii. Od razu do niej pojechałem. Na spotkaniu pokazała mi akt urodzenia... wypisany jej charakterem pisma. Gdy o to zapytałem, to zaprzeczyła, mocno się oburzyła i uciekła do domu. Stwierdziłem, że może faktycznie to nie był jej charakter pisma i tego samego wieczoru poinformowałem rodziców, że są dziadkami, a z najlepszymi kumplami zrobiliśmy pępkowe za zdrowie dziecka. Nazajutrz zacząłem dopytywać o stan potomka, ale dziewczyna milczała. Kolejnego dnia napisała, że dziecko umarło. Załamałem się, kilka dni nie jadłem i nie wychodziłem z łóżka.
Oczywiście żadnego dziecka nigdy nie było, wszystko zmyśliła, a ja straciłem wiarę w ludzi na wiele lat.
Dragomir Odpowiedz

A ja czytając to straciłem wiarę w dodatni wynik Twojego ilorazu inteligencji.

raj001 Odpowiedz

Cięzko uwierzyć w prawdziwośc tego wyznania.
Po akcji z jeżdżeniem po szpitalach, kiedy się okazało, że w żadnym szpitalu dziewczyny nie było (a wcześniej nie chciała powiedzieć w którym szpitalu jest - co jest nienormalne, bo to jest pierwsza rzecz którą się mówi w takiej sytuacji), nawet najbardziej naiwny człowiek by się zorientował, że dziewczyna zmyśla, i nie wierzyłby już w nic więcej, co ona napisze albo powie.

Marquise Odpowiedz

Moja siostra jest rocznik 2004. Do tego początek roku, więc nie ma opcji. Moja Mama ma wydruki zdjęć, a nawet filmik na kasecie video.

ravageuse

W ten sposob udowodnilas, ze kazdy lekarz w Polsce od najpozniej 2004 roku mial ta mozliwosc.

Cystof

Większość w istocie miała... To wbrew pozorom nie jest jakaś kosmiczna technologia

CzerwonaRurza

Cystof, jakie jest Twoje źródło wiedzy na temat wyposażenia gabinetów ginekologicznych w Polsce w roku 2004?

Cystof

Moja matka mająca specjalizacje w ginekologii i położnictwie która w latach 90-tych pozwała przedszkolnemu mnie pojeździć głowicą USG po swoim brzuchu bo fajne obrazki na ekranie były?

Cystof

A i dodam jeszcze że nie mieszkaliśmy w Wawie, Trójmieście czy innym molochu tylko w miejscowości liczącej zaledwie 100k mieszkańców.

Skoro w latach 90-tych lekarskie dziecko mogło się czasem tym pobawić w mieście powiatowym na zadupiu to zakładam że w 2004 takowa lux technologia była dostępna bardziej.

Choć oczywiście mogę się mylić i na przełomie wieków aparaty do usg zeżarła "pluskwa milenijna"
...

CzerwonaRurza

Czyli wystarczająco silne poszlaki.
Uznaję Twoje zdanie za prawdziwe.

WrozkaSmierci Odpowiedz

Były już wtedy wydruki z usg

bazienka Odpowiedz

naiwny byles, co tu ukrywac, mam nadzieje, ze nauczyles sie czegos z tego wydarzenia
nie wszyscy ludzie klamia, zaufanie da sie odbudowac, idz na terapie, jesli nie radzisz sobie sam

StaryCap Odpowiedz

Niezle story.
Wszystkich zastanawia USG, a mnie zastanawia ta 18letnia czarodziejka w łóżku. Kiedy się tego wszystkiego nauczyła? Wrodzony talent? Trening od wielu lat?

Dragomir

Może miała te same geny co Umbriak. On też podobno robi cuda w łóżku. Ale jest na tyle skromny, że zaprasza tam innych i oni robią całą robotę, a on patrzy na to z kąta popijając wino i czuje się jak zwycięzca.

Mabellle Odpowiedz

Jestem z rocznika 1991 i mam do dziś wydruk z USG ze sobą 😛 Co prawda, była to wtedy nowość, ale jednak.

mmichasiaa Odpowiedz

No debil...

WodaBrzozowa Odpowiedz

Jesteś strasznie naiwny, jeśli myślisz, że w to uwierzymy

Dodaj anonimowe wyznanie