#xQBlf
Pierwszy rok studiów. Profesor, u którego ciężko było zdać w pierwszym terminie, miał jakieś sprawy rodzinne i na egzaminie pisemnym musiał go zastąpić dosyć ofermowaty asystent. Takiej okazji nie można było zmarnować.
Było cicho, bo nie chcieliśmy ryzykować, że facet wezwie wsparcie do pilnowania, ale ściągi po sali krążyły gęsto. Asystent widział, że coś jest nie tak, ale studenci byli szybsi i za rękę nikogo nie złapał. Przestał biegać po sali, przyczaił się na chwilę, ale znowu nic.
Obserwował nas dalej i pod koniec egzaminu jak nie wrzaśnie: „Widziałem! Co pani ma między nogami??!!”.
Gruchnął taki śmiech, że aż panie z dziekanatu, który był piętro niżej, przyszły zobaczyć, co się dzieje :)
Pitu-pitu. Po pierwsze asystenci to osoby po doktoracie i takie gierki mają w zadzie, doskonale wiedzą, kto ściąga, sami znają te sztuczki, chętnie przymykają oczy, bo nie muszą użerać się z poprawkami.
Po drugie - sale wykładowe są w odległości od dziekanatów, bo to wynika z architektury. Bo rozumiem, że skoro śmiech był tak głośny, to musiało być dużo osób, czyli to nie były ćwiczenia.
A jeśli to były ćwiczenia, to nie zrobilibyście takiego łomotu, żeby poderwać panie w dziekanacie.
No właśnie - pnie w dziekanacie mają dość pracy i wyjebane na to, co robią studenci, już widzę, jak lecą sprawdzać.
Co masz na myśli pisząc, o odległości sal wykładowych od dziekanatów wynikających z architektury? W sensie realnie mnie to ciekawi, bo na dwóch wydziałach (a raczej wydział ten sam, ale osobne budynki w różnych miastach) dziekanaty były w pewnym odosobnieniu.
A co do tego, że to nie były ćwiczenia raczej, to nie spotkałam się z egzaminem po samych ćwiczeniach. Tylko po wykładach lub wykładach z ćwiczeniami (które same w sobie były na zaliczenie oceną końcową) lub zajęciach językowych (w przypadku filologii). Jeśli przedmiot zakładał same ćwiczenia lub konserwatoria nigdy nie było na koniec egzaminu, jedynie sprawdzian podsumowujący. Bywały też ćwiczenia, gdzie była połowa (a przynajmniej powinna być) mojej specjalizacji i połowa drugiej, więc bywało nas sporo. Ale to moje doświadczenia, każdy ma inne. U mnie na ćwiczeniach i zajęciach z języka były nawet kartkówki, sprawdziany, testy, prasówki i te nazwy stosowali wykładowcy, a próbowano mi wmówić, że to niemożliwe, bo to nie szkoła. A jednak takie rzeczy były.
Dodatkowo jeszcze śmiech usłyszał kierowca przejeżdżającego nieopodal auli autobusu linii 116, zatrzymał pojazd, wysiadł i poszedł zobaczyć, co się dzieje. A jak zobaczył to zaczął bić brawo. Wiem, bo byłem tym kierowcą.
potwierdzam, bo wtedy jechałem tym autobusem i nagle się z powodu śmiechu zatrzymał i zanim wróciłeś i ruszyliśmy dalej minęło z dobre 20 minut i przez to prawie spóźniłem się na swoje egzaminy tego dnia