#xGEY0
Właśnie się dowiedziałam, że obydwie są śmiertelnie obrażone i od jakiegoś czasu nie odzywają się do własnego ojca, dlatego że cytat "on postanowił po 8 latach od rozwodu ułożyć sobie życie".
Nie wiem, jak to będzie. Wprawdzie nie liczę na bardzo serdeczne relacje z pasierbicami, ale chciałabym żeby chociaż były poprawne.
Jak se partner wychował córeczki, tak ma. Ojciec, który ma silną więź z dziećmi, który ma zdrowy kręgosłup moralny i prawość w sobie, wychowa dzieci, które będą się cieszyły z jego szczęścia.
A jak tatuś da dupy w tej kwestii, to skutkiem są dzieciaki, które wciąż ciągną na deficycie ojcowskiej uwagi. Nawet jeśli przeżyły już pół wieku. I takie dzieci zawsze będą zazdrosne o tatę. Wówczas nawet najlepsza partnerka taty będzie postrzegana jako wróg i konkurencja.
Ja bym odpuściła nadmierne starania o dobrą relację i po prostu żyła swoim życiem. Jak się pasierbice ogarną, jeśli będą chciały mnie poznać, spotkać się razem w miłej atmosferze - to fajnie, niech się układa jak najlepiej. Jeśli nie - ich prawo czuć co czują, bo ich czucie nie wzięło się znikąd. Mają prawo do swojej zazdrości i złości. A ja z kolei nie mam obowiązku się z nimi spotykać ani udawać szczęśliwej rodzinki, bo dla mnie to zupełnie obce kobiety. Ich terapeutą rodzinnym też nie jestem.
A co, gdyby partner na mnie naciskał, bo dla niego to problem? - bardzo stanowczo bym mu wyjaśniła, skąd się ten problem wziął, i kto tu spieprzył sprawę ojcostwa i wychowania. I czyją odpowiedzialnością jest to naprawiać. Bo na pewno nie moją.
Ty jesteś nie z tej ziemi! :)
@Czaroit HA HA HA HA HA HA HA HA HA HA HA HA HA HA HA HA HA HA HA HA HA HA HA HA HA HA HA
Przecież jego córki są dorosłe i mogą mieć swoje zdanie. Poza tym, to na partnerze ciąży odpowiedzialność za jego stosunki z córkami. Ty wystarczy, że nie będziesz dolewać oliwy do ognia. A nawet jeśli nie będą się odzywać, to przynajmniej będzie spokój.
No ja się dziwię, zarówno dzieciom rodziców, które nie chcą żeby ułożyły sobie życie, jak rodzicom, które mają wieczne nieuzasadnione wąty do partnerów dzieci.
Mojej macosze daleko jest do ideału pod względem różnych zachowań, ale utrzymuję z nią poprawny kontakt, mama też się spotyka z pewnym facetem, choć nie na stałe, ale akurat gościa uwielbiam, miły, z poczuciem humoru.
Przecież nie można oczekiwać od rodzica, czy swojego dziecka, że będą samotni i nieszczęśliwi przez całe życie, tylko po to, żeby zadowolić rodzinę.
Twoi pasierbowie to egoiści, skoro już są dorośli. Dzieci pewnie w jakimś stopniu bym zrozumiała, bo psychika jeszcze krucha, ale 20 i 35 lat, to już taki wiek, że pewne rzeczy wypadłoby rozumieć.
Może z czasem Cię jednak zaakceptują, ale nie naskakuj im na siłę. Można wyciągnąć rękę raz, drugi, jako pierwsza, ale nie więcej.
Jeśli nie mieszkają razem z nim, to nie rozumiem ich podejścia. A jeśli mieszkają, to nie są u siebie więc powinny się dostosować.
I dobrze, bo raz zawarte małżeństwo jest trwałe