#u50O9

Pewna historia o pewności siebie, a raczej jej braku.

Odkąd pamiętam, należałam do tego niewielkiego procenta dzieci, które uwielbiają się uczyć. Może niekoniecznie odrabiać zadania, ale zawsze ciekawiła mnie przyroda, później biologia, geografia, fizyka. Z matmy miałam wielką frajdę, gdy rozwiązałam trudne zadanie. Czytałam książki, przeglądałam encyklopedie, "Świat Wiedzy", nawet jeśli nie wszystko rozumiałam. Lubiłam spacery, na których oglądałam rośliny i głaskałam każdego zwierzaka po drodze.

W gimnazjum trafiłam na wybitnie nietolerancyjną klasę, a jak wiadomo, "kujon" to ten gorszy. Nie miałam życia, na każdym kroku docinki, podkładanie nóg, zaczepki. Już po kilku miesiącach nauczyłam się, że lepiej nie podnosić ręki, gdy nauczyciel zadaje pytanie. Zaczęłam specjalnie udawać, że czegoś nie umiem, żeby po prostu mieć spokój. Na WF-ie było to samo, ogólnie byłam wysportowana, ale specjalnie się potykałam, zwalniałam czy udawałam, że nie mam stroju, żeby nikt mi nie dogryzał. Po jakimś czasie nawet w domu zaczęło mi się obrywać, że się "wymądrzam", bo często opowiadałam jakieś ciekawostki gdzieś wyczytane.

Weszłam w pewien okres buntu, raczej z "czynów" byłam grzeczną osobą (nie imprezowałam, nie wagarowałam itp), ale stałam się bardzo pyskata. W każdym dopatrywałam się mojego wroga, każdy zasłyszany szept czy śmiech uważałam za jakieś próby obgadywania mnie za plecami (najgorsze jest to, że do tej pory tak mam). Z niechęcią nawiązywałam nowe znajomości, pogorszyły się moje relacje z mamą. Z tatą nigdy dobrej nie miałam.

Wiele razy usłyszałam, że nikt mnie nie zechce. Weszłam w związek, w którym mój partner doskonale wiedział o tym jak się czuję, co nieraz wykorzystywał na swoją korzyść. Słyszałam, że nic nie umiem, na niczym się nie znam, lepiej żebym przy nim była, bo tylko on mnie toleruje.

Moim marzeniem było zostać naukowcem lub architektem. Jednak wygrało wewnętrzne, wypracowane przez lata przekonanie, że nie dam rady. Nawet nie próbowałam aplikować. Rozszerzoną maturę z biologii zdałam na 85%, z matmy 98%, a ukończyłam ogrodnictwo. Do dziś żałuję, że nie spróbowałam, ale nie mam siły podejmować kolejnych studiów, później uprawnień itp.

Obecnie mam 26 lat, bardzo kochającego partnera, który pomógł mi trochę pozbyć się aż takiej tragicznej samooceny. Największym problemem według mnie jest to, że gdy z tym walczę, ciągle mam wrażenie, że przeginam w drugą stronę. Mam problem z oceną swoich możliwości. Że nigdy nie wiem, czy mierzę siły na zamiary, czy ja realnie uważam, że coś mi się nie uda, czy wymuszam na sobie myślenie, że dam radę, a przecież logiczne, że nie.
Teraz mam znajomych, ale nikt nie wie, jaką wewnętrzną walkę prowadzę gdy z nimi rozmawiam, gdy ciągle uważam, że jestem beznadziejnym towarzystwem i każdy jest ode mnie lepszy...
Nightcrawler13 Odpowiedz

Na spełnianie marzeń nigdy nie jest za póżno. Nigdy.
Możesz jeszcze podjąć wymarzone studia - jesteś młoda (nawet 80 letnia kobieta jest młoda, jeśli tego chce)
Są osoby które wierzą że ci się uda - twój partner, znajomi, rodzina i JA
A jeśli obca osoba w Ciebie wierzy, to ty też zacznij!

Naia

U mnie na uczelni są nawet osoby po 50 (jedna z nich właśnie spełnia marzenia na kierunku z zupełnie innej dziedziny niż zawód, który do tej pory wykonywała), a kilka około 30 też widziałam, toteż potwierdzam i popieram - nigdy nie jest za późno! Co prawda legitymacja nie daje zniżek w tym wieku, ale chyba nie to jest ważne w studiach.

Better

I ja! Ja tez wierzę! ✊

eyuioa

porarzka ? sam jesteś porarzka, Azor do budy !

OMBoze

Już go biorę, znów mi Azor wylazł z budy. Sorka

Dziękuję za miłe słowa, naprawdę nie spodziewałam się że aż tyle pozytywnych komentarzy tu przeczytam. Na razie nie mam na tyle pieniędzy żeby móc zabrać się za studia, musiałabym znaleźć pracę która by mi na to pozwoliła (czasowo-finansowo). Ale zaczęłam zastanawiać się nad inną opcją czyli wkręcenia się do biur architektów skoro i tak umiem sporą część z tego, rysunki, przepisy, dokumentację... jedynie co to brak uprawnień... :(

linguone

Przecież studia są bezpłatne, autorko.

NoweAnonimoweKonto

@lingoune Studia tak, ale życie nie.

Gathaspar

Wierzbo płacząca, to straszne, jak otoczenie może zniszczyć komuś samoocenę. Też mam tak, że jak mówię do kogoś, to wydaje mi się, że jestem beznadziejnym rozmówcą, także trochę cię rozumiem (choć do końca nie mogę być pewny, co czujesz, bo nie jestem tobą).

FoxyLadie Odpowiedz

Myślałam, że to wyznanie pisała 50 latka... Kobieto, masz 26 lat! Ja w wieku 22 dopiero planuję pójść w przyszłości na jakieś studia, bo teraz mam 'ważniejsze rzeczy' 😉

Mnóstwo kobiet w mojej rodzinie jest znacznie starszch od ciebie i teraz się przekwalifikują, idą na studia itp. A ty masz 26 lat i się skreśliłaś.

Wyobraź siebie jako inną osobę, której masz doradzić i oceń, co byś doradziła takiej Zuzi, która jest w twojej sytuacji. Mi to zawsze pomaga 😊

Hermiona12

Moja mama szukała pracy przez kilka lat, kiedy w końcu uznała, że w swoim zawodzie pracy nie znajdzie poszła na studia podyplomowe w wieku 35 lat.

Demonologia Odpowiedz

Początek to moja historia życia :( dopiero matura się nie zgadza, jestem w 3gim

Nightcrawler13

Oooo
Widzisz jak sprawy potoczyły się w życiu autorki.
Nie zmarnuj swojego potencjału i uwierz w siebie

Ktosinikt

Pora wziąść się w garść, zmienić swoje życie! Powodzenia!

Karo

Weź się w garść, żeby potem nie pisać 'wziąść', jak w komentarzu powyżej ;) powodzenia! :)

WybuchowyMenel Odpowiedz

Tylko nie realizuj swoich niespelnionych marzeń na swoich dzieciach... To jest najgorsze...

Okularnica98 Odpowiedz

Masz dopiero 26 lat i całe mnóstwo czasu, żeby zmienić swoje życie na lepsze! :)

CiriGeraltPlaszczka Odpowiedz

Współczuję 😞 Miałam podobnie w szkole, ale na szczęście rodzice nie dopuścili żebym się aż tak pogrążała. Mimo wszystko straciłam parę lat na odzyskiwanie wiary w siebie. Tobie też się to uda, zwłaszcza, że już masz ludzi którzy Cię wspierają. Trzymam kciuki!

Karo Odpowiedz

O, jestes z mojego rocznika :) ja mialam podobną historię.. Ten fragment: "Największym problemem według mnie jest to, że gdy z tym walczę, ciągle mam wrażenie, że przeginam w drugą stronę. " - mam dokladnie tak samo. Nie poddawaj się :)

Summer25

Tez jestem z tego rocznika i tez wogole w siebie nie wierzę. To strasznie utrudnia życie na każdym kroku. Bardzo łatwo się zniechecam do czegoś albo odpuszczam albo czekam aż ktoś mnie w czymś wyręczy,bo odrazu sobie myślę że zrobi to lepiej ode mnie.mój Walczę z tym i sobie przypominam że przecież coś umiem ze dałam w czymś rade to teraz tez dam.

HopeMary Odpowiedz

Mnie też uważano w podstawówce za kujona. Jestem dosyć wrażliwa, dlatego bardzo się tym przejęłam. Szczególnie było mi przykro, ponieważ te osoby nie wiedziały co robiłam w domu, a mówili że uczę się całe dnie i noce! A ja po prostu wszystko zapamiętywałam z lekcji i mało się uczyłam w domu.... a powtarzanie na przerwie uważam za normalne. Mimo przezywania, nigdy nie posunęłam się do takich rzeczy jak specjalne robienie błędów na kartkówkach. Trochę więc rozumiem Autorkę.
Morał: najpierw się dobrze zastanów, zanim kogoś przezwiesz.

rokiowca Odpowiedz

Idź na studia. Marnujesz się. Jeszcze tyle czasu przed Tobą

RandomowyAnonimowy Odpowiedz

To straszne, że gimnazjum tak negatywnie wpływa na psychikę niektórych osób. Może warto porozmawiać z psychologiem, popatrzeć inaczej na swoje problemy? Wydaje się, że możesz osiągnąć naprawdę dużo, szkoda, żeby przeszkadzało Ci złe samopoczucie.

Zobacz więcej komentarzy (26)
Dodaj anonimowe wyznanie