#77w9X
Zawsze byliśmy dobrą parą, kochaliśmy się, wspieraliśmy. Nie było żadnej zdrady, żadnego kłamstwa, niczego, co mogłoby tak negatywnie wpłynąć na nasz związek. Mam wrażenie, że on mnie po prostu nienawidzi i robi wszystko, żeby mnie zniszczyć. Proponowałam wielokrotnie terapię dla par, ale nie chce o tym słyszeć. Twierdzi, że żaden terapeuta nie stanie po mojej stronie i szkoda pieniędzy, bo nikogo nie posłucham. Z tym że tak nie jest. W ogóle mam wrażenie, że on imaginuje jakieś moje cechy, których nigdy nie miałam i nie mam i nagminnie mi wmawia, że jestem „taka”.
Staram się tłuc mu do głowy, że nie jestem jego wrogiem, tylko przyjacielem, że jesteśmy drużyną. Z tym że powoli sama przestaję w to wierzyć, bo jak wchodzi do pokoju, to cała się spinam i czuję, że mi wzrasta ciśnienie. Chyba sama go już traktuję jak wroga.
Czuję się bardzo samotna w tym małżeństwie. Niby mam koleżanki, ale głupio mi przyznać przed nimi, że mąż po raz kolejny doprowadził mnie do płaczu. Poza tym ja też nie jestem święta. Kiedy mąż zaczyna prowokować kłótnię, to wytrzymam może 30 minut takich słownych zaczepek, a potem reaguję. Rzucamy nawzajem mięsem, przekraczamy raz po raz kolejne granice, których nigdy przedtem nie przekroczyliśmy. Wyzywamy się od najgorszych, mówimy sobie, że się nienawidzimy. Kiedyś przez 40 minut rozważałam, czy nie rzucić się pod pociąg, jak utknęliśmy na stacji kolejowej i mąż znowu zaczął się do mnie niefajnie odzywać.
Życie sypie mi się jak domek z kart i ciągle się miotam. Z jednej strony chcę rozwodu, jestem stabilna finansowo, mam mieszkanie, dam sobie radę. Ale z drugiej tęsknię za moim mężem, za tym, jaki był, za moim przyjacielem i powiernikiem, a nie tym facetem, który teraz jest w domu. Tak strasznie mi go brakuje, że to aż boli. Już nawet nie chodzi o to, jak mnie nazywa albo co takiego robi, chodzi o to, jak bardzo się zmienił. Czasami przeglądam nasze stare zdjęcia albo zdjęcia ze ślubu i widzę, jak bardzo byliśmy zakochani. Żal mi, że nic z tego nie zostało i że mąż nie chce pomocy specjalisty, nie chce walczyć o to małżeństwo.
Może spróbuj rozegrać temat tej terapii? Powiedz, że chcesz iść do terapeuty i wysłuchać, jak masz się zmienić. Pieniędzy Ci nie szkoda, bo je zarabiasz, a gotowość usłyszeć, co masz do poprawy - masz. I żeby nie wymyślał już więcej wymówek, bo pieniądze i swoją gotowość ogarniasz, to on ma ogarnąć siebie i własną gotowość. A jak się boi, to ma mówić wprost, że się boi i nie chce zmian, a nie zwalać na Ciebie. Tylko wtedy on bierze odpowiedzialność za to, że nie ma progresu, a rozstanie staje się coraz bardziej realne. I zapytaj, czy chce uczestniczyć w wyborze terapeuty, czy Ty masz wybrać i Was umówić. Na każde wymijanie, że szkoda kasy odpowiadaj: "o przeznaczeniu kasy na ten cel już zdecydowałam". Możesz nawet dodać, że zrezygnowałaś z zakupu sukienki / torebki / czegoś tak, aby nie zarzucił Ci, że marnujesz Wasze wspólne pieniądze. Na każde stwierdzenie, że terapeuta i tak Ci powie, że to Twoja wina, odpowiada: "ok, może jak usłyszę to od kogoś z zewnątrz, będę lepiej widziała, co jest do zmiany - powinieneś się cieszyć, że chcę coś zmienić, a nie wymyślać wymówki." Może Ci powiedzieć, że w takim razie masz sobie iść sama, ogarnąć siebie. To powiedz: "Zaraz, to Ty masz do mnie zastrzeżenia więc chyba lepiej jak pójdziesz ze mną i sam je przekażesz terapeucie? Przecież ja mogę coś przeinaczyć. Skoro to o mnie chodzi i to ja jestem problemem, to czego się tak boisz, że wymyślasz kolejną wymówkę za wymówką?". Zobacz, jak zareaguje na takie stanowcze stawianie sprawy i zbijanie argumentów. A później przy każdej kłótni mów: proponowałam terapię, ale się boisz i nie masz gotowości podjąć tematu.
Zastanawia mnie, co się zmieniło w życiu Twojego męża 1,5 roku temu. Brzmi jak osoba, która nie wychodzi z domu, nie ma hobby i wychodzi czepialstwo. Zwykle dzieje się tak jak kobieta zostaje z dzieckiem w domu, jest przemęczona, niedoceniana i samotna. A Twój mąż?
Ja bym pewnie poszła na taką terapię dla par sama. Dowiedziałabym się, co mogę zrobić ze swojej strony. Czego oczekiwać od męża. Ale maleństwo to związek dwojga ludzi. Jeśli Twoje próby naprawy relacji odbiją się od męża jak od ściany, to lepiej żyć samemu niż z wrogiem.
Kobieto, masz mieszkanie, masz pracę, masz świadomość beznadziejności sytuacji. Nie macie dzieci ani wspólnych zobowiązań (chyba). Zostaw go, zróbcie sobie przerwę, dajcie czas na przemyślenie wszystkiego i nabranie perspektywy. Nie możesz chodzić po lesie w zimie i liczyć na to, że może jednak trochę się opalisz na święta.
Odmawia terapii, bo uważa, że Ty się nie posłuchasz terapeuty, podczas gdy to ewidentnie on neguje potrzebę terapii? To już jest jakiś wyższy poziom schizy. Rozmawialiście o rozwodzie? Czy on tez myśli o rozstaniu czy twierdzi, że tak jest dobrze? Może postaw sprawę twardo, że albo pójdzie z Tobą na terapie albo rozwód. Jak się tak strasznie tej terapii boi, to możesz go postraszyć, że sąd was i tak wyśle na terapię, zanim da wam rozwód. To się zdarza, chociaż sąd nie ma prawa tego zrobić, ale dużo ludzi o tym nie wie i sędziom się zdarza przekraczać swoje kompetencje w tym zakresie. Dlatego wielu ludzi myśli, że sądy tak robią
W sumie to wygląda jakby wiedział, że to jego wina, ale chciał wmówić autorce, że to jej wina i dlatego unika terapii, żeby nikt nie powiedział inaczej. Widać to właśnie po tym fragmencie, kiedy wypomina autorce, że przecież ona i tak nie posłucha, jakby chciał zasugerować, że to autorka jest problemem, że terapeuta jej każe coś zmienić i od razu uznaje, że autorka nic nie zrobi, więc cała terapia byłaby wyrzuceniem pieniędzy w błoto. Ale widać, że po prostu chce wywołać w autorce poczucie winy, więc boi się, że terapia by mu w tym przeszkodziła. Bo jak terapeuta powie co on robi nie tak, to on będzie musiał to naprawić, nawet, jeśli wina będzie po obu stronach. A jemu chodzi o to, żeby wszystko było zrzucone na autorkę, żeby on sobie siedział i nic nie robił i tylko powtarzał, że wszystko przez nią.
Coś trzeba z tym zrobić. Może mąż ma jakiś problem zdrowotny, niekoniecznie zaraz coś z mózgiem, ale może z hormonami?
Czy inne osoby też widzą że się zmienił? Może jego mama przekona go, żeby poszedł do lekarza, jeżeli Ciebie ie słucha?
Też pomyślałam o jakimś problemie zdrowotnym, bo ciężko uwierzyć, że ktoś może się tak zmienić. Tylko że ciekawe, jak by zareagował na sugestię badań...
a może ma trochę rację? może nic nie robisz w domu i zajmujesz się pracą? może jesteś słabą żoną w takim bardziej tradycyjnym ujęciu?
A no i jeszcze pytanie: czy zarabiasz więcej? To częsta przyczyna ukrytych problemów.
Ja niestety miałem podobnie, dochodziło niestety wiele innych czynników, skończyło się to rozwodem bo już nie wytrzymywałem tego stresu.
Być może Twoja historia będzie miała inny finał, jednak Twój opis brzmi jak moje życie jeszcze bardzo niedawno temu. Byliśmy szczęśliwym, dobranym małżeństwem, a nagle pojawiły się pretensje, umniejszenie wartości, wrogie nastawienie. U mojego męża niedługo potem pojawiła się psychoza, a w końcu kolejna i zdiagnozowano u niego schizofrenię. Raz jeszcze podkreślam: to nie musi być Wasze rozwiązanie, ale być może warto potraktować to jako punkt do sprawdzenia.
a może powiedz mu o tym zamiast się tu wyżalać?
Znam podobny przypadek w mojej najbliższej rodzinie.