#o7wn5

Nie powodziło nam się w domu. Sześć gęb do wykarmienia. Nasz tata nie miał nogi, więc na rencie, a mama pracowała w kiosku. Żyliśmy skromnie, ale szczęśliwie.
W wakacje od świtu do nocy czas spędzaliśmy na zabawach. Piłka, siatka, chowany, podchody, palant i mogę wymieniać w nieskończoność. Wszyscy byli wysportowani, a ja byłam wysportowana i gruba. Tak po prostu od dziecka byłam małym popylającym po wsi pulpecikiem.
Zdawałam sobie z tego sprawę, ale nie przeszkadzało mi to. Nikt mnie nie wyzywał i nie dokuczał. Nawet jak kłóciliśmy się z rodzeństwem, to nigdy nie wrzucali mi, że jestem gruba. Na wsi wszystkie dzieciaki się znały i było pięknie.

Pierwszy rok szkoły i zderzyłam się z rzeczywistością. Nagle nauczycielki traktowały mnie gorzej od innych dzieci. Dzieciaki mówiły mi, że jestem grubasem z takim wyrzutem, jakbym co najmniej zrobiła coś okropnie złego. Czasami z tego powodu dziewczyny z klasy nie chciały się ze mną bawić, inne dzieci wybierać w zabawach. Było mi przykro, że zostawałam dobierana na końcu, lub musiałam być w parze z panią.
Na szczęście byłam na tyle rozgarnięta, że nie przejmowałam się tym zbytnio. Na przerwach bawiłam się z kolegami ze wsi lub chodziłam do klas moich sióstr czy braci.
Pomimo tego, że na WF-ie wymiatałam i grałam w piłkę lepiej od chłopaków, to co jakiś czas ktoś mi przypominał, że jestem gruba - jakbym była brudna.

Nie rozumiałam dlaczego tak. Serio jadłam to samo co moje rodzeństwo, słodycze tylko na święta. Nie było pieniędzy na jakieś smakołyki czy zachcianki. Ba... nawet nie dojadałam obiadu, bo wolałam pod stołem nakarmić psa.
Więc ja - środkowe dziecko - tak losowo zostałam obdarowana supermocą bycia grubym.
Nauczycielki nie wierzyły mi, kiedy mówiłam, że zdrowo jem i tak dalej. Ścigały moją mamę, żeby mi zorganizowała dietę, ćwiczenia, mniej słodyczy i fast foodów.
Wszyscy myśleli, że jak wracam do domu, to wpierdzielam tonę snickersów.
W końcu mama zabrała mnie do lekarza. Zrobili mi wszystkie badania i okazało się, że...

Jestem zdrowa jak ryba! Zdrowa, wysportowana, dojrzała jak na swój wiek i gruba.
Nikt "obcy" mi nie wierzył, kiedy mówiłam ile jem i ile czasu dziennie spędzam w ruchu. Najwięcej hejtu zawsze dostawałam o dziwo od chłopaków. Tak jakby moja waga była przepustką na wszelkie hejty.

Można powiedzieć, że wyrosłam z tego. W pewnym momencie po prostu stałam się gruba jakby mniej, ale nadal za dużo jak na standardy "normalności".
Tak po prostu się stało, nic nie zmieniałam.
Mimo schudnięcia wyzwiska nadal miały miejsce. No i wiecie co? Gdybym nie była taka ogarnięta od małego, to pewnie skończyłabym z depresją.

Teraz mam ponad 20 lat i mam ogromną tendencję do tycia. Co tu dużo mówić, nadal jestem gruba i mam się dobrze, cieszę się życiem.
Tajemnica jest taka, że ci wyzywający są zawsze gorsi i żałośniejsi od wyzywanych, wiecie?
MaryL Odpowiedz

O, bardzo dobra puenta! Ludzie doszukują się jakiejś karmy, że o, tym głupkom z podstawówki nie wyszło, nie mają dobrej pracy czy coś. A fakt jest taki, że nawet jak mają względnie dobre życie, to są żałosnymi głupkami.

Pamiętam jak sama byłam dzieckiem, przez myśl by mi nie przeszło, by komuś wypominać wagę. Zdawałam sobie sprawę, że to komuś sprawi przykrość. To nie jest tak, że "dzieci są nieświadome i po prostu mówią co widzą, mówią prawdę". Dzieci zdają sobie sprawę, że robią krzywdę, i robią to celowo.

Dragomir

To by znaczyło, że rodzimy się z tendencją do czynienia zła, jedni mniej inni bardziej, zależnie od genów, a potem wychowanie może to jeszcze skorygować lub przynajmniej jakieś wewnętrzne przemyślenia w nieco bardziej dojrzałym mózgu.

Cystof

Oj dzieci, zwłaszcza w wieku wczesno-szkolnym, potrafią być okrutne.

nibylung

jak najbardziej rodzimy się z tendencją do czynienia zła. można to zaobserwować na małych dzieciach, np. wychowywanych razem. jedne będą bardziej złośliwe, niegrzeczne, a inne spokojne i posłuszne. jedne będą rozdeptywały mrówki dla zabawy albo rzucały kamieniami w żaby, a inne zrobią pogrzeb martwemu pająkowi i przyniosą do domu każde bezdomne zwierzę. wychowanie może nakierunkować dzieci (w obie strony), ale to, że rodzimy się już z pewnymi predyspozycjami, cechami charakteru, osobowości, z empatią większą lub mniejszą, jest faktem. dlatego to nie zawsze jest tak, że jak ktoś wyrósł na złego człowieka, to na pewno jest to wina rodziców i wychowania. sama znam przypadek, gdy rodzice byli dobrymi ludźmi, mieli 6 dzieci, 5 ułożyło sobie życie, pozakładali rodziny, a szósty syn pół życia spędził w więzieniu. i w drugą stronę tak samo - rodzice alkoholicy, jeden brat poszedł w ich ślady, a drugi brat się odciął, założył rodzinę i ma szczęśliwe życie. nie rodzimy się czystą kartką, jak wielu ludzi myśli. ale możemy te nasze kartki korektorować i zapisywać od nowa.

Totylkotyle

@nibylung ale ładne słowa

MaryL

@Dragomir, nie, wręcz przeciwnie. Nie mamy tendencji do czynienia zła. Jeśli nie daje nam to wymiernych korzyści to tego nie robimy. Kombinowanie zaczyna się dopiero wtedy, kiedy widzimy, że możemy w ten sposób osiągnąć coś dla siebie. Np kiedy dziecko zaczyna zauważać, że jak poniża innych, to samo jest lepiej traktowane. Mamy wolność wyboru i świadomość dobra i zła, nawet w dzieciństwie. Tylko niektórzy świadomie decydują się na zło.

@nibylung tylko jaki związek ma bycie posłusznym z byciem dobrym? Poza tym nie rozumiem usilnego usprawiedliwiania osób, które czynią zło. Czyli to wina wychowania, a jeśli nie wychowania to traum, a jak nie traum to predyspozycji i genów? Wszystkich, tylko nie sprawcy.

Dragomir

Osiągnięcie własnych korzyści, czyli egoizm, jest złem w dużej dawce. Więc tak jakby sobie zaprzeczyłaś.

nibylung

owszem, nie zawsze posłuszeństwo idzie w parze z byciem dobrym (np. ślepe posłuszeństwo, bez zastanowienia sie nad sensem polecenia, nie prowadzi do niczego dobrego), ale gdy mówimy o dzieciach, to jednak często jedno idzie w parze z drugim. gdy np. nauczyciel prosi o nieprzeszkadzanie na lekcji, rodzic prosi o pomoc w obowiązkach domowych, albo uczy swoje dzieci, że należy mówić “proszę, przepraszam, dziękuję”.
o jakim usprawiedliwianiu zła mówisz? twierdzenie, że (niektórzy) ludzie rodzą się ze skłonnosciami do czynienia zła, nie jest żadnym usprawiedliwianiem. traumy, wychowanie, geny, to wszystko to tylko szukanie możliwych wytłumaczeń, skąd się bierze w ludziach zło. tłumaczenie to nie to samo, co usprawiedliwianie! zawsze sprawca jest winny, ale dzięki temu, że istnieją takie dziedziny nauki jak psychologia, kryminologia, socjologia, możemy sie dowiedzieć, dlaczego ktoś postapił tak, a nie inaczej. mnie osobiście to fascynuje. dlaczego niektóre dzieci od najmłodszych lat czerpią przyjemność ze znęcania się nad zwierzętami czy innymi dziećmi? dlaczego człowiek z dobrego domu wyrasta na mordercę? skąd się biorą psychopaci i socjopaci? szukanie odpowiedzi na te pytania to nie jest usprawiedliwianie sprawców i zła!

“Nie mamy tendencji do czynienia zła. Jeśli nie daje nam to wymiernych korzyści to tego nie robimy.” – bardzo bardzo spłycone podejście. ludzie potrafią krzywdzić innych dla przyjemności, z nudów, albo dlatego, że mają skrzywioną moralność i nie uważają tego co robią, za złe.

MaryL

@Dragomir, gdzie jest sprzeczność, bo nie rozumiem? Tak, egoizm jest złem. Ale nie rodzimy się z tendencja do czynienia tego zła, tylko z wyborem czynienia zła.

nibylung

ale tendencja to właśnie znaczy. tendencja, to inaczej skłonność, a skłonność, to «posiadanie cechy, która się może ujawnić» (według słownika języka polskiego). a więc rodzimy się z tendencją, bo każdy z nas jest skłonny do czynienia zła. ale to nie znaczy, że każdy będzie zły, albo że “coś” nas do tego zła zmusza. wciąż mamy wolną wolę i możemy wybrać dobro. dlatego mówiłam o sytuacjach, w których dziecko wychowane w patologicznej rodzinie, wyrosło na dobrego człowieka.
chodzi o to, że wiele osób myśli, że skłonność do czynienia zła, jest cechą nabytą. że zła sie “uczymy” od rodziców, rowieśników, czy z brutalnych filmów i gier. ale to nieprawda (nie zawsze), bo zdarzają sie małe dzieci, które nie miały jeszcze styczności z negatywnym wpływem rowiesników, filmów i gier, do tego mają dobrych i kochanych rodziców, a jednak same z siebie potrafią być wredne, złosliwe, krzywdzić zwierzęta i inne dzieci. dwulatek potrafi być zazdrosny o młodsze rodzeństwo i świadomie zrobić mu krzywdę, nawet wtedy, gdy rodzice nie traktują go gorzej niż wcześniej. a inny dwulatek będzie się cieszył z rodzeństwa i pomagał rodzicom w opiece. jedno dziecko się chętnie podzieli zabawkami z innymi, a inne będzie trzymało wszystkie dla siebie. przykłady można mnożyć. skąd tak różne reakcje u tak małych dzieci, jeśli nie stąd, że z niektórymi cechami się po prostu rodzimy?

MaryL

@nibylung, trochę za daleko odjeżdżasz od tego co ja napisałam, więc nawet nie chce mi się odpisywać na 50 poruszonych tematów. Ja uważam, że dzieciaki w podstawówce mają umiejętność oceny, czy kogoś krzywdzą czy nie. Nie są to bezwolne istoty. To one ostatecznie podejmują decyzję. A nie geny, rodzice, tendencja z jaką się urodzili.

"tłumaczenie to nie jest to samo co usprawiedliwienie" to jest dopiero spłycone podejście! Slogan pozwalający poświęcić 100% uwagi, żeby użalać się nad sprawcami i 0% żeby ich zachowanie potępić czy pomóc ofierze. I potem taka wyśmiewana dziewczynka słyszy "a może ich jakoś prowokujesz? A może mają ciężko w domu?" od domorosłej psycholożko-socjolożki po obejrzeniu dwóch seriali na netflixie o psychopatach

Zobacz więcej odpowiedzi (3)
Gosik Odpowiedz

Wiemy ;)

MiauMiauNigga Odpowiedz

Tak sobie wmawiaj grubasko. Wszyscy dobrze wiedzą, ze wy samice macie tendencje do zmyślania historyjek. Jestem pewien, ze od początku byłaś chamską suką to inni odpłacali pęknym za nadobne. Dorośnij smarkulo i idź się uczyć na przyrodę.

Dodaj anonimowe wyznanie