#hksGx

Podzielę się z wami szaloną historią, która mogła zniszczyć mi życie.

Będąc dzieckiem, aspirowałam na naukowca. Interesowałam się biologią, chemią i astrofizyką. Po zajęciach w szkole z mikroskopem suszyłam rodzicom głowy o własny sprzęt. Dostałam, ale ile czasu można męczyć cebulę?! Ucierpiały mamy kwiatki, z których pobierałam materiał badawczy, ucierpiał krem do depilacji (oglądałam jak rozpuszcza włosy), trochę naskórka młodszego brata, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia.

Jakiegoś ładnego weekendu pojechaliśmy do lasu, co stwarzało idealną okazję do zebrania materiałów na ciekawe preparaty. Wzięłam ze sobą mój "laboratoryjny" niezbędnik. Idąc ze wzrokiem skupionym na wszystkim co mogło się przydać, natrafiłam na... zużytą prezerwatywę. Czego się nie robi dla nauki? Jako 9-, 10-latka nie miałam dostępu do takich obiektów badawczych, więc postanowiłam nie zmarnować okazji. Jęłam pobierać próbkę materiału genetycznego przypadkowego osobnika płci męskiej, gdy nagle pojawiła się za mną mama, pytając nad czym tak "ślęczę". Poderwałam się w panice ze strzykawką w dłoni i stanęłam butem na znalezisku, twierdząc, zgodnie z resztą z prawdą, że zbieram materiały, na to mama bąknęła "kończ już, bo jedziemy". Tak się składało, że skończyłam z "drobnym" mankamentem, mianowicie odkryłam, że w ataku paniki ściskając w dłoni strzykawkę ukłułam się. Zorientowałam się dopiero w samochodzie. Wiedziałam o chorobach, którymi można się w takowy sposób zarazić, wpadłam w panikę. Jak wytłumaczyć rodzicom, że powinnam przejść badania na HIV w wieku 10 lat?! Po całodziennym namyśle i... przebadaniu próbki, wkurzona z wyników obserwacji - nic się nie ruszało - wyznałam rodzicom prawdę. Przez trwającą w nieskończoność chwilę siedzieli zamurowani (śmiem przypuszczać, że ich myśli oscylowały między wyrzutami sumienia, że zaszczepili we mnie te biologiczną ciekawość, a pytaniem skąd takie pomysły w głowie dziecka... przecież nie mogli tego przewidzieć).

Skończyło się szczęśliwie, żadnego świństwa nie złapałam. Na koniec taka przestroga - najlepiej kupić dziecku mikroskop z zestawem gotowych preparatów (musi ich być na tyle dużo, żeby mikroskop znudził się zanim wpadną na podobnie kretyński pomysł) ;D Albo najlepiej w ogóle nie mieć dzieci - nikomu nie życzę takiego potworka, jakim byłam ja.
Ciastozrabarbarem Odpowiedz

Strzykawka z igła? I o ile jestem w stanie uwierzyć że dziecko wie co to jest nasienie o tyle że zdaję sobie sprawę z chorób przenoszonych w taki sposób już niekoniecznie

Ambiwalentnie136

Zestaw do mikroskopu to penseta i pojemniczki. 20 lat temu ja taki miałam tak jak i mój tata jeszcze wcześniej. Szkiełka dodatkowo i elementy do klejenia preparatów.

coztegoze2

Wbrew pozorom kiedyś dzieci uczono w szkole o chorobach przenoszonych płciowo na biologii. Co jest zresztą słuszne. Lepiej żeby wiedziały od czasu kiedy mają te 11 lat niż udawać, że nic takiego nie istnieje.

ZdesperowanaJestem Odpowiedz

Jestem w 9 miesiącu ciąży, za chwilę będę rodzić i cały czas powtarzam, że jeśli dziecko okaże się dla mnie tak cudowne jak ja dla własnej mamy to wystawie je przez okno 😀

Melanelia Odpowiedz

Studiowałaś chociaż biologię?

Dodaj anonimowe wyznanie