#fSH6f
Lato, zadupie zadupia, więc już tylko końca świata brakuje, bo ptaki zawracają, a diabeł nawet nie wie, że ma tam mówić „dobranoc”. No i my, paczka znajomych, w sumie nie moja, a mojego, jak wtedy myślałem (oj, głupi ja), przyjaciela, który mnie na to ognisko zabrał, bo wiedziałem, że ONA tam będzie i trułem mu cały tydzień...
Siedzimy, pijemy, jej nie ma.
Siedzimy, piję, jej nie ma....
Siedzimy, próbują mnie upić, ale po pierwsze, bez przechwałek, pół litra na mnie nie robiło wrażenia, po drugie nie wiedzą, że wylewam za kołnierz lub wypluwam do butelki z popitą. Udaję nawalonego dużo mocniej, niż faktycznie jestem.
Ona siada obok... Serce wali, mocno bardzo bardzo mocno.
„No napij się ze mną” – mówi i leje mi do kieliszka. Pijemy... A przynajmniej udajemy, bo widzę, że ona wylewa, a ona nie wie, że ja wypluwam do popity. „Wypijamy” w ten sposób prawie połówkę. Zaczyna się ze mnie śmiać... Próbuje mnie ośmieszać. Serce trochę zwalnia, wszyscy na nas patrzą... Ktoś ukradkiem nagrywa na starym Sony Ericssonie filmik w rozdzielczości 2 mpx.
Przyjaciel: „Dolej mu, już prawie po nim...”.
Chwieję się na ławeczce, patrzę w ich mniemaniu nieprzytomnym wzrokiem... Trzeźwym i klarownym jak jeszcze nigdy.
Wstałem, bez zachwiania, bez cienia upojenia, spojrzałem z góry na nią, na niego.
„Na mnie już pora” – powiedziałem. Podszedłem do ogniska, wrzuciłem swój papierowy talerzyk, kilka kroków dalej był stos plecaków, bez najmniejszego problemu wziąłem swój, butelkę z „popitką” przewróciłem tak, by wszystko się wylało, włączyłem lampki przy rowerze. Cisza. Wsiadłem na rower i pojechałem do domu, równo i bez najmniejszego zachwiania.
Kilometr dalej rzygałem wszystkim co miałem, nie przez alkohol, a przez stres.
W jednej chwili straciłem przyjaciela oraz uczucie, które wydawało mi się wtedy takie czyste i silne...
Myślę, że nigdy nie miałem w nim przyjaciela – i to zabolało najbardziej.
Nie, nie miałeś w nim przyjaciela.
Ludzie wciąż mylą przyjaźń z kumplostwem. A dobry kumpel czy kompan do zabawy to jeszcze nie przyjaciel. Przyjaciel to ktoś, to zawsze stanie za tobą. Nie zdradzi. Nie oszuka. Nie obgada za plecami. Na kogo możesz liczyć w potrzebie. Kto cię nie osądza, nie piętnuje. Ale przy okazji - wygarnie kilka słów bolesnej prawdy prosto w twarz, żeby pomóc ci stanąć na nogi i nabrać odpowiedniej perspektywy.
Przyjaciel pokazuje ci twoje słabości tylko po to, byś mógł je zauważyć i ponad nie wzrosnąć. On cieszy się twoim szczęściem i zawsze motywuje cię do tego, byś sięgał po więcej dobra i piękna w swoim życiu.
Kumple dziś są a jutro ich nie będzie. Wystarczy, że powinie ci się noga albo odwrotnie - w czymś ci się poszczęści bardziej niż im. Przyjaciel będzie przy tobie niezależnie od okoliczności. Bo na tym właśnie polega przyjaźń.
Chyba chcieli zrobić sobie z Ciebie pośmiewisko, albo pannie się nie spodobałeś więc poprosiła ich, żeby pomogli jej pozbyć się Twoich umizgów. Bywa i tak. Głowa do góry. Otaczaj się wartościowymi ludźmi i sam bądź taki dla innych, a wszystko co dobre samo przyjdzie do Ciebie.
Nie do końca rozumiem co takiego strasznego zrobił Twój przyjaciel? Śmiał się z Ciebie pijanego?
Chciał zrobić z niego pośmiewisko przed dziewczyną, o której wiedział zapewne że mu się podoba.
Ale jakby ktoś łyknał samej tej popitki a potem wsiadł na rower to mógł się nieźle zdziwić.
PS. Pewnie niektórzy napiszą że popitkę trzeba było zostawić a nawet do niej dyskretnie nasmarkac.
Nie, lepiej ze stoickim spokojem wyjść i urwać znajomości z ludźmi, którzy nas nie szanują. To boli najbardziej, a jeśli nawet jest im obojętne to i tak wychodzi na plus, bo robisz to z klasą.