#egNpC
Kolejnego dnia zaliczyłam skok na głęboką wodę. Jestem sama na kasie, a klient się pyta, czy mamy kocie jojka... Nastąpiła konsternacja, ale wtem wkracza koleżanka i z uśmiechem podaje klientowi ziele angielskie... Nazajutrz ten sam klient pyta o dobrą przyprawę do flaków. Ośmielona miejscowym slangiem oraz faktem, że studiuję językoznawstwo, proponuję mu jądra malamuta.
– A co to jest? – pyta klient.
– Gałka muszkatołowa!
Językoznawstwo rules! Niestety nie załapał.
Tłumaczę: Autorka pracuje w spożywczaku, ale nie rozumie miejscowego slangu.
Kiedy jeden z klientów zapytał o przyprawę do flaczków, postanowiła użyć wymyślonego przez siebię określenie na gałkę muszkatołową, właśnie w tym slangu. Niestety, klient jej nie zrozumiał, a autorka postanowiła opisać tę historię na anonimowych.
Nie zmyślone przez siebie tylko zasłyszane ze studiów.
Ależ to głupie...
super kierunek, pracy po nim raczej nie zmienisz
Zależy, jakie języki potrafi po tych studiach. W Polsce jest dużo dobrze płatnej pracy z językami w IT. Pracuję od 7 lat w IT z językiem francuskim jako głównym językiem. Obecnie, znając 4 języki obce, zarabiam więcej niż moi znajomi po studiach inżynierskich, którzy znają tylko angielski.
Skoro uczą tam "jąder malamuta" to pewnie jakiś światowy język w typie gwary śląskiej.
Ja rozumiem. Wyborne.