#bgulb
Tak się tylko wydawało...
Nasze drogi zaczęły się rozchodzić w liceum, poszliśmy do klas o różnych profilach. Tam trafił na wyjątkowo imprezowe towarzystwo – alkohol, papierosy, ponoć narkotyki, ale on sam nigdy się na ten temat nie wypowiadał i nie chciałem pytać, choć wspólni znajomi mówili różne rzeczy. W klasie maturalnej zaprosił mnie na ognisko, które organizował. Niestety wypiłem za dużo i puściłem pawia, co prawda w krzakach, ale wiele osób to widziało. Później miesiącami wypominał mi to i rozpowiadał znajomym, co wyprawiłem, przez co byłem sporym pośmiewiskiem szkoły. Opuścił się w nauce, ledwo zdał maturę, nie kontynuował nauki.
Ale najbardziej zawiódł mnie w trakcie studiów...
Uczyłem się dość daleko, mimo to udało się kilka razy spotkać na piwo, choć czułem, że to nie to, co wcześniej. Zawsze dorabiałem w wakacje, by mieć za co żyć w ich czasie. Kilka lat temu, pod koniec trzeciego roku miałem problem ze znalezieniem wakacyjnej pracy. W sumie czego oczekiwać po małym miasteczku zabitym dechami? Pomocną dłoń wyciągnął znajomy rodziców, który zaoferował dorabianie przy zbiorze truskawek, czereśni itp. owoców. Dodatkowo dwa razy w tygodniu miałem sprzedawać je na miejscowym targowisku. Po około tygodniu takiej pracy, późnym wieczorem zadzwonił kumpel. Pomyślałem, że może zaprasza na piwo, więc odebrałem. Myliłem się... Usłyszałem jego głos, był pijany, mówił coś w stylu „Po ile truskaweczki, a po ile wiśnie, frajerze? Co, nikt cię do roboty nie chce, ha, ha, teraz na targu skończyłeś, uważaj, żeby ci się tam nie spodobało, bo jeszcze magistra nie zrobisz, ha, ha, jaki frajer”.
Cholernie mnie to wtedy załamało. Było mi przykro, że tak traktuje mnie dawny przyjaciel. Po jakimś czasie próbowałem się odezwać, chciałem puścić jego słowa w niebyt, ale nie odbierał, nie odpisywał, trudno go też było spotkać „na mieście” czy w domu. Zapomniałem o tym, ale ostatnio odezwał się – chciał się wprosić na sylwestra, który organizowaliśmy z bratem. Nie muszę chyba dodawać, że nie pozwoliłem mu przyjść?
Brzmi jak sfrustrowany zazdrośnik, który sam ciągnie kasę od rodziców i nie kala się robotą, ale z innych naigrywać się uwielbia.
Też mam wrażenie, że jego zachowanie to przejaw zazdrości. Szkoda gadać podle cie traktował
Człowiek przez nieodpowiednie towarzystwo potrafi sie bardzo zmienić. Z kim się zadajesz, takim się stajesz.
Znam to... Właśnie takie zachowanie boli najbardziej. A niestety przez takie osoby nie ufa się później nikomu.
Jak to mówią- śmieci same się wyniosły. :)
Zazdrość, zawiść i rozgoryczenie przemawiało przez twojego "kolegę", a nie alkohol. Ty robisz coś ze swoim życiem, kończysz studia, zarabiasz, chce ci się, a on? Zmarnował sobie przynajmniej pierwszy start w życie, jak dalej będzie tylko rozgoryczony siedział to drugiego startu nie będzie.
Jeżeli nie przeoczyłem żadnego szczegółu to stwierdzenie że "zmarnował sobie przynajmniej pierwszy start w życie" nie ma żadnego uzasadnienia, wiemy tylko, że olał naukę, zaczął się bawić, ledwo zdał maturę i nie poszedł na studia.
Prawda, zachowywał się okropnie, ale życie to nie bajka i takie dupki zazwyczaj w życiu mają najlepiej.
Prawdopodobnie po szkole gdy autor poszedł na studia, jego były przyjaciel zaczął pracę i teraz dobrze zarabia (pewnie dlatego wyśmiewał się z pracy na targu)
A tak swoją drogą, w moim przekonaniu większość kierunków na studiach to strata czasu.
AmySnow ma rację, alkohol tylko wyłączył filter, jakiś dziwny żal do autora ma ten "kolega".
Ja odkąd skończyłem podstawówkę zacząłem dorabiać w wakacje. Najpierw przy zbiorach owoców, później już łapałem jakieś wakacyjne prace dla młodzieży. W swoim życiu zaliczyłem przeróżne zawody; od postrzeganych "niezbyt prestiżowo", do wysokich stanowisk. I żadnej z tych prac się nie wstydzę, każda mnie czegoś nauczyła. Dla mnie fakt, że wolałem smażyć frytki, niż stać w kolejce po zasiłek to powód do dumy, nie wstydu.
Nauczyłem się też pokory i szacunku do pracy innych, niezależnie od pozycji w hierarchii społecznej. Noś głowę wysoko, nie masz sobie nic do zarzucenia, a z kolegą nie szukaj kontaktu - jak zrozumie swój błąd, to sam się odezwie. W przeciwnym wypadku nie warto się z nim zadawać.
Przykro mi. Teraz tak trudno o prawdziwych przyjaciół. Też miałam podobną sytuację. Nie jesteś sam. Mam nadzieję, że już wszystko dobrze i że kiedyś znajdziesz taką naprawdę prawdziwą przyjaźń.
mogles go przyjac i wymyslic jakias kompromitacje xD
Bo przyjaciele to mendy i wymysl ludzki.
W gimanzjum moja pseudo przyjaciolka na koniec szkoly oznajmila mi ze zadawala sie ze mna tylko ze wzgledu na oceny - durna ja jej zawsze pomagalam.
W liceum ta sama historia - przyjazn za zdanie do nastepnej klasy.
Na studiach to samo.
Ludzie to mendy.
Smutne.
To ciesz sie, ze przynajmniej na koniec nie próbowały pożyczyć jeszcze hajsu 0.o ale to normalne, ze większość znajomosci sie kończy albo ludzie spotykają sie raz na kilka lat jak sie dorośnie