Źle się czuję, gdy myślę o tym, jak wychowanie z dzieciństwa wpływa na mój teraźniejszy stan. Mimo że było pełne miłości i troski, rozpieszczanie ze strony rodziców stworzyło pewien problem. Zawsze gdy próbowałam coś zrobić, słyszałam „nie, ja to zrobię”, „nie, bo zepsujesz”, „ja się tym zajmę, bo ty nie umiesz”. Takie podejście nie pomagało mi w rozwijaniu samodzielności. Teraz, kiedy staję przed najprostszymi zadaniem, odczuwam niemal paraliżujący strach. Nawet podczas tak błahych czynności jak pakowanie rzeczy na basen tracę pewność siebie, obawiając się, że coś zepsuję.
To niewygodne uczucie nie jest łatwe do wyjaśnienia. Potrafię wykonać zadania, ale ten niepokój paraliżuje moją wiarę w siebie. Czuję skrępowanie nawet gdy piszę o tym, wiedząc, jak absurdalne może to wydawać się innym. Ale czułam potrzebę wyrzucenia tego z siebie, by uwolnić chociaż część z tego mojego niepokoju.
Dodaj anonimowe wyznanie
Mogę Cię zapewnić, że nie jesteś w tym sama. Wielu rodziców tak robiło (i dalej robi). Najważniejsze, żebyś się nie poddawała, dalej robiła swoje i pamiętała, że nie musisz być idealna, każdemu zdarza się zrobić coś nie tak.
to sie nazywa wychowanie curlingowe, rodzice nie wychowuja dziecka dla drogi, tylko ja przed nim zamiataja i wychodza z tego zyciowe kaleki
zacznij od malych rzeczy i stopniowo zwiekszaj stopien trudnosci, a z czasem niepokoj zniknie
Miałam trochę podobnie, ale nie z rozpieszczania tylko z mojego rzekomego nieudacznictwa. W praktyce chodziło o to, żeby wszystko robić tak jak mama, bo tak najlepiej, najpraktyczniej, itp. W efekcie byłam dla niej dzieckiem typu "co z ciebie wyrośnie, jak ty sobie beze mnie poradzisz, ty nic nie umiesz". Wyrosłam, poradziłam sobie, a co najważniejsze nauczyło mnie to nie ganić innych za sposób, w jaki ktoś coś robi, tak że nie przejmuj się zbytnio, to minie z czasem, po prostu nieunikniona praktyka życiowa Cię tego nauczy.
Oj, znam to. Co prawda nie w takim stopniu, żeby strach przed podjęciem był paraliżujący, ale wiele wiele rzeczy musi być nazbyt przemyślane, przez co potem zostaje mało czasu na realizację, a decyzję wspólnie z kimś podejmuję na zasadzie "zdaję się na ciebie". Powoli ten opór pokonuję zgodnie z tym, co napisał/a ohlala- mówię sam sobie, że nie da się być idealnym i życie nie polega na niepopełnianiu błędów, a nawet warto je popełniać, by na przyszłość wiedzieć, czego lepiej nie robić. Rodzicom nie mam za złe tego błędu w postaci nadmiernego wyręczania, w końcu byłaby to hipokryzja z mojej strony. Powodzenia ;]