#Pvl24

Zaczęło się, jak każda dobra historia, w piątek wieczór. Tyle że nie w klubie ani na żadnej imprezie, tylko w moim własnym domu, kiedy jadłem makrelę. Pracowicie oddzielałem ości od mięsa. Wyjąłem ich ze sto tysięcy. O jedną za mało. Wkrótce zacząłem się krztusić i pluć i pozbyłem się kawałka ryby z gardła, ale nie tego przemożnego uczucia, że coś mi się wbiło i nie chce wyjść.
Rodzina mi poradziła, żebym pojechał na SOR, no to jadę. Rejestruję się i idę do gabinetu (bez kolejki). Zbierają ode mnie wywiad, mierzą ciśnienie, ale nikt nie zajrzy do gardła. Odsyłają do kolejki. Odczekałem swoje i ktoś mnie zaprowadził do laryngologa. Doktor zebrał wywiad, zaprosił na fotel i zajrzał mi do gardła jakimiś szczypcami. Nie minęło 5 sekund, jak je wykrztusiłem. Doktor tłumaczy, żeby oddychać równomiernie. Następne szczypce, tym razem wygięte. Ta sama reakcja. Potem metalowy patyczek do odchylenia języka i lusterko w drugiej ręce. Nie mogłem powstrzymać odruchu wykrztuszania. Doktor postanowił dać mi znieczulenie na gardło, żebym nie czuł tych narzędzi. Psiknął mi jakimś strasznie ostrym sprejem i wkrótce poczułem, jak moje gardło zmienia się w wielką, zdrętwiałą kluskę. Doktor zadowolony, zagląda do środka jakimiś nowymi narzędziami, patrzy, a ja zaczynam się krztusić i pluć i zginać w pół. Ledwo powstrzymałem odruch, żeby zwymiotować mu na fartuch.

Siedzę tak przez dłuższą chwilę, hamując wymioty, a doktor w tym czasie zdecydował się zmienić taktykę. Zaprowadził mnie do innego gabinetu z jakimś ekranem, z którego wystawało pełno rurek, a na ścianie wisiał plakat z napisem „endoskopia”. Doktor wziął do ręki endoskop, czyli taki przyrząd, który z jednej strony ma bardzo cienką rurkę, a z drugiej wizjer, w którym widać obraz z drugiego końca. Lekarz postanowił zajrzeć mi do gardła przez nos. Najpierw spróbował tę bardziej drożną dziurkę. Wsuwa ten kabel i wsuwa, a ja się powstrzymuję, żeby go nie wykichać. Ale moje wysiłki na nic, bo doktor uznał, że jeśli przepchnie przez tę dziurkę, to będzie bolało. Dlaczego? Bo mam krzywą przegrodę nosa. Więc lekarz próbuje drugą dziurkę i niespodzianka! Nie mógł włożyć więcej niż centymetr kabelka, bo ogarniało mnie takie swędząco-łaskoczące uczucie, że od razu go wykichiwałem.
Doktor się zdziwił:
– Pan w obu dziurkach ma taki odruch?
– No nie, w tej bolesnej nie.
Przepchnął mi kabel przez tę bolesną dziurkę. Potwierdzam, była bolesna. Poczułem się niemal zgwałcony przez nos.

Jaki był efekt badania? Ości nie znaleziono. Potem jeszcze lekarz wsadził mi rękę do gardła, próbując wymacać ość. Też nic. Uznał, że albo ość mnie zraniła i przeleciała dalej, albo utknęła tak głęboko, że jej nie znajdzie. Wtedy trzeba poczekać na obrzęk i wycisnąć ość jak drzazgę. 
Chyba jestem najgorszym pacjentem laryngologii w historii świata...
Frog Odpowiedz

Widzę, że mamy na Anonimowych nową dyscyplinę:
- Pisanie wyznań o jak największej ilości znaków.-

Takie zabawy stosują czasem posłowie-osłowie, podczas głosowań na niechciane ustawy (na przykład: dziesięć godzin czytania uwag do projektu).

Livarot Odpowiedz

Lekarz powinien się od razu domyślić że ość cię zraniła i ją w pierwszym odruchu wykasłales. A nawet jak poszła dalej to w żołądku kwas ją rozpuści. Jeśli się nie dusiłes to chyba mógł trochę odczekać z tymi wszystkimi narzędziami.

kxx Odpowiedz

Miałem kiedyś ość wbitą w gardło. Byłem w stanie tak się ustawić przed lustrem, że widziałem jej kawałeczek. Po kilkudziesięciu minutach prób z najdłuższą pęsetą, jaką znalazłem w warsztacie - wyciągnąłem!

Dodaj anonimowe wyznanie