#HIy4w

Większość z was pewnie za dzieciaka bawiła się na budowach.
Ja też. Była to przecież jedna z lepszych atrakcji, z całą paczką czekaliśmy, aż pracownicy opuszczą budowę i szliśmy się bawić.
Naprzeciwko mojego domu znajdowała się taka niedokończona fabryka w stanie budowy właśnie. Nie wiem, co tam mieli produkować, ale były tam całe sterty worków z maleńkimi plastikowymi kulkami, takie jak do pistoletów na kapiszony, tylko bardziej nieregularne kształty.
Dzieci jak to dzieci, miały różne inwencje wykorzystania tych kuleczek, a budynek nie był nigdy zamykany na klucz, można było tam normalnie wejść i się bawić.

Pewnego dnia stało się coś, czego nie przewidziałam. Razem z koleżanką bawiłyśmy się w tych kulkach, kiedy nagle przyjechali jacyś ludzie. Był to późny wieczór, zazwyczaj pracownicy kręcili się tam do 15, potem już nie przyjeżdżali, więc nie dało się tego przewidzieć. Schowałyśmy się między workami i czekałyśmy, aż sobie pójdą.
Ale wtedy zrobili coś, co nas przeraziło. Zamontowali zamek w drzwiach. Mogłyśmy tylko obserwować, o ucieczce nie było mowy. Gdy skończyli, zamknęli drzwi i pojechali.
Robiło się ciemno, a światło nie działało, prawdopodobnie wyłączyli bezpieczniki czy coś. Okna były zakratowane, więc nawet wybicie nic by nie dało. Próbowałyśmy wyłamać zamek, ale bez skutku.
Totalnie spanikowane usiadłyśmy w tych workach i stwierdziłyśmy, że poczekamy do rana aż przyjadą i jakoś się wymkniemy.
Ale wtedy dostrzegłam maleńkie okno, które nie było zakratowane, tyle że znajdowało się jakieś 3 metry nad podłogą. Niedaleko stała drabina, wiec korzystając z ostatnich promieni słońca podstawiłyśmy ją pod to okno. Wybiłam szybę cegłą i udało nam się wyjść, pod oknem była sterta palet, więc z zejściem nie było już problemu.
Nikomu o tym nie powiedziałyśmy.
negatywnaosoba Odpowiedz

W sumie spoko przygoda. Będzie co wspominać.

Niezywa Odpowiedz

A na drugi dzień robotnicy się zastanawiali co się odjaniepawliło i prawdopodobnie już nigdy się nie dowiedzą. Jak nie drzwiami to wejdą oknem.

Manipulatorka

Jeżeli pracownicy byli spostrzegawczy to zauważyli, że odłamki szkła leżały na zewnątrz a nie w środku budynku i zorientować się co zaszło.

Niezywa

I na pewno przewidzieli że zrobiły to dwie małe dziewczynki, które przyszły się tylko pobawić? No medium.

User100 Odpowiedz

Hmm... budowy. Pamiętam... Oprócz budów łaziliśmy też po kanałach. Po labiryntach kanałów. Ile strachu było, ile płaczu czasami, żeby tylko wyjść dającym się otworzyć deklem. Na kolację zazwyczaj zdążaliśmy (obiad był w szkole).
PS. Pozdrawiam Kargula, Jarka i Sławka.

Awtroil Odpowiedz

Też się kiedyś za gówniaka (7l.) bawiłem na budowie. Aż zdarzył się wypadek i kolega zginął na miejscu. Kierownik budowy i ktoś tam jeszcze poszli siedzieć za nieprawidłowe zabezpieczenie terenu.

Inetta

Może opowiesz coś więcej o tym?

Zaklina1887 Odpowiedz

Kilka lat temu zapędziłem się na małe podwórze, które było zarośnięte, domek od ulicy, w okna drewniane, dzikie firanki, więc myślałem, że nikt tam nie mieszka. Podszedłem do drzwiczek i chwyciłem za klamkę a te się otworzyły, a ja zawał... Widziałem tylko lodówkę i jakieś kuchenne rzeczy 🤦 nawet nie zamknąłem drzwi, tylko uciekłem

Ookami Odpowiedz

Z mojej strony pojawi się pytanie - gdzie byli rodzice?
Wiem że kiedyś były "inne czasy", jak to się mówi, ja sama już w wieku pięciu lat latałam z koleżankami pod blokiem. Ale rodzice zawsze mnie doglądali, co kilka minut albo wyglądali z okna albo musiałam meldować się domofonem. Kiedyś poszłam ze starszą koleżanką do sklepu jakieś 200 metrów dalej za co dostałam karę. I dlatego trochę do mnie nie dociera jak rodzice mogli w ogóle was nie pilnować.

Praca

Ech. No i po co tłumaczyć Ci czasy, w których nie żyłaś. Niech Ci babcia albo mama opowie jak kiedyś było.
Nie ma sensu się tu rozwodzić.
Nie o tym jest wyznanie.

Ookami

Wow. Już dawno nie miałam ochoty zrobić facepalma ścianą. Dziękuję ci za przypomnienie mi tego uczucia.
Napisałam jasno: "Wiem że kiedyś były "inne czasy", jak to się mówi, ja sama już w wieku pięciu lat latałam z koleżankami pod blokiem." co właśnie sugeruje że ja sama żyłam w tych "innych czasach" - które wcale nie były inne, inna była tylko mentalność. Ale nawet w mentalności "puszczę pięciolatka samego pod blok" moi rodzice mnie obserwowali. A ja nie wyobrażam sobie puszczać dziecka (a autorka wyraźnie zaznacza że była dzieckiem) na tyle godzin na dwór bez JAKIEJKOLWIEK formy sprawdzenia od czasu do czasu czy ono jeszcze w ogóle żyje. Bo kiedyś wcale nie było bezpieczniej.

Praca

Ale po co Ty się tutaj rozwodzisz na temat kompletnie z dupy.
Pytasz gdzie byli rodzice.
A jakie to teraz ma znaczenie?
Byli tam gdzie byli.
Dorosły człowiek nie zadaje takich pytań pod historyjkami sprzed lat, bo zdaje sobie sprawę z tego, że taki sytuacji było w ciul dużo, i na *uj to dążyć
Dawniej 15 letni chłopcy kradli wódkę ojcom o dziadkom. I co z tego?
Myślisz, że ludzie mieli czas patrzeć za dzieciakiem krok w krok, skoro mieli takie problemy jak wykarmienie rodziny, żeby nikt głodny nie był ??
Jeśli jestes z miasta, to spoko. Możesz nie rozumieć, w mieście żyło się nieco inaczej te 15/20/30 lat temu. Ale jeśli ze wsi.... No to proszę, nawet się na ten temat już nie wypowiadaj.
Od opieki nad dziećmi na wsiach było rodzeństwo. I latalo się bandą po 10 dzieciaków po polach, po gruzie, zdzieralo kolana i wpierdalało szczaw.
I co? To znaczy, że mieliśmy złych rodziców?
Przynajmniej wiemy jak wygląda życie w rzeczywistości, a nie przez ekran monitora podczas grania w gry.
Ech.... Szkoda słów.

Szczuru

Moi w czasie podobnych eskapad (raczej szlajaliśmy się po opuszczonych budynkach, działkach, czy kanałach burzowych) myśleli, że albo grzecznie bawię się u kolegi/koleżanki na podwórku ( koledzy i koleżanki w tym czasie "byli u mnie"), albo, że już grzecznie śpię (nigdy mnie nikt nie złapał na wymykaniu się przez okno)...

Dodaj anonimowe wyznanie