#E9K45
Było Triduum Paschalne. Wielki Piątek, tak dokładnie. Koniec liturgii, Jezus umarł na krzyżu. Śpiewamy (jak zawsze w Wielki Piątek) „Odszedł Pasterz nasz, co ukochał lud...”. Byłam już strasznie zmęczona trzygodzinnym śpiewaniem i rozmarzyłam się, co to ja sobie zjem w niedziele na śniadanko. No i tak myślę, i myślę, pasztecik, kiełbaska, same pyszności...
No i tak się rozmarzyłam, że z tej wielkiej miłości do pasztetu, zaśpiewałam: „Odszedł pasztet nasz, co ukochał lud...”. Oczywiście jak to ja, dostałam potem gigantycznej głupawki, a przypominam, że śpiewałam do mikrofonu!
Tak że morał z tego taki, żeby nie śpiewać, kiedy jest się głodnym...
Sprecyzujmy morał:
Śpiewać każdy może, nawet głodny - byle nie na Triduum Paschalnym i to do mikrofonu ;)
A trochę bardziej serio:
Śpiewanie "na głodniaka" jest wygodniejsze, bo wtedy żołądek (pełny) nie uciska przepony / nie utrudnia przepływu powietrza, który to przepływ jest niezbędny do prawidłowego wydawania dźwięków.
Dodatek popularnonaukowy:
"Nie śpiewamy Z PRZEPONY, a z pomocą przepony. Przepona jest mięśniem oddechowym, nie pełni zaś funkcji fonacyjnej (służącej do tworzenia dźwięku) w naszym organizmie, dlatego też nieprawidłowym jest mówienie, że śpiewa się przeponą."