Kiedy zacząłem gimnazjum, fizyka była dla mnie po prostu abstrakcją. Mieliśmy okropną nauczycielkę od tego przedmiotu i postanowiliśmy napisać petycję o zmianę nauczyciela. Wtedy zaczął nas uczyć facet w młodym wieku, około trzydzieści parę lat. Nie robiło mi to różnicy, bo byłem już negatywnie nastawiony. Byłem już wtedy pewien, że nie zdam z tego przedmiotu (z innych miałem dobre oceny). Nauczyciel widział moje nastawienie i powiedział, żebym przyszedł do niego po lekcjach. Rozmawiałem z nim wtedy dwie godziny o wszystkim. Zaproponował mi, że będzie mi tłumaczył materiał trzy razy w tygodniu. Zgodziłem się. Efekty było widać, powoli, ale jednak. Niektóre tematy łapałem szybciej, inne wolniej, ale w końcu przestałem bać się tego przedmiotu, a nawet inaczej... polubiłem go. Na koniec pierwszej klasy zamiast zagrożenia była mocna trójka. Pod koniec drugiej klasy i na początku trzeciej nie miałem już z fizyką żadnych problemów, a pomimo tego dalej chodziłem z nim na te zajęcia. Nie tylko tłumaczył mi przedmiot, ale był też moim przyjacielem, bo w klasie byłem raczej odrzucany (nie nosiłem markowych ciuchów, byłem spokojny i cichy).
Teraz jestem na studiach w całkiem innym mieście. Studiach związanych z fizyką. Z nauczycielem mam stały kontakt. Rozmawia ze mną przez telefon i spotykamy się raz w miesiącu. Nikomu w życiu nie zawdzięczam tyle, co jemu. Był dla mnie zawsze wtedy, kiedy nikogo innego nie było (rodzice woleli alkohol i na studia musiałem zapracować sam).
Dodaj anonimowe wyznanie
Miałem podobnie z matematyka. W pierwszej gimnazjum same czwórki. Nie lubiłem tego przedmiotu, aż w drugiej klasie zapisałem się na kółko matematyczne, gdzie inna nauczycielka była świetna w tłumaczeniu materiału. Gimnazjum skończyłem z samymi piatkami i kilkoma szóstkami z matmy, poszedłem do liceum na profil matematyczno - fizyczny, później studiowałem matematykę.
Po prostu często zależy to od nauczyciela. I to dzięki nauczycielce kółka pokochałem ten przedmiot :)
Zawsze się zastanawiam, gdzie mogą znaleźć pracę ludzie, którzy studiowali matematykę? Chodzi mi o zawód, bo jakoś te studia nie kojarzą mi się z żadnym konkretnym zawodem.
W szkole jako nauczyciele?
Co Ty nie powiesz???? CzepliwemuMiskowi chodzilo o inny zawod,niz nauczyciel.
Na przykład jako aktuariusze.
Zgodzę się, że dużo zależy od nauczyciela. My np. mieliśmy zawsze, od 4 klasy podstawówki, wychowawczynię, która co prawda bardzo lubiła mnie, ale nie nadawała się tak naprawdę, żeby opiekować się nami, bandą ancymonków. Flegmatyczna, wręcz ślamazarna, ignorująca problemy w klasie i tak jakby ich nie zauważająca, na dodatek zaczęła chorować, co też nie polepszało niczego. Gdy byłam w I gimnazjum, poszła rok na chorobowe, i dostaliśmy nowego wychowawcę-świeżo zatrudnionego, młodego nauczyciela od biologii, pełnego energii i zapału. Przynosił nam do terrarium kraby, raki (które potem niestety i tak przestały egzystować), jak zaczęłam gimnazjum, była akurat faza przymusowego noszenia mundurków zainicjowana przez Giertycha-gość skombinował swój profesjonalny aparat, kazał przyjść w śnieżnobiałych koszulach do mundurka (głównie dziewczyny przyszły)-i wszystko tylko po to, byśmy mieli pamiątkę szkolną. Potrafił motywować do działania. Jedziemy na konkurs, on jest opiekunem. Jeśli ktoś zajmie wysokie miejsce, stawia pizzę. Słowa dotrzymał. Potrafi zachęcić, motywować. Był jakiś szkolny konkurs biologiczny, zapisało się X osób, ostatecznie przyszła na niego tylko moja koleżanka, szkolna prymuska (to był już koniec czerwca, więc się ludziom nie chciało). Co zrobił? Kupił ogromny kosz słodyczy. Zauważa, że coś jest nie tak u kogoś? Każe mu zostać po lekcjach, chce porozmawiać z nim. Startuje w maratonach, propaguje konsekwentnie ekologiczny tryb życia. Niestety-skończył się rok szkolny, gość poniektórych miał dość, i z powrotem wróciła nasza dawna wychowawczyni, i wszystko wróciło do nudnej normy.
Oto przykład fajnego nauczyciela fizyki
Takich nauczycieli najbardziej brakuje 🙁