#9EL1U
Co gorsza, mam dziwną przypadłość, że często w tej całej powadze chce mi się na nich śmiać. Nie wiem dlaczego, po prostu wiem, że sytuacja wymaga zachowania powagi i smutnej miny, a to wzmaga taki odruch. Nie to, żeby wynikało to z radości z czyjejś śmierci, po prostu często przymus zachowania powagi tak na mnie działa.
Podobnie było np. na ustnych egzaminach na studiach. Kiedyś z koleżanką wpadłyśmy w taką głupawkę śmiechu, że nie wiedziałyśmy, jak się uspokoić przed wejściem.
Na całe szczęście do tej pory skutecznie się od tego powstrzymywałam, ale czy ktoś przypadkiem nie zauważył, jak tłumię uśmiech, nie dam głowy...
Jak masz nie wytrzymać, to wyjdź z pogrzebu. Lepsza opcja niż się śmiać, podczas gdy inni stracili kogoś bliskiego.
Zgadzam się z Tobą, że lepiej wyjść. Zawsze można też spróbować metody postaci granej przez Winonę Ryder w filmie "Heathers" - podczas ataku śmiechu zacząć udawać, że to atak płaczu. Jeśli ktoś ma zdolności aktorskie, oczywiście.
To nie przychodz na te pogrzeby z łaski swojej.
Tam wśród obecnych są ludzie, którzy cierpią, i to bardzo. Twoje ukrywanie rozśmieszenia jest jak sypanie na to solą i pogardą dla cudzego bólu.
Więc zacznij przychodzić, jak to do Ciebie dotrze i przestanie Cię śmieszyć.
O matko, pamiętam jak w którejś klasie podstawówki musieliśmy zrobić minutę ciszy. Nie wytrzymaliśmy i jak meksykańska fala zaczął się śmiech. Nie z tragedii tylko, że byla to nasza pierwsza w życiu minuta ciszy. Babka nieźle się na nas wydarła i ukarała nas uwagami i minusami z zachowania.
Ja mam na odwrót - tak łatwo się wzruszam, ze nie mogę powstrzymać łez, nawet jest nie odczuwam smutku z powodu śmierci osoby (np. pogrzeb cioci mojego męża, której NIGDY nie poznałam). Czuję się tym zażenowana, nawet nie chce płakać, ale nie umiem tego powstrzymać w takich sytuacjach. A Twój atak śmiechu wydaje się być taki histeryczny, może stresuje Cię ten brak żalu?
Ja się zaśmiała na pogrzebie prababci, bo nie mogłam wytrzymać jak jej koleżanki/ sąsiadki jednym głosem powtarzały wszystko za księdzem. Po prostu sytuacja była dla mnie abstrakcyjna, a ja nie dałam rady się powstrzymać. Jakoś przeżyłam, mama lekko krzywo spojrzała ale widziałam że rozumie co mnie rozśmieszyło
Kiedyś czytałem na ten temat dlaczego reagujemy inaczej do sytuacji. I były prowadzone badania. Nie pamiętam dokładnie jakie były przeprowadzane ale chodziło o to że nasz mózg w ten sposób sobie radzi ze stresem i z dana sytuacją. Czyli stara się wywoływać odwrotne emocje. Doświadczają to ludzie bardzo wrażliwi i empatyczni.
Śmiech jest też reakcją na stres
Ale nieadekwatną do powagi sytuacji. Tak samo jak na przykład pierdzenie na rozmowie kwalifikacyjnej - może być wynikiem stresu a jednak nie pasuje w takich okolicznościach.