#8R2zm
Wszystko świetnie, siedzimy w kuchni przy smacznym jedzeniu, tematów do rozmowy nie brakuje, namiętnych spojrzeń między nami również, kiedy nagle odczuwam niesamowitą potrzebę pójścia do toalety. Dwójka. Pytam więc, czy mógłby mi wskazać drogę do toalety. Sprawa poszła szybko i gładko, spłukuję. Już chcę opuścić deskę, a tu widzę, że jeden duży kawałek, cóż... nie chciał. Naciskam spłuczkę po raz drugi. Ten durny, uparty kawałek kupy nadal się nie dał i pływał na powierzchni. Cholera no, jakim cudem!? Spłukuję po raz trzeci, już nieco zirytowana, bo koleś pewnie pomyśli, że jakaś straszna sraka. Niby naturalna sprawa, ale jednak w takiej sytuacji niezręczna... Kiedy i ta próba skończyła się niepowodzeniem, mój mózg wpadł w lekką panikę. Dorzuciłam więc trochę papieru i w takim towarzystwie chciałam kupę posłać do lochów kanalizacji. Bez skutku. Na skraju wyczerpania emocjonalnego, w głowie już przygotowując plan wyjazdu do Meksyku jako Pakalu Papito, kątem oka ujrzałam zbawienie (nie, żaden bóg mi się akurat nie objawił, ale jestem pewna, że po cichu i tak cisnął ze mnie bekę) – PRZEPYCHACZKA DO KIBLA. Spokojnie stała w kącie łazienki, trochę schowana za szafką, szyderczo się do mnie uśmiechając (tak mi się w tym momencie przynajmniej wydawało). Z jej pomocą poszło. Za piątym razem...
Całe wydarzenie wspominam, jakby trwało wieczność. W istocie musiało minąć zaledwie parę minut. Kiedy z udawaną gracją wreszcie opuściłam felerne pomieszczenie, opisałam mu sprawę wprost. Zaczął się śmiać i powiedział, że skoro tak, to bardzo mu ulżyło, bo już myślał, że jest aż tak złym kucharzem.
Tak, nadal się spotykamy :) Ale gdybyśmy mieli kiedyś razem u niego zamieszkać, to na pewno kupę, tfu, kupię mu lepszą spłuczkę!
W tak kryzysowej sytuacji polecam użyć szczotki do kibla. Trzeba popchnąć dziada i włączyć spłuczkę, popłynie za pierwszą próbą, potem tylko sprawdzić czy szczotka się nie ubrudziła (wiem fuj). ale skończy się na dwóch spłukaniach. Na szczęście w Twoim przypadku facet wykazał się poczuciem humoru i dystansem, do tego umie gotować...tak, że powodzenia, no i mam nadzieję, że się to rozwinie (lepiej niż rolka srajtaśmy).
Niby o kupie, a wyznanie przyjemne, chyba jesteś autorko dość pozytywną osobą
to było tak zwane potocznie "gówno spławik" :)
Jedyna rzecz, jakiej nie ma u mnie w łazience, to szczotka do kibla. Uważam, że to jedna z najbardziej obrzydliwych rzeczy, kiedy po użyciu zostają na niej resztki..... Wolę owinąć rękę papierem i popchnąć zawartość lub wyczyścić tymże papierem resztki z muszli. Nie jest to najprzyjemniejsze, ale da się zrobić. Nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy za żadne skarby nie włożą ręki do kibla, bo: ojej, to straszne, ja się brzydzę, ja zwymiotuję itp. Szczególnie panienek, które są totalnie bezradne, kiedy zawartość nie chce spłynąć
i wrzucają wtedy całą rolkę papieru, tworząc jeszcze większy zator.... Zastanawiam się wtedy, czy one w takich momentach zamykają oczy, wyłączają mózg i wierzą, że po otwarciu oczu stanie się cud i problem zniknie.
* Nie jest to uwaga do autorki wyznania, tylko takie moje "luźne" przemyślenia.
To jest dopiero obrzydliwe, aż mnie szarpnęło. Ciekawe jak myjesz toaletę. Ja szóstki tylko używam do mycia bo nie ma innej potrzeby zalewając wszystko chlorem
Już odpowiadam: zakładam gumowe rękawiczki, spryskuję muszlę preparatem, i wycieram papierowym ręcznikiem. A że robię to bardzo często, nie mam zastałych zacieków, nalotów itp. Ewentualnie raz na jakiś czas doczyszczam w zakamarkach szcztoteczką do zębów. Jak jestem zła to biorę tę mojego męża :)
Obrzydliwe. Zostawiałam bym brudną muszlę, gdyby nie było szczotki. Niestety muszla u mnie jest zbudowana tak, że kupą zjeżdża po ściance i zawsze zostaje ślad zjazdu. I nad wodą i w pod wodą. Muszlę czyszczę chemikaliami co 3-4dni i wtedy również jest myta szczotka do muszli. Nie wyobrażam sobie jakby wyglądała ta misa po 3 dniach nie zmywania tego śladu, bo szczotki nie ma.