Ponad dwanaście lat starałam się z mężem o dziecko. Każde zapłodnienie kończyło się poronieniem, lekarze byli bezradni. Dwa lata temu udało się, ciąża rozwijała się poprawnie aż do 5 miesiąca... W nocy dostałam krwotoku i nie udało się uratować mojego maleństwa. Dodatkowo doszło do przeróżnych komplikacji i moja macica została usunięta. Leczę się psychiatrycznie, nasze małżeństwo tego nie przetrwało. Został tylko beżowy pokoik, mnóstwo malutkich rzeczy i te łzy w oczach, gdy widzę szczęśliwe mamy na spacerach. Zerwałam wszystkie znajomości z koleżankami, które urodziły. Nie mogłam patrzeć na ich szczęście.
Z pewnością ktoś napisze o adopcji. Zgadza się, jest taka możliwość, ale nie dla każdego, ja nie byłabym w stanie pokochać obcego dziecka. Moim marzeniem było urodzić dziecko. Dziś nie mam męża, jestem bezpłodna. Całe moje życie legło w gruzach.
Dodaj anonimowe wyznanie
Przyjmij moje wyrazy współczucia.
Spróbuj też bez ostrej dezaprobaty przyjąć to, co poniżej.
"Całe moje życie legło w gruzach."
Nawet, jeśli tak uważasz, to mówimy tylko o dotychczasowym, już minionym, życiu.
Twoim bojowym zadaniem jest teraz zaakceptowanie aktualnej sytuacji (czyli odejścia męża oraz Twojej bezpłodności) i uczynienie z tego fundamentów pod drugą połowę Twojego życia.
Może zabrzmi to lodowato i nieprzyjemnie, ale wyłącznie od Ciebie zależy, jaka będzie ta druga część Twego życia. Czy przesiedziana w gabinetach terapeutów / w pokoiku przygotowanym dla nienarodzonego dziecka, czy aktywna - niosąca dobro Tobie i innym ludziom.
Daj sobie czas i prawo do bólu, jednak nie trać wszystkich pozostałych Ci dni jedynie na żałobne rozpamiętywanie. Zarówno narodziny, jak i śmierć, wpisane są trwale w krąg życia. Nawet, jeśli połączą się w tak trudnym do przyjęcia miksie, jak u Ciebie.
Współczuję.
Myślałaś o tym, żeby poszukać partnera który jest samotnym ojcem? Jasne że dziecko partnera to nie to samo co własne, ale chyba lepiej niż zupełnie obce.
Dobrze zrobione pranie mózgu.
Nazywasz marzenie autorki o które walczyła 12 lat praniem mózgu?
Tak. Obce dziecko? Jprdl to tylko DNA, jakby jej w szpitalu podmienili to by się nawet nie zorientowała. Ale nie, bo ona musi być mAtKoM pOlKom
Ja tez tego nigdy nie zrozumiem. Mam różne marzenia i pewnie wszystkich nie spełnię ale nie zamierzam przez to rozpoczynać autodestrukcji i niszczyć siebie, swojego życia, związku. Osobiście uważam ze takie wypaczone pragnienie posiadanie potomstwa jest już objawem choroby psychicznej. Szkoda tylko ze nikt nie potrafi pomoc tym kobietom bo przecież to wina magicznego „instynktu macierzyńskiego”.
Właśnie widzę jak wy im pomagacie. Mieszając z błotem i negując ich uczucia.
Brawo.
Empatia level ultra high.
A co my możemy pomoc? Jak jej własny mąż nie potrafił? Mam jej napisać „trzymaj się, będzie lepiej?” Jak ona caaaałe swoje życie uzależniła od jednej rzeczy? Ona sama siebie spisała na straty. Pogniotła jak papierek i spuściła w kiblu. Ona sama nie ma szacunku do swojego życia. I dopóki tego nie ogarnie to nigdy nie będzie lepiej. Jest tyle innych fantastycznych opcji jeżeli masz otwarty umysł. Ale ona woli płakać za czymś czego nigdy nie będzie miała.
Zapamiętam, że są takie osoby jak ty przed których zachowaniem muszę ostrzec i chronić swoją córkę, aby nigdy nie miały szansy zrobić jej krzywdy.
to tobie feminizm wyprał mózg
Iguannna jest trollem prawda?
Geny są ważne. Inaczej byś cwierkala gdybyś sama wychowywala cudzego dzieciaka. Dzieci dostępne do adopcji są albo upośledzone albo mają choroby wywołane patologicznym trybem życia matki więc tez są upośledzone.
Panie JMoriarty i Iguanna wypowiedziały się w nieco smutny sposób, ale mają rację, jeśli na to dobrze spojrzeć. Ludzie często zostawiają dzieci, z którymi dzielą DNA, a potem nagle wymagają od nich kontaktu, szacunku, zwykle pieniędzy, bo "to moje dziecko". Też chyba tutaj ktoś wspominał o tym, możliwe, że właśnie któraś z tych pań, że ludzie mówią, że nie chcą oddać komórek, które mogą komuś pomóc w posiadaniu dziecka, bo "gdzieś na świecie będzie moje dziecko". Ale właśnie też ci ludzie, którzy nazywają dziecko, którego mogli nigdy nie widzieć "swoim" i wymagający od niego i od całego prawa bycia traktowanym jak jego pełnoprawny rodzic nazywają adoptowane dziecko obcym. Nawet, jeśli to dziecko z ich rodziny. Nie adoptują dziecka, bo jest obce. Nie przyjmą dziecka siostry po jej śmierci, bo jest obce. Czy nawet jeśli już "z przymusu" wezmą "bo tak wypada" to i tak będą traktować zupełnie inaczej, dla nich to dziecko nigdy nie będzie ich, nawet, jeśli byłoby z nimi od pierwszego dnia. W domach dziecka są różne dzieci. Niektóre potrzebują pomocy, niektóre mogą mieć choroby po swoich rodzicach. Ale nam też może się urodzić chore dziecko. Tak samo też można w domu dziecka znaleźć całkowicie zdrowe niemowlęta, które nie mają zupełnie nic wpisanego z wychowania, ani żadnych wad rozwojowych czy chorób. Takie, o których każdy rodzic by marzył. I na takie zawsze jest kolejka, bo właśnie jeśli już ktoś chce adoptować to musi być idealne. "Swoje" może być jakie chce, często ludzie nawet niezbyt o nie dbają czy niezbyt wychowują, tylko krzycząc, bijąc, albo w drugą stronę, kompletnie ignorując. Ale właśnie rodzice dziecka, które ma po nich choroby, a przez nich ma traumy powiedzą, że nigdy by nie adoptowali "obcego", bo przecież może mieć jakieś wady takie, jakie nadali swojemu dziecku. A jeśli po 16 latach życia dziecka, wspólnego życia, zabaw, wychowania, spędzania czasu razem, okaże się, że była pomyłka w szpitalu i to nie ich to od razu jest obce.
(ciąg dalszy długiego komentarza)
I właśnie wtedy, jeśli okaże się, że dziecko, które było z nimi od zawsze było podmienione w szpitalu to zrobią wszystko, by odebrać innej rodzinie to dziecko, które ma z nimi wspólne DNA, zupełnie zostawiając to, które było z nimi, nazywając je obcym. Po prostu nagle chcą zamienić dzieci, bo to, którego nie widzieli na oczy jest bardziej "ich", niż to przez nich wychowane.
A co do komentarza pana GeddyLee, feminizm mówi o tym, że i panie i panowie powinni mieć te same prawa i obowiązki. Każdy pracuje i dostaje tyle na ile zasłużył, a nie według tego jakiej jest płci. Każdy może sam kształtować swoją wartość. Więc, może być on właśnie powodem komentarzy tych pań. Bo właśnie mówi o tym, że kobieta może mieć swoją wartość nie wynikającą jedynie z urodzenia dzieci. Mówi po prostu o tym, że kobieta to też człowiek. Może pracować. Może zarabiać. Może mieć marzenia. Więc właśnie myśl, że jeśli nie może mieć dzieci to jest "do wyrzucenia" jest zła. Więc może ma Pan rację. To właśnie feminizm może być przyczyną tego, że ludzie zauważyli, że kobiety, które nie mogą mieć dzieci mają prawo istnieć. Ale nie wiem jakim torem idą myśli kogoś, kto uznaje myślenie, że ktoś ma wartość czymś złym.
Wiem, że komentarze zabrzmiały lekko niemiło, jednak wydaje mi się, że była to dość brutalna metoda pomocy. Jednak właśnie, tu czasem też jest problem. Dużo osób "rozwiązuje" problemy mówiąc "Sam na to zasłużyłeś". I choć czasem właśnie jest błędem to, że zaufamy komuś i wtedy dostaniemy w odwłok, albo uzależnimy wszystko od jednej rzeczy, dziecka, edukacji, pracy, a potem zostaniemy z niczym, to jednak często winę ponoszą ludzie, którzy nas tego nauczyli. To nie jest tak, że ktoś sam sobie stawia szubienicę. Tę szubienicę budują osoby, które nas uczą, że tylko ta jedna rzecz powinna być ważna. Ale właśnie, my sami zanosimy na tę szubienicę linę, gdy zaczynamy w to wierzyć i według tego żyć.
Widać już, że po udanym porodzie mąż też by poszedł w odstawkę. Przykre, że potraktowała go jako reproduktor.
Zadręczanie się przez 20 lat, in vitro, poronienia , ból, łzy i rozczarowanie i nakręcane się. Też tak uważałam ,że nie można pokochać adoptowanego dziecka ale kiedy wzięłam pierwszy raz na rękę tygodniową Anię to moje serce zalała miłość. 2 lata po adoptowaniu Ani normalnie zaszłam w ciążę i urodziłam zdrowego chłopczyka. Dziewczyny! To jest w naszych głowach, bo dziecko musi być urodzone przez nas, bo z krwi i kości. Wyjedźcie z mężem,partnerem na kilka dni, zrelaksujcie się, dajcie na luz....idźcie razem do psychologa,przegadajcie to albo przemódlcie. Trzymajcie się kochane!
Bylam w takiej sytuacji. 10 lat staran, masa poronien. Bylam zla na caly swiat, zazdrosc zjadala mnie od srodka a kolezankom z dziecmi mialam ochote wbic noz w leb. Doprowadzilam sie do takiego stanu, ze ostatniego roku w depresji nie pamietam. Zylam juz chyba w innym swiecie, ruszajac sie z kanapy tylko na siku. Nawet choroba i smierc taty nie otrzezwily mnie z tego letargu. Chyba dopiero proba samobojcza. A raczej widok mojej mamy jak mnie odratowali. Stracila meza, miala problemy finansowe a jeszcze ja probowalam odwalic taki numer. Wygladala jakby peklo jej serce. Poszlam na terapie. Dluga i przez dlugi czas myslalam, ze bezsensowna. Do tego leki. Dwa lata trwalo zanim zaczelam wygrzebywac sie z tego bagna. Dzis mysle, ze moge powiedziec, ze jestem szczesliwa. Nie mam dziecka i wiem, ze nie bede go miala ale mimo to jestem spelniona. Mam kochajacego partnera, fajna prace, psa, dom z ogrodkiem i mase czasu na hobby. I to nie tak, ze przestalam myslec o dziecku. Nadal chcialabym je miec ale nie zadreczam sie tymi myslami. Staram sie cieszyc z tego co mam, ze jestem zdrowa, ze nadal mam mame, z ktora moge usiasc i wypic kawe, ze rano ide pobiegac z psem a wieczorem przy netflixie ogladam seriale z ukochanym. Caly czas uczeszczam na terapie i pewnie jeszcze dlugo bede i mam nadzieje, ze twoje leczenie w koncu rowniez odniesie skutek.
Naprawdę Ci współczuję i rozumiem że nie będziesz w stanie pokochać obcego dziecka. Najważniejsze w twojej sutuacji jest nie poddawanie. Spróbuj zająć myśli czymś innym może spróbujesz pomagać kobietom w podobnej sytuacji co twoja. I pamiętaj nie zwracaj uwagi na to co mówią inni o praniu mózgu itp. To twoje życie i nie pozwól żeby przez kogoś innego była byś smutna bo nie są w sytuacji takiej jak twoja
Jeśli dobrze zrozumiałam nie miałaś problemu z zajściem w ciążę a z utrzymaniem ciąży. Myślałaś może o surogacji. Jest legalna poza Polską, dziecko ma twoje geny. W USA to całkiem popularny temat.
Być może będzie to niemiłe, ale ktoś to w końcu musi powiedzieć. Jeżeli przez tyle lat nie możesz donosić ciąży, to nie pomyślałaś o tym, aby przestać się starać o dziecko? Pewnych rzeczy po prostu się nie da zmienić. Rozumiem marzenia itp., ale z jakiegoś powodu nie rodzisz tych dzieci. Przestań traktować zrobienie potomka jako jedyny cel w Twoim życiu.
To naprawdę trudna sytuacja i tylko terapia może ci pomóc