#1g9Pw
Otóż, każdego dnia kradłem przynajmniej jeden chleb, jakieś ciasto, ciasteczka. Czasami było to coś co by się zmarnowało, ale często były to świeże rzeczy. Tak czy inaczej pracownikom nie pozwalano zabierać tego dla siebie. Co z tym robiłem? Dawałem kolegom, znajomym, sąsiadom, żeby mieć pretekst zajść, zagadać, że niby dostałem w pracy "bo się nie sprzedało, szef poczęstował, a ja nie lubię" itp.
Ludzie byli wdzięczni, chcieli się ze mną spotykać, bo zawsze coś dobrego przyniosę z pracy. Ja co jakiś czas wrzucałem pieniądze do kasy, ale na pewno nie równowartość zabranego jedzenia.
No i tak. Kradłem, żeby ludzie mnie lubili, żeby móc coś sprezentować.
Bardzo to smutne. Mam nadzieję, że teraz jest u Ciebie lepiej.
Też pracowałam w piekarni. Nasza szefowa sama mówiła nam, żebyśmy sobie brali chleby i ciasteczka do domu, bo nikt tak dobrze nie sprzedaje jak pracownik który zna towar dogłębnie;)
Generalnie nie znam lepszej piekarni, zajebiste mają pieczywo
Jakbym wziął chleb i poszedł z nim kogoś odwiedzić to by się nieźle zdziwił.
Serio? Wśród moich znajomych przynoszenie sobie produktów spożywczych, które nam posmakowały, jest normalne. 😂
W moim akademiku, jak ktoś przyniósł coś do jedzenia, zyskiwał 24 godzinne prawo aby tytuować się dobrodziejem.
Chyba każdy kto pracował lub pracuje w piekarni tak robił 😀
Robin Wzwód dzisiejszych czasów.