#1Ycxp
Narzeczony ma dwie siostry, matkę i ojca. I o ile jego tata jest naprawdę spoko, to reszta jest okropna. Zawsze musi być tak, jak one chcą. Dwie siostry nie mają mężów, mieszkają nadal z rodzicami i im się po prostu nudzi. Strasznie obgadują innych, często powodem godzinnego obśmiewania potrafi być to, że np. ktoś źle kroi marchewkę. One robią najlepiej, wszyscy inni źle. Jestem szefem kuchni w jednej z lepszych restauracji w mieście powiatowym, a one potrafią mi powiedzieć, że źle gotuję ziemniaki. Narzeczony zrobił doktorat z farmacji, ogólnie ciężko mu było to osiągnąć, a jeszcze gorzej znaleźć pracę. Całe studia mu nadawały nad głową, że ma sobie odpuścić te studia, jego matka wyrzygiwała w losowych momentach, że powinien jak siostra zostać nauczycielem, a kochana siostra załatwiła mu mega fuchę, czyli pól etatu jako woźny w jej szkole... 80 km od miejsca naszego zamieszkania. Oczywiście jak się obronił, to pierwsze wstawiały z nim zdjęcia na fb z podpisem „MÓJ SYNUŚ/BRAT DOKTOR”, tylko po to, żeby się przed rodziną i sąsiadami pochwalić. W zeszłym roku wcisnęli się do nas na wakacje. Gdy zarezerwowaliśmy sobie wycieczkę, mocno nas podpytywali, gdzie lecimy, a kiedy, a jaki hotel. No i wyszło szydło z wora, jak tydzień później oznajmili, że oni też z nami jadą. Bez pytania...
Słyszałam wielokrotnie, jak mnie obgadują we trzy. Jak kiedyś zwróciłam uwagę teściowej, że taka dorosła, a jak dziecko ludzi obmawia, to był ryk, chwytanie się za serce i pretensje do mnie i do partnera, że my jej nie szanujemy. Ogólnie cyrk. Jak słyszy tylko, że jakiś tam syn koleżanki się ożenił, to od razu gada, że jak tak można syna od matki odciągać, że miejsce dzieci jest przy matce. Naszego związku także nie pochwala, ale wprost nic nie powie, bo wie, że narzeczony by zrobił awanturę. Tylko jego się jeszcze trochę boi, bo wie, że jest niezależny i bez skrupułów się odetnie od niej. Z tym że to nie jest prawda... Coraz bardziej się obawiam, że mój partner jest przez nią zmanipulowany. Co prawda nie zgadza się z nią w 99%, jak się zaczyna do mnie dowalać, to też jej odpowie niemiło, ale jeździmy tam na każde imieniny, urodziny i święta... Na moje pytania, czemu się nie odetnie, wzrusza ramionami i mówi, że matka jest tylko jedna i ona zawsze taka była, więc się przyzwyczaił. A dla mnie to koszmar, jak można tolerować takie osoby.
One się nie zmienią. Narzeczony też się nie zmieni, widać nie odniósł jakichś poważnych szkód na psychice (pewnie dlatego że ojciec jest normalny), a z matką kontaktów zrywać nie chce, bo zawsze taka była.
Może nie musisz z nim do nich jeździć.
Dokładnie tak. Jakby MI przeszkadzał ktoś w rodzinie męża, unikałabym spotkań z tą osobą. Da się. I da się przy tym normalnie, szczęśliwie żyć. Życie jest za krótkie, by tracić czas na osoby, z relacji z którymi nic dobrego nie wynika.
Ale w tym konkretnym przypadku mąż nie ma mocnego powodu, by zrywać z matką kontakt.
Też nie bardzo lubie rodzine mojego, ale ludzie to dlatego, że nie znoszę mentalności ludzi z zachodu tzn. Tego jak wybrakowani z emocji są, są nudni jak roboty i nagle stałam się rodziną takich właśnie ludzi. Wystarczy udawać, odsuwać się, ale na bank macie też dobre chwile, raczej kawa raz na miesiąc przez godzine jest okay?
Tylko jedno jest nie okay. Jak możesz go pytać dlaczego nie odetnie się od mamy? No dopóki nie są bardzo toksyczni (wygląda to na taką typową toksyczność ludzi wychowanych w prlu) to nie chce tracić rodziny. To bardzo egoistyczne z twojej strony i nie na miejscu. Jako żona masz obowiązek go wspierać i podbudowywać, a nie pytać „Dlaczego kochasz swoją mame?”. Wyobraź sobie życie bez swojej rodziny.
bullshit
toksyczne relacje sie ucina, nie pielegnuje
a dzieci wychowuje nie dla siebie, a dla swiata
nie ma zadnego obowiazku wspierania kogos, kto stosuje przemoc psychiczna i nie zamierza przestac, nawet, jesli jest rodzicem- to jest galopujacy syndrom sztokholmski
Nie, dzieci nie wychowuje się "dla świata". Wychowywać je należy tak, żeby W ŚWIECIE sobie dały radę i były szczęśliwe. A to zupełnie co innego.
Hva.. - dobrze mówisz. Póki matka nie jest toksyczna (a z opisu wynika jedynie, że nieco zalatuje "dulszczyzną"), to też bym się nie odcinała, może jedynie ograniczyła kontakty i mówiłabym, co myślę. Odciąć się zawsze można, ale dobrze mieć do tego powód.
Z wyznania nie wynika, że matka strasznie go terroryzuje, tylko nie lubi jego żony. Psycholog, a nie rozumie jak może nie kochać matki! Na jak on może chcieć mieć kontakt z matką!
„Co prawda nie zgadza się z nią w 99%, jak się zaczyna do mnie dowalać, to też jej odpowie niemiło, ale jeździmy tam na każde imieniny, urodziny i święta...”
Jego matka jest wkurzająca, a nie toksyczna. Nic nie ma o tym by go terroryzowała, nawet szanuje jego na tyle by nic nie mówić o ich związku przy nim. To synowej nienawidzi jak wiele teściowych. Typowa babka wychowana w prlu. Twojej to nie grozi na szczęście😂
chyba nie do konca ogarniasz, kiedy skonczyl sie PRL ;)
jego matka stosuje regularna przemoc psychiczna
a akcje typu dokoptowywanie sie do cudzych wakacji bez ustalenia tematu sa oznaka zaburzen
" jakiś tam syn koleżanki się ożenił, to od razu gada, że jak tak można syna od matki odciągać, że miejsce dzieci jest przy matce" takie akcje rowniez
"Ludzie z zachodu wybrakowani z emocji są".
Na Ukrainie z kolei jest z kolei za dużo tych emocji, które poskutkowały ludobójstwem.
Zachód jest skupiony na konsumpcji i dążeniu do wyższego statusu, który jest osiągalny. Człowiek wówczas robi się bardziej egocentryczny, chciwy i mniej uprzejmy. (badania naukowe z USA, pokazujące różnice mentalne między biednymi a bogatymi) Gdy ten postęp jest nieosiągalny albo jedynie dla nielicznych, człowiek cieszy się tym, co ma. Buduje relacje, bo intuicyjnie wie, że nie poradzi sobie sam.
Kult rodziny, dziecka powoli przestaje być kultem, tradycją, a decyzją świadomą, wyborem. Właśnie dlatego, że m.in. czasy i fakt, że żyjemy w pierwszym świecie (Ukraina należy do drugiego) pozwalają nam podporządkować swoje życie pod siebie, a nie siebie pod życie, na które skazał nas los.
"Wyobraź sobie życie bez swojej rodziny."
Wywodzę się z rodziny takiej, jak autor. Z tym, ze są to wszyscy - matka, ojciec i brat.
Matka za grosz nie ma i nie miała nigdy taktu. Ciągnęła w dół, obniżając moje kompetencje i możliwości podobnie jak matka narzeczonego Autorki. Krytykuje moją fryzurę, jest wielbicielką PiSu i narzuca mi swoje wartości, nie szanując faktu, że nie chcę zostać matką. Nie przyjmuje do wiadomości tego, że nie chcę. Ledwo chyba jest pogodzona z tym, że jestem bi, a fakt, że nie mogłabym stworzyć związku z kobietą uważa za ok, bo "tak konstytucja pisze". Konstytucja ważniejsza od życia córki, no cóż...
Ojciec był niedostępny przez drugą połowę mojego dzieciństwa. Gdy miałam problem, jego klasyczną reakcją było "no i co ja mam z tym zrobić?"
Prawdopodobnie dlatego mam borderline, stwierdzone przez psychologa. Ale moja mamuśka wie lepiej - przecież psychologowie gadają głupoty!
Mój brat nienawidzi ojca za jakieś wydarzenia z 199x, 2004, że miał dwie pary spodni na studiach, ja laptopa na studia, a on nie. Ma 38 lat, nadinterpretuje, jest przewrażliwiony na swoim punkcie (wystarczy, że powiesz, że Ci się nie podoba to, co on lubi), wszystko odbiera osobiście. Wobec mojego narzeczonego zachowywał się jak burak - po prostu go ignorował podczas dyskusji.
Do mnie nie odzywa się od 2019, podobnie do ojca. Jesteśmy wykluczeni. Wpatrzony w matkę jak w obrazek.
Za młodości często byłam krytykowana i wyzywana - idiotka, gówniara, wariatka, kretynka. Do końca życia nie zapomnę miesiąca i roku, gdy wieczorem matka nazwała mnie cipą. Nie szanowano moich granic, mnie.
Krytykę notoryczną dostrzegał mój były. Mówił, że często wracałam smutna.
Moi rodzice mnie nie znają do dziś. Nie wiedzą, jaki mam charakter na co dzień, co lubię jeść, robić, jakie mam poczucie humoru, jakim typem człowieka jestem. Nic. Wielu moich starych przyjaciół i byłych facetów widziało i słyszało, do czego najczęściej matka potrafiła się posunąć.
(2) Były to słowa i sytuacje, które pamiętam do dziś. Zero granic, zero szacunku do prywatności, do moich decyzji.
Odkąd wyznaczyłam świadome emocjonalne granice w sobie, zaczęłam stawiać siebie na pierwszym miejscu, żyje mi się dużo lepiej. Nie potrzebuję ich do swojego życia, bo nie są w stanie mi dać niczego - ani miłości, ani uwagi, ani wsparcia.
Wyeliminowanie toksycznych ludzi ze swojego życia, odcięcie się emocjonalne od nich to najlepsze, co można sobie zrobić. I nieważne, że to matka, ojciec, brat, siostra, babcia, dziadek, córka, syn, wnuki. Jebać! Jeśli coś ciągnie nas w dół, powoduje długotrwaly stres, zaniża poczucie własnej wartości, sprawczości to choćby to byli najbliżsi, odizolowanie ich jest kluczem do szczęśliwego życia.
Rodzice mieli pierdyliard szans. W pewnym momencie należy powiedzieć stop, bo szacunek trzeba mieć najpierw do siebie, bo nikt inny poza nami samymi nie przecierpi tego.
Dobrze że narzeczony jest po twojej stronie
Na szczęście ślub będziesz brać z nim, a nie z nimi. Bylebyś się nie zgodziła na mieszkanie z nimi po ślubie - to będzie okej.
Zastanów się, czy chcesz w ten sposób spędzić resztę życia. Nie zazdroszczę...
Bez przesady naprawde. Mąż nic złego nie robi, więc dlaczego ma ponosić konsekwencje? Odpuścić sobie miłość życia, bo ma chorą matke.
Nie wiadomo czy to miłość życia :)
Może tak przy okazji obgadywania rodziny narzeczonego spójrz na siebie krytycznie. Nie wydajesz mi się taka idealna, jak się przedstawiasz. Niektóre dziewczyny już od początku, bez żadnych powodów, nie lubią rodziny swoich partnerów i próbują go oderwać od niej "bo tak", bo on powinien być tylko z nią, na nią się patrzeć, i tylko jej słuchać. Potem, gdy będą miały swoje dzieci, będą się tak samo zachowywać jak teraz ta zła teściowa.
Ma triche racji, to jego rodzina. Mamie zawdzięcza życie, niezależnie od tego jaka jest. Ma swoje zdanie i to najważniejsze.
Może spójrz na nie jak na nieszczęśliwe i zakompleksione osoby, których jedynym szczesciem jest wypowiadanie się o ludziach złe. To smutne i żałosne, muszą być naprawdę nieszczęśliwe
Tobie jego rodzina przeszkadza, jemu nie. Niech sam do nich jeździ, skoro Ty nie możesz ich ścierpieć. Powiedz narzeczonemu co czujesz, że wolałabyś ograniczyć kontakty z nimi do minimum.
Ciekawa jestem, co będzie, jak się dzieci pojawią. Babcie często mają fioła na punkcie wnuków.
Może być różnie.
Zły wpływ na wnuki można kontrolować. A też i babcia dla i przy wnukach może być inna.
Generalnie jak nie będą mieszkać pid jedntm dachem, to da się zrobić tak, żeby wszystko było dobrze :)
zerwij kontakt, nawet z wlasna rodzina nie ma obowiazku go utrzymywac, a co dopiero z cudza