#1JwY6

Nie czułam żadnego sentymentu do domu rodzinnego. Bardzo szybko się wyprowadziłam, miałam 15 lat, poszłam do liceum do dużego miasta i zamieszkałam w bursie. To było moje marzenie, wyprowadzić się. Nie cierpiałam mojej mamy, nie cierpiałam domu, w którym spadały na mnie problemy dorosłych, z którymi nic nie mogłam zrobić. Miałam plan – będę się uczyć, dostanę stypendium, pokażę, że jestem tego warta i się wyprowadzę. Mówiłam, że chodzi o dobre liceum, a chodziło o to, żeby się wyprowadzić. Udało się. Nigdy już więcej nie spędziłam w domu rodziców więcej niż dwa dni, w wakacje pracowałam, kimałam u znajomych.
Nigdy nie tęskniłam za domem, znalazłam sobie nowy i chociaż co jakiś czas zmieniałam pokój czy później mieszkanie w trakcie studiów, czułam, że to moje miejsce, mój dom. Miasto, które wszystkich denerwuje niekończącymi się remontami i korkami na drodze. Tu nauczyłam się, jak radzić sobie z emocjami, tu nauczyłam się, co to znaczy, że komuś na tobie zależy, tu zaczęłam nabierać pewności siebie, poznałam męża, kupiłam pierwsze mieszkanie, dostałam pierwszą pracę.
Aktualnie z mężem rozważamy przeprowadzkę do mniejszego miasta, żeby móc kupić dom zamiast małego mieszkania. Bronię się przed tym rękami i nogami, chociaż wiem, że będziemy tam mieli o wiele lepsze warunki.
Kiedy wyobrażam sobie, że mam mieszkać gdzieś indziej, to chce mi się płakać. Boję się. Nie bałam się, kiedy miałam 15 lat, jestem 10 lat starsza i boję się zostawić to miasto, tak jak dzieci boją się rozłąki z rodzicami.
Z jednej strony mówię sobie, że przesadzam, że się przyzwyczaję, ale z drugiej boję się, że nigdzie indziej nie umiem być szczęśliwa. Kiedy myślę o wyprowadzce, pojawia się we mnie jakaś pustka, której nigdy wcześniej nie czułam.
Postac Odpowiedz

Chyba miałam podobnie. Wyprowadziłam się do liceum, później studia... Zdecydowaliśmy się z mężem przenieść do małego miasta. Jak zostawiałam dom rodzinny to nie czułam nic. Jak zostawiałam miasto studenckie to było mi bardzo trudno. Miałam tam przyjaciół, hobby, pracę - swoje życie. Ale po przeprowadzce przyzwyczaiłam się bardzo szybko. Jak teraz odwiedzam przyjaciół, to się zastanawiam, czemu chciałam tam zostać. Rodzinę mam przy sobie, poznałam nowych znajomych, do starych czasami jeżdżę i oni przyjeżdżają do mnie. A tam jest ciągły tłok i hałas. Wieczne korki. Wożę dziecko do babci 25 km w jedną stronę tak samo długo jak kolega swoje do żłobka, 5 km. Hobby też tu mam, jest gdzie wyjść czasami.

masloorzechowe3 Odpowiedz

Kurcze w sumie zazdroszczę takiego podejścia bo ja z drugiej strony nigdy nie chciałam opuszczać "gniazda" i to właśnie w domu czułam się najbardziej potrzebna i chciana. Może brzmi miło, ale z drugiej strony byłam tak przywiązana do rodziny, że ciężko było się zawsze rozstawać i układać życie na własnych zasadach. Wracałam tam przy każdej możliwej okazji i przedłużałam pobyt jak najdłużej. Zawsze podziwiam takie osoby jak Ty, które potrafią się lepiej odnaleźć wśród innych ludzi niż rodzinie

Dragomir

A ona zazdrości Tobie, że byłaś chciana i czułaś się w domu rodzinnym potrzebna i kochana. Z dwojga tych opcji wybrałbym Twoją.

worm Odpowiedz

A jaki problem wyprowadzić się np. do Mrozowa albo do Siechnic? Nadal blisko miasta z wiecznymi remontami oraz korkami :>

KorseyShani Odpowiedz

Też kocham Łódź! (Chociaż punkt o remontach i korkach może dotyczyć każdego miasta xD)

Pers

Łódź albo poznań, tak tragicznego miasta do jazdy autem jak poznań to jeszcze w życiu nie widziałem...to już łatwiej było jeździć po Londynie czy po Pradze O.o

Pers Odpowiedz

Kupcie dom na obrzeżach tego miasta, jedynie zmieni Ci się czas dojazdu do pracy ;)

Dodaj anonimowe wyznanie