#0TCz2

Witam wszystkich. Chcę podzielić się wyznaniem dotyczącym mojego zawiedzenia się, czyli jak wygląda życie lekarza w Polsce. Możecie twierdzić, że chrzanię od rzeczy, ale do momentu kiedy się tego nie przejdzie, żyje się mitami o bogactwie lekarzy. Ad rem :)

Od kiedy pamiętam byłem najlepszy w klasie, w liceum trafił się zestaw tak samo ambitnych (pewnie trochę talentu też w tym było) ludzi jak ja. Cel był jeden - medycyna, bo prestiż, bo pomaganie, bo stabilne i bardzo wysokie zarobki (tak sądziłem). Wiadomo, pracowitość i myślę, że setki godzin przy książkach dały oczekiwany rezultat.

Studia pochłonęły moją młodość, widziałem jak koledzy bawią się co weekend, a ja przykuty do książek. Myślałem: "Mam trudne studia, w przyszłości mi się to opłaci". Upływającą młodość zauważyłem na jakimś 5/6 roku, ale wiecie - "na końcówce się poddać?" no jasne, że nie. Starałem się dalej. Skończyłem uczelnię z olśniewającą średnią 4,68. Miałem publikacje, więc rozpocząłem doktorat.
Praca w warszawskiej klinice nie była łatwa - powiedziałbym, że wykorzystywanie na każdym kroku było notoryczne, niepłatne nadgodziny, obowiązkowe wyręczanie wszystkich we wszystkim - dlaczego się nie postawiłem (teraz sam sobie zadaję to pytanie)? Bo postawienie się jest równoznaczne z wydłużeniem specjalizacji, a dopiero po specjalizacji zarabia się więcej (o zarobkach później); niemożliwością opublikowania czegoś, bo zawsze szef kliniki musi zatwierdzić. A mentalność pana i władcy pozostała chyba po PRL.

Lekarz rezydent ma pensję ustawową, (w moich czasach) jakieś 2400 zł na rękę. Na początek powiecie, że nie jest to złe. Oczywiście dorabiałem w pomocach doraźnych drugą pensję, ale ile można - 350 h było moim limitem, potem porady były wysoce wadliwe, niebezpieczne dla pacjentów, dlatego musiałem ograniczyć pracę poza kliniką. Z 2400 musiałem opłacić mieszkanie, wyjazdy na szkolenia, zakwaterowanie i życie poza granicami Warszawy na stażach (np. miesiąc kardio w Zabrzu). Teraz mam doktorat. Po obronie mój pracodawca mnie docenił.... podwyższył mi pensję o 50 zł.
To był TEN MOMENT. Poczułem splunięcie w twarz.

Paradoksalnie w momencie, kiedy zacząłem mieć wizję normalnych zarobków - wszak jestem wysoko wykwalifikowanym pracownikiem, z doktoratem i dorobkiem naukowym na poziomie profesorskim (szef mnie nieźle cisnął), zacząłem widzieć dysonans między tym, ile poświęciłem - młodość=książki, późne założenie rodziny, brak snu i utrata zdrowia. Za zarobek śr. 5 tys. zł, przy czym moje wydatki na samo szkolenie potrafiły kosztować 3 tys. miesięcznie. Teraz pewnie mógłbym zarabiać 7000, czyli tyle co znajomi imprezowicze po roku pracy jako inżynier na dole drabiny.

Mam 33 lata i Niemcy dają mi za 7h dziennie 6 tys. euro. Plus dodatek za pracę naukową 3,5 tys.. Chcę zostać, ale w PL wiedza się nie liczy, lekarz jest nikim.
Rychumiszcz Odpowiedz

Doktor nauk medycznych że specjalizacją zarabiający 5 tys złotych ? To albo wybrałeś bardzo źle specjalizacje, albo dawno temu wyjechałeś z kraju. Swoją drogą 6 tysięcy € to też nie jest świetna stawka jak na lekarza.

Cystof Odpowiedz

To ja tylko nieśmiało dorzucę że częstą praktyką w szpitalach w latach 90-tych było nie wypłacanie początkującym lekarzom pensji przez np. pół roku. Dlaczegóż? Prosta sprawa, szpital nie miał pieniędzy :) Fajnie mi się słuchało komentarzy ludzi mówiąc o mitycznych zarobkach lekarzy i pamiętając jak matka płacze w kuchni bo nie mogę się z ojcem zdecydować czy opłacić rachunki czy kupić obiad...

Że co? Że niby prywatne gabinety trzepią hajs? Tak, news flash, każdy kto zakłada prywatną firmę robi to po to by zarobić...

Cystof

nie mogą*

piekielne literówki...

C30C39 Odpowiedz

Jako ktoś, kto ma młodych lekarzy w rodzinie mogę potwierdzić wszystko co zostało tu napisane. Co prawda troche kwoty się zmieniły, ale ja w pierwszej pracy po 3.5 roku studiów w IT(a nie była to wcale super praca) zarabiałem więcej niż lekarz po 6 latach studiów, nie mówiąc już o tym, że pracowałem praktycznie 30% krócej dziennie. Lekarze POTRAFIĄ dobrze zarabiać, ale to wcale nie jest norma i wymaga to zazwyczaj lat wyrzeczeń i często niestety znajomości.

mjdn84 Odpowiedz

To pewnie jesteś zwykłym lekarzem a nie wystawiaczem recept tak jak większość u nas w Ełku. Idziesz do rodzinnej: gardło boli? to antybiotyk, idziesz do alergologa: a to syropek pomoże, idziesz do psychiatry: skoro pan/pani sie tu pojawiła to proszę takie piguły a za miesiąc sprawdzimy czy wciąż pacjent żyje. Średni czas pobytu przed gabinetem 1.5 godziny. Sredni czas pobytu w gabinecie 7minut... Jedyne pytania to jak się pacjent nazywa. Żadnego wywiadu, o badania trzeba prosić bo im się nie opłaca wysyłać...

KrB Odpowiedz

Niestety przykra prawda. Mam rodzica lekarza. w 2005r. Siostra podjęła pracę prosto po studiach i zarabiała więcej, niż lekarz 27 letnim stażem na oddziale miał podstawy.
W roku 2006 Od znajomego usłyszałam, że za nim poznał nasza rodzinę, wierzył w te wydumane średnie zarobki lekarzy, które podawali w TV i Dziwił się dlaczego lekarze strajkują. Zmienił zdanie jak zobaczył, jak i za ile musimy żyć.

Postac

W 2005... A jak jest teraz, po prawie 20 latach? Nie znam żadnego lekarza.

Dodaj anonimowe wyznanie