Gdy w trzeciej klasie szkoły podstawowej pojechałem na zieloną szkołę, jedną z największych atrakcji turystycznych (mieszkaliśmy w okolicach Zakopanego) był zakup oscypków i innych serów. Jako że dostałem zdecydowanie dużo więcej pieniędzy, niż było mi to potrzebne, zaopatrzyłem się w pół kilo koziego sera od przemiłej staruszki, z czego byłem bardzo dumny, bo był to prezent dla rodziców. Swój nabytek wystawiłem za pokojowe okno na parapet, dostęp do lodówki był raczej ograniczony.
Tak jak następnego dnia mój ukochany ser. A właściwie niemal jego brak i ślady paluchów w środku.
TO WCALE NIE BYŁY PTAKI, AŚKA. Wiem, że ty go zjadłaś. I mam nadzieję, że dostałaś chociaż sraczki.
Dodaj anonimowe wyznanie
Aśka ty okrutniku
Nic nie zjadłam.
Pozdrawiam.
Asia.
Po nicku - nie ufałbym.
Jaki ktoś musi mieć fetysz, żeby wchłonąć pół kilo sera na raz?
Jaki fetysz?
Zauważyliście, ze na anonimowych slowo "fetysz" jest uzywane bardzo często i najczęściej błędnie?
Czy ludzie myślą, że używając tego słowa ich wypowiedź jest inteligentna?
To prędzej zapotrzebowanie na pokarm bądź zwykła chciwość niż fetysz...
Grunt to dobre zaklęcie, byle zadziałało, tyle sera wszamać :o
Zrobiłabym to co Aśka. Jestem dumna.
Dobrze dobrany nick.
No nareszcie się usmiechnelam 😊 :D