#w2Sr1

Sytuacja miała miejsce, gdy chodziłem jeszcze do gimnazjum. W naszej szkole zaczęły obowiązywać przepisy zabraniające wychodzenia ze szkoły podczas trwania zajęć, a ja jak i wiele innych osób próbowaliśmy na najróżniejsze sposoby ominąć ten system. Wychodziliśmy oknami, czasami dało się dogadać z ochroniarzem na wejściu (w zależności jaki był to gość), a wszystko po to, żeby zapalić papierosa. Jeżeli nie dało się wyjść, paliliśmy w łazienkach, ale jako że na przerwach dyżury mieli nauczyciele, wiązało się to z ryzykiem. 
Pamiętam, że mieliśmy język angielski i jak tylko usłyszałem dzwonek, wraz z moim dobrym kumplem pobiegliśmy do łazienki, zamykamy się we dwóch w ostatniej kabinie, on wyjmuje paczkę, ja już odpalam zapalniczkę i wtedy słyszymy pukanie do pierwszej z kabin... „Otwierać, czuję papierosy!” – powiedział nauczyciel od WF-u, który pełnił rolę strażnika na nieszczęsnej przerwie. No to my z kumplem chowamy szlugi i zapalarkę do plecaka. W końcu przychodzi kolej na nas, puka do nas. Otwieramy drzwi, pada pytanie, co tu robimy, my jak z automatu bez zastanowienia, że na pewno nie palimy. Kazał nam chuchnąć, no to najpierw kumpel i nauczyciel nic nie wyczuł, później ja – on nadal nic nie czuje... Nic dziwnego, skoro nawet nie zdążyliśmy odpalić szluga. Wtedy spojrzał na nas z takim przerażeniem, wręcz obrzydzeniem, i powiedział: „To ja nie chcę wiedzieć, co wy tam robiliście we dwójkę”. I w tym właśnie momencie obaj zdaliśmy sobie sprawę, że zostaliśmy rozpoznani jako dwójka chłopaków, która zabawiała się ze sobą na szkolnej przerwie. Po wyjściu z łazienki oboje stwierdziliśmy, że może lepiej było jednak odpalić tą fajkę, zamiast pozostawienia go z myślą, że bawiliśmy się swoimi fajkami...
Dragomir Odpowiedz

Hahahaha :) wtedy przynajmniej nie był to powod do dumy. Żyjemy w strasznie chorych czasach.

Pers

Teraz brzmiało by to tak:
-puk puk, co tam robicie? Mam nadzieję, że palicie marychę albo chociaż fajki, a nie brynzdolicie sobie fajfusów

Dragomir

Nie nie, teraz to by było:
- Co tam robicie?
- Panie Profesosze, prosze nie naruszać naszej intymnej strefy komfortu. Chyba by pan nie chciał odmpowiamdać za homofapię.

Przestraszyłby się psor i by im pozwolił ciągnąć wszystkie fajki i faje.

MaryL2 Odpowiedz

Jakie było uzasadnienie zamykania szkoły? Zupełnie tego nie rozumiem. Jeśli ktoś na długiej przerwie potrzebuje pobiec do sklepu, czy zwyczajnie odpocząć w parku, to czemu miałby nie móc tego zrobić? Pewnie wynika to z tego, że nauczyciel jest odpowiedzialny za ucznia w trakcie zajęć. Ale czy nie prościej by było założyć, że jest odpowiedzialny tylko dopóki uczeń jest na terenie szkoły?

Postac

Czyli uczeń mógłby sobie opuścić testem szkoły i wpaść pod samochód, a nikt nie ponosiłby odpowiedzialności?
Rodzic powierza dziecko pod opiekę nauczycieli. Są za nie odpowiedzialni do końca zajęć.

AvusAlgor

Jestem tak stary, że pamiętam, jak sobie w podstawówce wychodziliśmy na długiej przerwie do pobliskiego warzywniaka napić się takiej pseudo-koli w butelce i wrócić. Nie było automatów, nie było szkolnych sklepików. Po prostu szliśmy sobie kupić colę / oranżadę i już. Ale to były złe czasy przecież... Dzieci ginęły tysiącami pod kołami kół rozpędzonych samochodów, od kul snajperów, porywane przez księży-pedofilów. Nie wiem, jakim cudem myśmy po przerwie wracali do klasy. Niepojęte, głupi to ma szczęście, nie?

Dragomir

Faktem jest ze wtedy było dużo mniej samochodów. I dużo mniej świadomości o zagrożeniach. I chyba zła takiego międzyludzkiego też było chyba mniej, ale to subiektywne odczucie.

Cystof

Ah...

Uwielbiam swobodę złotych lat 70-tych i 80-tych.

Dzieciaki/nastolatki wychodziły rano, wracały o zmierzchu i nikt nie panikował.

Fun fact, była to też złota era seryjnych zabójców.

Ciekawe, nie?

Co za szalony przypadek.

MaryL2

@Postac, no tak to mnie więcej widzę. Jeśli samochód przejechał na czerwonym to wina kierowcy, jeśli „dziecko” przebiegło na czerwonym, to wina dziecka/rodzica, który do tego wieku nie nauczył przechodzić przez jezdnię. Na pewno nie jest to wina matematyczki. Pamiętaj, że mówimy o dzieciach w wieku 13-16 lat. Oni normalnie jeżdżą sami na zajęcia pozalekcyjne, odwiedzają się, wychodzą na podwórko, do kościoła. I nie wpadają pod koła samochodów. Nie uwierzę, że rodzic gimnazjalisty odprowadza go za rączkę do szkoły, by tam opiekował się nauczyciel, a potem ze szkoły za rączkę odbiera.

Dragomir

Maryl, tu nie chodzi czy odbiera czy nie. Często zawozi samochodem, dlatego w wakacje korki sa dużo mniejsze niż zazwyczaj, więc jeśli musisz stać w korku jadąc do pracy, bo dzieciory nie mogą jechać komunikacją tylko im rodzice wożą dypy to jest to denerwujące. Oczywiście sama też możesz wybrać komunikację, więc wszyscy kierowcy to przyczyna korków. Tu chodzi o to, że gdyby się cokolwiek stało to rodzic leci z japą do szkoły, bo ta nie upilnowała. Szkoła, czyli nauczyciele. Więc każdy dmucha na zimne, bo nie chce mieć wątpliwej przyjemności tłumaczenia się w sądzie, dlaczego Maciuś czy inna Agatka w czasie, kiedy powinni być na lekcji, robili coś innego gdzieś indziej i ucierpieli w wyniku jakiegos wypadku. Nawet na wycieczkach szkolnych, jeśli zostanie udowodnione, że dziewczyna którą masz pod opieką jako opiekunka na kolonii czy wycieczce, podczas tego wyjazdu zaszła w ciążę i nie wiadomo z kim, to na Tobie ciąży obowiązek alimentacyjny - tak kiedyś mnie uczono na kursie opiekunów i animatorów kolonii czy jak się on tam zwał. Rozumiesz już odpowiedzialność?

MaryL2

@Dragomir, nie rozumiem do czego się odnosisz pisząc tą wstawkę o korkach… ale jeśli chodzi o odpowiedzialność, no to ja rozumiem, że tak jest i tak uczą nauczycieli (swoją drogą to nie jest do końca prawda, ale tak się ludziom mówi, żeby naprawdę wzięli sobie to poczucie odpowiedzialności do serca). Ale pytam, czy uważacie to za sensowne, robić z nauczyciela policjanta, który biega za nastolatkami i sprawdza czy nie uciekają, nie palą, nie zachodzą w ciążę itd. Na dobrą sprawę będąc w szkole też mogą sobie krzywdę zrobić, np spaść ze schodów czy nie wiem, wsadzić kredkę w oko.

Jeśli w społeczeństwie jest takie przekonanie, że to jest słuszne, bo „czego nie rozumiesz, na tym polega odpowiedzialność” no to nic się nie zmieni. Ty rozumiem zgadzasz, że to twoja wina jak nastolatka zajdzie w ciążę na kolonii? Nie jej, chłopaka, czy rodziców, twoja jako opiekuna?

skurwinator

@MaryL2 mam wrażenie, że jesteś bardzo młody i uzurpujesz sobie prawo do wolności. Nie tylko w szkole panują takie zasady. Wypadki się zdarzają, niezależnie od tego czy masz 5, 10 czy 50 lat. Możesz być bardzo rozsądnym młodym człowiekiem, a i tak może Cię potrącić pijany kierowca powiedzmy. Możesz też być dorosłym idiotą i mieć w dupie zasady bezpieczeństwa, ale też mieć szczęście w życiu i nic Ci sie nie stanie. Chodzi tu jednak o minimalizowanie ryzyka, a idąc dalej - wiadomo, że o pieniądze. Jako rodzic jesteś prawnym opiekunem Twojego dziecka i to od Ciebie zależy czy bedzie z buta szło do szkoły 5km, czy bedziesz je woził każde 10m. Jeżeli zdarzy się jakiś wypadek, to Ty będziesz odpowiadać za to. Na czas pobytu w szkole dziecko jest pod opieką nauczycieli i wtedy to oni odpowiadają za bezpieczeństwo. Nawet mając mega fajne dzieciaki pod opieką - odważyłbyś się zaryzykować i im zaufać, że nic się im nie stanie i wypuścić do warzywniaka ulicę dalej? Ja nie. Nic im w szkole nie brakuje. Po lekcjach to nie moja brocha, ale w szkole im się krzywda nie dzieje, żeby musiały gdzekolwiek iść. Dalej - w każdym szanującym się zakładzie pracy również obowiązuje system przepustek. Nie możesz sobie po prostu wyjść z zakładu do sklepu. Możesz to zrobić wyłącznie podpisując przepustkę i to zakład decyduje czy to wyjście służbowe [tj dalej zakład odpowiada za Twoje bezpieczeństwp], czy prywatne [nic zakładowi do tego - jak coś się stanie to Twój problem]. To jest dokładnie ta sama zasada - na czas pracy to zakład jest odpowiedzialny za Twoje bezpieczeństwo, a nikomu się nie uśmiecha latać po sądach i płacić odszkodowania za to, że ktoś nawalił i nie przypilnował Kowalskiego, a tego potrącił gdzieś samochód.

Dragomir

Nie rozumiesz że korki tworzą się, gdy jest wzmożony ruch aut na ulicach czyli więcej aut, a w wakacje oraz ferie odpada wożenie dzieci do szkół, więc w miastach jest mniej aut lub nawet jeśli tyle samo, to robią mniej kilometrów bo nie zahaczają o szkoły i przedszkola? Czy ja to tak pokrętnie napisałem, czy coś Ci się spowolniło w głowie?

W szkołach jest zakaz palenia i nie ma dyskusji. Chcesz, to ćmochoj po szkole aż Ci płuca się posklejają od smoły, a w szkole nie wolno i hooy.

Dodaj anonimowe wyznanie