#ubwJy

To będzie apel, ale od początku.

Robię doktorat i jestem pod skrzydłem jednego z profesorów na uczelni wyższej. Nie prowadzę zajęć na uczelni, ale jednym z moich zdań jest pilnowanie studentów podczas końcowego egzaminu podczas sesji.

A teraz historia właściwa. Egzamin o poranku, zbiórka studentów pod aulą. Sprawdzamy ludzi z listą zaliczeniową, dodatkowo pokazywane są legitymacje (aby nie było, że ktoś inny wchodzi) i osoby wchodziły jedna po drugiej na salę. Koleżanka pokazywała studentom jak mają siadać. Szyk wybieraliśmy losowo, np. osoby wchodzące jako pierwsze siadały w pierwszej ławce u góry, następna osoba pod nią etc. Tak, aby za każdym razem było inaczej, aby nikt nie miał pretensji, że zawsze siedzi z przodu przy biurku pilnującego. Trzy czwarte osób już sprawdzonych i nagle pojawia się ona. Studentka - młoda matka karmiąca niemowlaka. I ona w trakcie sprawdzania studentów i wybraniu szyku; komunikuje mi, że ona w każdej chwili może opuścić egzamin, bo jest MATKĄ KARMIĄCĄ!! I widzę jak jej chłopak trzyma małego bobasa w wózku na korytarzu. Mówię jej, że nie bardzo nam to wszystko pasuje, bo nie można sobie tak wchodzić i wychodzić na egzamin, mogłaby sobie ustalić termin indywidualny, aby nie przeszkadzać innym studentom. Wystarczyło chociażby nam wcześniej zakomunikować, że jest taka sytuacja. Ta zaczęła krzyczeć, że ją dyskryminujemy, bo ona jest przecież matką karmiącą i ona ma takie same prawa jak reszta studentów. Pytam się jej jeszcze, czy nie może odciągnąć sobie pokarmu, bo takie przeszkadzanie innym nie jest w porządku. Powiedziała, że nie może, bo jej Brajanek czy Dżesika je na zawołanie. Widzę, że nic nie wskóram, więc zapraszam matkę karmiącą na aulę. Koleżanka pokazała jej miejsce, siedziała jako czwarta osoba w rzędzie.
Rozdanie arkuszy, egzamin dwugodzinny start zacząć. Nie minęło dwadzieścia minut, słychać, jak mały brzdąc wyje na cały korytarz. Matka karmiąca wychodzi z rzędu, trzy osoby muszą wstać, aby wyszła. Widzę zażenowane miny innych studentów, zaczynają się rozpraszać. Poszła karmić na jakieś 15 minut i chyba tak ze trzy razy. Koniec egzaminu się zbliża, ostatnią osobą została ona. Podchodzę do niej i ładnie proszę o oddanie kartki. Zaczyna się tłumaczyć, że ona nie zdążyła odpowiedzieć na wszystkie pytania, bo przecież karmiła i ona ma prawo na więcej czasu. Odpowiadam jej, że jest studentką na takich samych prawach jak inni i nie mogę jej dać więcej czasu. Jakby miała egzamin indywidualny potwierdzony u dziekana, czasu miałaby aż na nadto. Oddała kartkę, nie odpowiedziała nawet na 50% pytań. A że jestem osobą mściwą... Zaliczyłam wszystkim oprócz niej, a ona musiała się pojawić sama na egzaminie poprawkowym.

Taki mały apel: Matki karmiące - nie jesteście pępkami świata!!
Pingupingu Odpowiedz

No pomysł nie był dobry ,ale na podstawie pojedynczego przypadku robić jakiś wielki apel...dziewczyna się trochę przeliczyła,czego poniosła konsekwencje.
Zasadniczo jak zwykle nagonka na matki karmiące,a empatii w ludziach brak.

coztegoze2

Najprawdopodobniej nie tylko ona poniosła konsekwencje jej wyboru, bo płaczące dziecko na korytarzu było mocno słychać - to na pewno rozpraszało inne osoby piszące egzamin. Dodatkowo kilkukrotne wychodzenie i wchodzenie na egzamin rozpraszało inne osoby piszące egzamin. Przez takie rozpraszanie inne osoby mogły osiągnąć niższy wynik. I teraz sobie wyobraź, że przez takie warunki ktoś mógł napisać gorzej egzamin, mogło mu zabraknąć oceny do stypendium naukowego a pochodzi z biednej rodziny i dla niego te pieniądze to kwestia przeżycia. I co? Nic nie zrobi już, stypendium straci. A to wszystko dlatego, że dziewczyna nie mogła odciągnąć pokarmu i zostawić dziecka z ojcem na 3 godziny a dla kogoś to tworzenie życiowego problemu.

coztegoze2 Odpowiedz

Uważam, że jeśli była to osoba, która nie miała ustalonego trybu indywidualnego studiów to powinna zostać uwalona z tego egzaminu w momencie kiedy po raz pierwszy opuściła salę egzaminacyjną. I to z dwóch powodów: bo zakłócała przebieg egzaminu innym osobom. Po drugie: egzamin ma jednak pewną formę z konkretnych powodów. I jak pani się domagała takich samych praw jak reszta studentów to właśnie by je dostała: pisze egzamin jak reszta studentów albo nie. Z rozmowy o pracę tez zamierza wyjść, bo musi nakarmić dziecko piersią i wracać jak na ten egzamin?

Czyli ostatecznie dziewczyna dostała więcej praw niż inni i tak. Bo inni nie wychodzili z egzaminu po parę razy. I rozumiem, że dziecko itp. Ale w momencie jak ona karmi to druga osoba może jej przeczytać materiał z podręcznika do pytań egzaminacyjnych, więc to nie jest też fair, że dziewczyna spędziła połowę egzaminu poza salą egzaminacyjną bez uzgodnionego trybu z uczelnią.

Postac Odpowiedz

Znalazła się jedna osoba uważająca się za pępek świata. Nie oceniaj na jej podstawie całej grupy. Zresztą jej partner uważała to samo, skoro z tym dzieckiem na koeytarzu siedział.

Ambiwalentnie136 Odpowiedz

Po slowie apel odechciewa się czytać..

ZjadaczCzasu Odpowiedz

Twoim zadaniem jest pilnowanie studentów podczas egzaminu, ale TY jej nie zaliczyłaś, a wszystkim innym tak ;)
Druga sprawa: w ciągu 2h wyszła karmić kilka razy? Niemowlaki jedzą często, ale bez przesady.
Ale nawet gdyby to była prawda - normalny wykładowca, zamiast "mszczenia się", po prostu by jej nie zaliczył tego egzaminu po pierwszym wyjściu i albo zaprosił na poprawkę, albo na indywidualny egz.

elszkieletor

Myślisz, ze profesor będzie tracił czas żeby osobiście sprawdzać? To akurat możliwe

AnonimF Odpowiedz

Pomijając nieprawdziwość tego wyznania, ktoś z góry informuje, że bardzo prawdopodobne jest, że w trakcie egzaminu będzie musiał wyjść z sali i sadzacie go pomiędzy kilka osób zamiast z brzegu rzędu? W takim razie autor byłby niewiele bystrzejszy od bohaterki.

PeggyBrown2022 Odpowiedz

Powinniście byli nie wpuścić jej do sali po tym, jak pierwszy raz z niej wyszła. Trzeba było powiedzieć, że taki jest regulamin. Studenci bywają powaleni, jak każda inna grupa ludzi, ale to osoby przeprowadzające egzamin czuwają nad przebiegiem. U mnie w szkole, co prawda nie na studiach, raz na lekcji mieliśmy nagłe spotkanie wszystkich uczniów szkoły. Trwało ono mniej niż lekcję, a nie wszyscy wrócili z niego potem do sali. Nauczycielka wiedziała, że niektórych brakuje i specjalnie zamknęła drzwi od środka, żeby spóźnieni nie mogli wejść. Jedna dziewczyna łapała za klamkę i już nie weszła na tę lekcję. Rozwiązanie złośliwe i radykalne, w tych czasach pewnie by nie przeszło w szkole. Ale co innego na studiach.

Dodaj anonimowe wyznanie