#efUGW

Mam niepełnosprawną córkę. Ma kilka lat, więc do tej pory musiałam się zmagać z tym, że jest inna niż jej rówieśnicy. Teraz uderzyła mnie druga fala rzeczywistości: nawet dzieci z rehabilitacji zaczęły ją wyprzedzać. Kocham ją nad życie, ale przytłacza mnie codzienność, uzależnienie od domu, wózka. Zaczynam odczuwać swoje ciało, które buntuje się przed noszeniem na 4 piętro, każdy wyjazd za miasto jest utrudniony, bo trzeba wziąć wszystkie opcje pod uwagę. Nawet zakupy to wyzwanie, bo ograniczam chodzenie po schodach. Tułam się po mieście, żeby dwa razy nie wchodzić. Starsza córka nie ma normalnych rozrywek, bo dla młodszej albo za duży mróz, albo za duży upał, albo tam gdzie by chciała iść nie mogę z chorą córką. Na domiar złego ludzie wokół zupełnie nie rozumieją moich trosk i dylematów.

Nie oczekuję współczucia czy nawet pomocy, ale słowa nieznajomych, którzy komentują: "taka duża, a jeszcze mama musi nosić" nie ułatwiają, czy pretensje, że dziecka z wózka nie wypuszczam.

Chciałabym iść do pracy, a nie mam jak, nie mam perspektyw, nie mam sił i powoli tracę nadzieję. Boli mnie, gdy muszę wybierać i jechać z jedną córką na wycieczkę, a drugą zostawić w domu, boli mnie, że nie jest normalnie, że moje dzieci nie mogą się bawić razem, a tak przecież miało być... Boli mnie, że jestem ciągle w aucie i nie mam czasu zjeść, bo jak nie rehabilitacja, to lekarz i tak w kółko. Jeżdżę od rana do wieczora po mieście, żeby jedną córkę postawić na nogi, a drugiej dać rozwój, swoją obecność i swój czas. Przed najbliższymi się uśmiecham, udaję, że jest dobrze, żeby ich nie martwić, a w samotności płaczę. Często walczę ze swoimi słabościami, żeby wstać z łóżka pomimo przeziębienia czy złego samopoczucia i iść na rehabilitację, bo wiem, że to ważne. Tu nie ma urlopu czy L4.

Próbowałam z kimś o tym porozmawiać, ale słyszałam, żeby się nie martwic i że może być gorzej. Wiem, że powinnam się cieszyć każdym małym postępem, że powinnam się cieszyć, że córka jest i ma się w miarę dobrze. Cieszę się bardzo i kocham ją i sprawia mi wiele radości, uwielbiam ją za to, jaka jest. Niestety nasze państwo dając zasiłek na dziecko odbiera możliwość pracy, a mnie by ratowało chociaż kilka godzin. Kilka godzin oderwania od codzienności, pójścia do ludzi, możliwości oddechu. Wtedy też mąż nie musiałby tak dużo pracować. Nie narzekam na swoje życie ani na dziecko. Tylko tak po ludzku już nie mam siły... Trudno mi się pogodzić z tym, z czym się zderzyłam.
innanitka Odpowiedz

Szanuję Cię za to, że nie zaniedbujesz starszej córki kosztem tej niepełnosprawnej, a to często w takich rodzinach się niestety zdarza. Dużo siły Ci życzę!

adave Odpowiedz

Jesteś bardzo dzielna i silna. Szczerze Cię podziwiam!

MissBennet

Dzielna, silna i biedna. Za dużo dźwiga na barkach. I nie widać wyjścia z sytuacji.
Czy Ty w ogóle masz czas dla siebie? By odsapnac, pomyśleć o czymś innym? Albo o niczym?

KaskaDupaska Odpowiedz

Pewnie, że może być gorzej i "nie powinnaś się martwić". Ja bym takiego doradcę-picieszyciela piznęła w łeb. Torbą. Z cementem.

bazienka

ja bym mu dziecko dala na 3 dni i niech sie wtedy wypowiada
albo tak na tydzien

tramwajowe Odpowiedz

Wspaniałe pocieszenie: inni mają gorzej. Człowiekowi od razu mijają troski i nabiera sił!
Autorko, szukaj pomocy. Są organizacje pomagające rodzinom osób niepełnosprawnych. Takie prawdziwe, empatyczne wsparcie psychiczne. Nie to co napisałem w pierwszych dwóch zdaniach.

Vito857 Odpowiedz

Jeśli córka pójdzie do szkoły możliwe, że będzie ci łatwiej. Nie ma co ukrywać - łatwiej nie będzie, dobrze by było poszukać mieszkania w bloku z windą (wiadomo, łatwo się mówi).
Dobrze by było zresztą wywołać dyskusję o niepełnosprawnych dzieciach i osobach - nasze państwo w tej materii to burdel i żart jednocześnie.

MarMarSze Odpowiedz

Nie możesz załatwić sobie transportu do dziecka? Tzn mam niepełnosprawną siostrę cioteczną po którą przyjeżdża bus i zabiera na zajęcia i rehabilitację, a potem odwozi. Ciotka musi tylko zejść z nią, a potem po nią na dół. Z kolei do mojej siostrzenicy przyjeżdża rehabilitantka/nauczycielka i prowadzą zajęcia w domu.
Wszystko na koszt państwa.

GazowanaMusztarda Odpowiedz

Mogę Ci jakoś pomóc? Rozmową chociażby, nawet jeżeli mieszkamy daleko siebie? Daj znak kochana, dzielna anonimowa.

Seven777 Odpowiedz

Jesteś bardzo dzielna. Podziwiam, mało kto dałby radę tak to wszystko ogarnąć.

Busiolka Odpowiedz

Jak zacznie się szkoła, powinno być lepiej. Mam taką sytuację w bliskiej rodzinie. Bus do szkoły przyjeżdża ok. 7 rano i wraca o 14. Parę godzin dla mamy okazało się zbawienne.

gorodpodpodoshvoj Odpowiedz

Szacuneczek autorko. Dźwigasz ogromny ciężar i mam nadzieję, że będzie dobrze.

Zobacz więcej komentarzy (13)
Dodaj anonimowe wyznanie