#bS2tJ
Na egzaminach ustnych czasem też mi się udawało, bo umiałam lać wodę i robić dobre wrażenie. Choć tu trzeba już było mieć jakąś wiedzę, ale często nie powinnam była zdać, a mi się udawało.
Na całe szczęście wiedzę ogólną z zakresu prawa mam dość dobrą, ale wiele rzeczy nadrobiłam dopiero po studiach. Teraz i tak nie pracuję w zawodzie, ale bez wyższego wykształcenia taka prawda, że nie przyjęliby mnie do żadnej pracy biurowej.
Opisałaś właśnie jak wyglądały studia u 90% absolwentów i to różnych kierunków od zarządzania przez budownictwo po medycynę.
Ty nigdy nie studiowałeś a się wypowiadasz
@Hvafaen no ciekawe, właśnie robię doktorat ^^
I nadal uważasz, że masz kompetencje by pisać, że 90% studentów ściąga i to na różnych kierunkach?
Kto pozwolił ci pisać doktorat gdy ssiesz gdy chodzi o statystyki?
@Hvafaen czyli rozumiem, że przeprowadziłaś badania lub jesteś w stanie przedstawić przeprowadzone badania, które mogłyby obalić moje obserwacje i wnioski wynikające z wielu lat nauki i aktualnie wykładania?
Nie żyjesz na tyle długo i nie pracujesz taką ilość godzin by być w stanie zaobserwować 90% ściągających absolwentów na różnych kierunkach. U mnie na studiach NIKT nie ściągał. Ani nie było jak, ani nikt się nie odważył. A i nie pilnowali nas wykładowcy, a zwyczajnie ludzie zatrudnieni by na nas popatrzeć.
Taaaak, i pewnie ci ludzie jak patrzyli na ciebie to cię milestowali albo coś. Jeszcze będziesz się kłócić z kolesiem, który może nawet kilkanaście lat spędził na uczelni najpierw jako student, a potem jako prowadzący i zna temat z obu stron.
"Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść". Ty najwyraźniej tego nie wiesz Ale nie przeszkadza ci to pogrążać się z każdym kolejnym komentarzem. Nawet wręcz pomaga ci to w tym. Naprawdę jesteś nie do podrobienia.
Aż miło popatrzeć, jak inni leczą swoje kompleksy z lat dziecięcych chwaląc się, jacy to oni nie są lepsi. To jak taki świeży, chrupiący, karmelowy wafelek do porannej kawki :)
W 2021 w Polsce było 1218,2 tys studentów na uczelniach. Załóżmy, że każdy podchodził do egzaminów. 90% z tych studentów to około 1096200. Czyli twierdzisz, że zaobserwowałaś około 1096200studentów ściągających na egzaminach?
1. To mocno ograniczone z iloma ludźmi możesz mieć styczność.
2. Mocno ograniczone w ilu miejscach możesz mieszkać itd. Załapałaś?
Gdybyś napisała, że 90% studentów, z którymi TY miałaś styczność ściągała to miałoby to sens, bo to twoje prywatne doświadczenie. Ty jednak piszesz o wszystkich studentach, jakby w Polsce nie było ani jednej kompetentnej osoby po studiach.
Nie wierzę, że nie widzisz w swoim komentarzu braku logiki, generalizacji i głupoty, a i tak piszesz doktorat. To świadczy tylko o poziomie twojej uczelni w takim razie.
Dragomir, i jeszcze raz potwierdziłeś, że jedynymi ludźmi, którzy wypisują tego typu bzdury to prawicowcy, a nie lewicowcy. Dosłownie nikt tego nigdy nie powiedział z lewicy, jedynie WY na prawicowym facebooku macie na ten temat obsesje.
To posada nazywa się eksamensvakt i są to zupełnie różni ludzie, którzy chcieli po prostu sobie dorobić, bo baaardzo dobrze płacą- około 270kr na godzine.
Egzaminy mamy na komputerach, w rzędach po trzy osoby każdy. Jesteśmy przydzielani do różnych sal. Na moim semstrze było około 300 osób, a w salach po około 100 osób. Mieliśmy z 20 osób pilnujących nas. Większość studentów ma zatyczki w uszach, które dostaje się za darmo na początku egzaminu, bo gdy każdy pisze na klawiaturze to nie da się skupić. Na biurku leży jedynie jedzenie, kartki, które rozdają do notatek, paszport i długopis.
Gdy kogoś przyłapie się na ściąganiu to jest ta osoba wykluczana ze WSZYSTKICH uniwersytetów w Norwegii na rok, ale chyba teraz przedłużyli ten termin. Dlatego nie warto u nas ściągać, nie ma nawet jak. Jedyne znane mi przypadki (nie u mnie na studiach, ale ogólnie) to plagiat, a nie ściąganie.
@Hva, naprawdę nie wiesz kiedy odpuścić.
Po pierwsze, jeśli ktoś robi badania to zawsze jest jakaś grupa reprezentacyjna, a nie wszystkie osoby świata. To nie znaczy że on robi badania naukowe na temat ściągania, ale na podstawie zaobserwowanych sytuacji wysnuł wniosek, że 90% studentów kombinuje. Sam z dużą dozą prawdopodobieństwa był jednym z takich kombinatorów.
Po drugie, to tylko lewaczka może mieć ból dvpy o poglądy kogoś innego, do tego przypisywanie mi wszystkich negatywnych (w twoim pojęciu, co nie jest obiektywne) cech charakteru i wszystkich możliwych zboczeń i wypaczeń, a także szkalowanie mojego imienia świadczy nie tylko o twojej kulturze osobistej, ale też o głębokiej nienawiści, której nie da się uzasadnić kwestiami spornymi w sekcji komentarzy na anonimowych.
O swoich zabawach z biciem po twarzy sama pisałaś w jednym z komentarzy, więc nie ja to wymyśliłem. Ja tylko sobie żartowałem na ten temat ale w sumie doszedłem do wniosku, że to sfera tak intymna, że nie powinienem jej naruszać więc przestałem to robić. Ale widzę że ty zostałaś w tym samym miejscu i kisisz w sobie nienawiść, ale wiedz, że ona kaleczy tylko ciebie, a mnie nawet nie dosięga. Po kolejne, wycieczki personalne w stronę cuckoldowca nie oznaczają, że seksualizuję dzieci (cokolwiek by to nie miało znaczyć), oraz że cokolwiek zagraża tobie albo twojemu purchlęciu z mojej strony, nie interesują mnie jego dane ani płeć, mam jedynie po ludzku nadzieję że jest zdrowe i wychowuje się w kochającej siebie i jego rodzinie. Moje teksty do niego miały charakter prześmiewczy, a to że ty zawsze stawałaś w jego obronie też rzutuje na twoje być może ukryte pragnienia, ale mnie to nie obchodzi.
Ostatniego tekstu do mnie, żebym się zabił bo naprawdę bedzie wtedy lepiej nie chce mi się komentować. Jesteś małą, nienawistną mendą i można jedynie współczuć, że aż takie pokłady nienawiści w tobie wyzwoliłem. Myślę że to jakiś głębszy problem z przeszłości, ja byłem jedynie katalizatorem.
Ehh, za mało etapów przerobilaś. To jest tak: po lic/inż wydaje Ci się, że wszystko wiesz. Po mgr że nie wiesz nic. A po doktoracie już wiesz, że nie wiesz nic, ale wiesz tez, że inni tez nic nie wiedzą. Twoje ściąganie na studiach nie ma żadnego znaczenia
Całkiem możliwe. Jednak nie zmienia to faktu, że znam osoby, które umiały o wiele więcej i ściągały mniej ode mnie. Taka prawda, że wiele rzeczy nadrobiłam już po studiach. Ale nie żałuję, bo jak wiadomo przepisy i tak często się zmieniają, więc żeby znać się dobrze na prawie trzeba by było ciągle uzupełniać wiedzę. Dlatego nauka artykułów słowo w słowo mijała się z celem. W ogóle te studia to samo wkuwanie na pamięć i ewentualnie dopasowywanie artykułów do konkretnych spraw przy rozwiązywaniu kazusów. Co już miało większy sens, bo nauczyło mnie przydatnej rzeczy, czyli gdzie szukać odpowiedzi, w jakim kodeksie itd. Ale nie zmienia to faktu, że większość przedmiotów na prawie, uważam, że jest bez sensu. Do tego przedmioty związane z historią, prawo rzymskie, które już nie jest aktualne, wszystko po polsku i łacinie. Już i tak prawie nic z niego nie pamiętam. Rok nauki wystarczyłby, żeby nauczyć studentów, gdzie szukać odpowiedzi na pytanie i jak interpretować przepisy przy rozwiązywaniu kazusów. No, może dwa, żeby ogarnęli podstawy wiedzy z tego, co najważniejsze i pewnie nie zmieni się w najbliższym czasie.
Wiesz co nie chce mi się w to wierzyć. Akurat to ludzie, którzy nie studiowali prawa myślą, że te studia to samo wkuwanie wszystkiego na pamięć. Po co, skoro na egzaminach ma się dostęp do kodeksów, a przepisy się zmieniają? Studia prawnicze to uczenie się interpretowania prawa, retoryki, klarownego języka i tak jak piszesz gdzie szukać odpowiedzi i jak ją zrozumieć. Wiele rzeczy nie zrozumiesz nawet jeżeli znalazłeś odpowiedź, bo konkretne normalny człowiek nie kładzie nacisku na konkretne sformułowani a jurystom już zapala się lampka lub niektóre rzeczy można wyklarować znając prace przygotowawcze lub przepisy do konkretnego art. Albo nie studiowałaś prawa, albo jesteś kompletnie odklejona, że niczego nie zrozumiałaś nawet po 5 latach.
Hvafaen - to co opisałaś, to właśnie rozwiązanie kazusów, czyli jak wspomniałam sensowna rzecz. Ale tak, 90% studiów, to było właśnie wkuwanie na pamięć. I to nie tak, że mogłaś przytoczyć artykuł własnymi słowami, ale dokładnie zacytować, jak było w kodeksie.
Więc to nie jest tak, że możesz sobie opowiadać o nich własnymi słowami. Nauka przed egzaminem polegała na wkuwaniu kodeksu na pamięć. Owszem, były też podręczniki z komentarzem i znaczenie ma również orzecznictwo, jednak kodeks był najważniejszy.
No to dziwnie te studia w Polsce wyglądają. Nadal mi się nie chce wierzyć, że aż tak odbiegają od innych krajów.
A skąd wiesz @Hva jak wyglądają studia prawnicze w innych krajach, skoro nie jesteś prawniczką?
Nie twoja sprawa. Przestań wypytywać o moje życie prywatne. Jesteś creepy, obrzydliwy i zboczony. Nie chcę byś wiedział cokolwiek na mój temat.
Hvafaen - ale to Ty weszłaś na ten temat i zaczęłaś się mnie czepiać, więc o co chodzi? :P
Hvafaen - ale to Ty weszłaś na ten temat i zaczęłaś się mnie czepiać, więc o co chodzi? :P Dragomir zadał Ci tylko pytanie skąd wiesz i masz takie porównanie, nie widzę w tym nic strasznego, skoro twierdzisz, że studia w Polsce są na niskim poziomie.
Bo ona wie wszystko o wszystkim
@Assia akurat jeżeli chodzi o Hvafaen to nie ma co się jej komentarzami przejmować, już pod tym wyznaniem widać to samo co pod innymi, ona lubi się wypowiedzieć, udowadniać "jaka to mądra nie jest", a zazwyczaj ma zerowe pojęcie w temacie.
Śmieszni jesteście😂 nie muszę nic nikomu udowadniać. Znam polskich jurystów jak i wiem jak to wygląda w Norwegii i NIKT nie uczył się paragrafów na pamięć wtf? Do czego miałoby to prowadzić? Gdy ma się egzamin z jednego przedmiotu, w którym aktualne jest kilka kodeksów to zamiast uczyć się interpretowania prawa studenci mieliby uczyć się paragrafów, które są w internecie? Dragomir pod każdym moim komentarzem zadaje pytania o życie prywatne- chce wiedzieć płeć dziecka by je seksualizować, wiedzieć jak uprawiam seks, wiedzieć czym się zajmuje. Nie. Ma. Mowy.
Assia, nie wierzę, że jesteś jurystką, a nie potrafisz przeczytać komentarza ze zrozumieniem. Nie potrafisz w retoryke.
To jak piszesz o prawie brzmi jak to co ludzie nie mający pojęcia o prawie mówią i jak sobie wyobrażają studia.
Shido, ty piszesz, że obserwowałaś 90% studentów ściągających na różnych kierunkach podczas egzaminów. Logika i statystki nie są twoją mocną stroną.
Twoje urojenia na mój temat niepokojąco eskalowały. Chcesz o tym porozmawiać?
Pod prawie każdym komentarzem pytasz o moje życie prywatne, szczególnie o rzeczy seksualne. To nie wymysł, a fakt. I nie chce byś do mnie wypisywał, rozumiesz?
Bez wyższego wykształcenia nie przyjęliby Cię do żadnej pracy biurowej?? Skąd ta pewność? Ja mam średnie i jakoś mnie przyjęli. Nawet wyciągałam dobre wyniki, lepsze niż niektóre osoby ze studiami, z tym że szef był nie do końca fair i odeszłam.
Ja nie twierdzę wcale, że osoby ze średnim wykształceniem nie są w stanie osiągnąć w pracy biurowej wysokich wyników. Studia nie zawsze powiązane są z inteligencją, np. prawo bez problemu skończy niezbyt bystra osoba, ale z dobrą pamięcią i zapałem do wkuwania. Po prostu teraz przeważnie w ogłoszeniach piszą jako wymóg wykształcenie wyższe, a kandydatów na jedno miejsce jest kilku, może kiedyś było inaczej… Moim zdaniem to trochę absurd, bo i tak w obcej branży nie wiesz na początku nic i studia w tym nie pomagają. Poszłam na nie, bo myślałam, że będzie się to wiązać z wyższymi zarobkami, ale jak wiadomo, niekoniecznie tak jest. Więc często studia w Polsce nie mają sensu, chyba że w zawodach medycznych lub niektórych technicznych.
W sumie skoro te wszystkie przepisy się zmieniają i byłoby to tylko bezsensowne wkuwanie na pamięć rzeczy które i tak się zmieniają to nie ma sensu mieć do siebie wyrzutów. Na studiach każdy kombinuje jak może, tym bardziej na takich ciężkich. (a wiem co mówię bo skończyłam stomatologię :D)
A czym się teraz zajmujesz? I czy to, że nie pracujesz w zawodzie nie wpędza cię w taki overthinking o tym, że zmarnowałaś tyle czasu na studia i nic z tego? Ja aktualnie jestem na takim etapie i myślę o jakimś całkiem innym zawodzie :(
Pracuję w dziale marketingu. Nie planuję robić aplikacji, bo teraz na rynku jest mnóstwo prawników i wbrew pozorom wcale nie zarabiają wiele. A przynajmniej ci młodzi, którzy nie mają wyrobionej renomy. Bo każdy woli pójść do kogoś sprawdzonego. Stawka za poradę prawną od 50-100 to nie jest za dużo. Szczególnie, kiedy ile takich klientów będziesz miał dziennie? Raczej niewiele. Nawet kiedy pracowałam w pewnej kancelarii jako asystent prawny, to szefowa przyznała, że gdyby nie podpisali umowy z pewną firmą i jej nie reprezentowali, to nie opłacałoby się im zakładać działalności. Tak to wygląda u radców prawnych i adwokatów. A aplikacja sędziowska byłaby ryzykowna o tyle, że ciężko o pracę jeśli nie masz dobrych znajomości i np. sędziów w rodzinie.
Więc nie żałuję, że nie pracuję w swoim zawodzie. Koleżanka z liceum, która jest po aplikacji zrezygnowała z wykonywania zawodu i założyła własną działalność, więc tak to wygląda...