#YZTBm

Dobrych parę lat temu, po maturze, poleciałam do Londynu trochę dorobić. Opiekowałam się dzieckiem.

Jestem ze wsi. Początki poruszania się po tak wielkim mieście, w dodatku za granicą, nie były łatwe. I pech chciał, że jadąc autobusem wysiadłam na złym przystanku. Zaczyna padać, bateria rozładowana, dziecko głodne. Znałam tylko adres, zaczepiam więc ludzi, łamanym angielskim, wyuczonym w szkole, pytam ludzi, czy wiedzą gdzie mieszkam. Każdy kiwa głową, śpieszy się, idzie dalej. Podłamana trochę, bo byłam raczej gdzieś na wylotówce niż w centrum, pytam gościa o adres, ten patrzy na mnie i pyta w jakim języku mówię, bo z angielskim mało ma to wspólnego, skąd jestem, Russia, German, Ukraine? A ja nieśmiało „from Poland”. A on „łoo kur#a, dziewczyno!”. I już byłam w domu! Zaprowadził mnie do polskiego sklepu, tam podłączyłam telefon, zadzwoniłam do matki małej, która po nas przyjechała.

Nie wywalili mnie, ale do końca pobytu byłam dużo ostrożniejsza :-)
Jezderkusie Odpowiedz

Nic tak nie łączy Polaków jak zwykłe "kur*a". :)

Kupasikikupasiki Odpowiedz

Jednak Polacy to gościnny naród :)

dimicare Odpowiedz

dobry człowiek

ogienek Odpowiedz

Wiedziałem, po prostu wiedziałem, że trafisz na rodaka! :D

Arina Odpowiedz

Człowiek z miasta też mógł wysiąść na złym przystanku w mieście za granicą. Nie ma znaczenia skąd byłaś. Dobrze że tak to się skończyło;)

Dodaj anonimowe wyznanie