#VoM8w
Jesienią w pracy koleżanka powiedziała mi o jadłodajni dla ubogich i ich problemach, dlatego zdecydowałam, że moje zbiory oddam do tej jadłodajni. Tyle podziękowań co dostałam i mnóstwo miłych słów sprawiają, że jak teraz o tym myślę, to dalej się rumienię. A sąsiedzi wielkie fochy, bo jak to, jak śmiałam z nimi tego nie konsultować? Dodam, że nigdy nikt nie zaproponował mi pomocy w choćby zerwaniu śliwek, które od mnie później dostawali.
Zwyczajnie było mi przykro, to tak jakbym miała obowiązek za darmo oddawać im owoce mojej pracy.
Jak to mówił mój śp dziadek" Zrobisz coś raz, to stanie się to twoim obowiązkiem"
Fakt, w tamtych czasach tylko udawało się, że się coś robi. Dziś się robi jeśli się już robi, za to góra udaje, że dobrze płaci :)
Przynajmniej widzisz jakich masz sasiadów. Moja babcia też ma działkę I jej sasiedzi potrafia kraść owoce I warzywa
A ja inaczej postępowałam. Przy każdym większym wyspie owoców zapraszałam sąsiadów żeby sobie zebrali. I kto chciał to przychodził a kto nie to nie dostawał.
Przyzwyczaili sie po prostu. Moze za duzo i za reularnie dawalas. A zagadac do nich o proces i zapytac czy by sie nie przylaczyli to sama moglas.
sąsiedzi przyzwyczajali się do darmowych owoców i jarzyn ale przynajmniej wiesz co za ludzi masz wokoło siebie
To nie fochy sąsiedzkie, tylko kwiiiiiiik swiń oderwanych od koryta.
Bardzo dobrze zrobiłaś :) Jako ludzie często mamy tendencję do tego, by oczekiwać czegoś od innych, nie dając nic w zamian. W jadłodajni przynajmniej, ktoś był Ci wdzięczny :)
Jak z pińcetplusem.
A mieli szacun na dzielni,że za darmo od sołtysa dostają...
Przypomniał mi się fragment książeczki mojego dziecka:,,Gdy się dzieli losu dary, wszystkim dobrze służą czary." Szkoda, że sąsiedzi o tym nie wiedzą...