#MCddM
Pociąg dojechał do końca, wszyscy wysiedli, a ja siedzę i zastanawiam się w jaki też sposób mam skłonić przerażonego zwierzaka by poszedł ze mną i przedefilował przez pół miasta. Nagle odwracam się i widzę chłopaka, który siedział nieopodal, podchodzi i mówi, że jest wolontariuszem w schronisku i mi pomoże. Psa trzeba nieść, ale z pomocą nowo poznanego kolegi docieramy na mój wydział, gdzie następuje ciąg dalszy niezwykłych wydarzeń tego dnia - panie portierki, mężnie strzegące idealnego porządku na świeżo wyremontowanym wydziale, bez mrugnięcia okiem wpuszczają przerażonego, ubłoconego zwierzaka do środka.
Zajęcia spędza pod krzesłem, w międzyczasie wzywam na pomoc partnera i wspólnie niesiemy (a czasem wleczemy) psa na pociąg, by wrócić z nim do domu.
Ale to nie koniec zadziwiających wydarzeń tego dnia - po drodze spotykamy energiczną (a wręcz lekko szaloną) panią z fundacji prozwierzakowej, która entuzjastycznie okazuje nam wsparcie i obiecuje przekazanie prezentów dla psa, po czym odbiega (po kilku dniach przekazała paczkę z karmą, zabawkami etc, jej rozmiar omal mnie nie przywalił :)
Po dość uciążliwej trasie, pies w końcu bezpiecznie dociera do domu gdzie wywołuje entuzjazm całej rodziny poza tatą, który jest lekko przerażony i nie wyobraża sobie sytuacji, że pies zostanie u nas. No cóż, został, zadomowił się z miejsca, a dziś wręcz pławi się w prezentach i smakołykach, a w rozpieszczaniu go przoduje kto? Oczywiście tata :D
- Jaki słodki piesek. Powiedział później tata Wietnamczyk.
Brawo !