#Ke1nq
Moi rodzice właśnie skończyli I rok studiów i postanowili pojechać na kolonie jako opiekunowie. Z racji tego, że byli najmłodsi w kadrze, dostali pod swoją opiekę grupy najmłodszych dzieciaków – mama dziewczynki, a tata chłopców. Wydawać by się mogło, że takie 6-, 8-letnie człowieczki dosyć łatwo upilnować... Niestety, okazało się, że nie. Historii z tych pamiętnych kolonii znam mnóstwo, ale jedna podoba mi się najbardziej.
Wszystkie dzieciaki mieszkały w 8-osobowych, drewnianych chatkach. Nie wiadomo dlaczego, ale w grupie taty było jakieś spięcie i chłopaki kłócili się ze sobą, a czasem dochodziło też do jakichś bójek i płaczu. Nie inaczej było tym razem. Jeden z opiekunów przybiegł do taty i zaalarmował go, iż część jego grupy zabarykadowała się w domku, a kilku chłopców próbuje się do niego wedrzeć. Tata oczywiście w te pędy pobiegł na ratunek, bo znał już możliwości swoich podopiecznych i bał się, że coś może się stać. Przybiega na miejsce, patrzy i co widzi? Wielkie, ciężkie, dębowe drzwi wejściowe do domu kompletnie wyrwane z zawiasów, leżące na ziemi, a na nich maleńki, zapłakany 7-letni chłopczyk. Zdezorientowany tata pyta: „Jak ty wyrwałeś te drzwi?!”, na co chłopczyk cichuteńkim i pokornym głosikiem odpowiedział: „Pukałem...”.
Kto za młodu wypukał dębowe drzwi z zawiasów, ten dojrzały wybije stalowe bramy.
Wygląda na to, że Herkules jednak przekazał swoje geny dalej.