#IxCYB

Panicznie boję się rozmawiać w języku angielskim. Na samą myśl o tym, że będę musiał wymienić chociaż kilka zdań po angielsku, dostaję dreszczy. Jestem młodym człowiekiem, który uczył się angielskiego przez kilka lat, zarówno w szkole, jak i poza nią. Niestety, to nic nie dało. 

Nadal nie potrafię rozmawiać w tym języku. Najgorsze jest to, że ten problem nie pozwala mi się rozwijać, blokuje moje możliwości. Tak, po prostu mam lęki przed używaniem języka angielskiego.
Kocimientka Odpowiedz

Od zerówki do drugiego roku studiów zajęcia z języka angielskiego miałam z 11 nauczycielami. Wszyscy skupiali się albo tylko na słówkach albo tylko na gramatyce. Żaden nie skupił się na konwersacjach. I właśnie w tym tkwi największy problem, a potem wszyscy w szoku, że absolwenci nie potrafią się porozumiewać po angielsku...

AmziToIzma

To prawda. Słówka, gramatyka i język formalny, jak np. listy. To też jest ważne, ale ważna jest też zwykła rozmowa, a takie zajęcia, gdzie mogliśmy po angielsku po prostu porozmawiać, miałam dopiero na studiach. Dopiero tam babka dawała nam różne tematy do rozmów, gdzie mogliśmy sobie podebatować, powymieniać się argumentami itp.

Alcia

A ja mam inne wrażenie... Co prawda całe życie uczyłam się niemieckiego i później francuskiego, a w 2 klasie liceum wymyśliłam sobie, że maturę będę zdawać z angielskiego. Obserwują swoich znajomych dochodzę do wniosku, że mają te wspomnianą "blokadę" przez ciągle poprawianie. Co gorsza porównują swój akcent z innymi.
W pewnym momencie mojego życia zaczęłam regularnie wyjeżdżać do pracy na wakacje do Anglii i tam MUSIAŁAM mówić, ale ten przymus nie był dla mnie problemem. Może dlatego, że do tej nieszczęsnej matury przygotowywałam się (siłą rzeczy) na zajęciach indywidualnych. Oceniał mnie jedynie mój nauczyciel i to w sposób życzliwy, a nie przesmiewczy. Za to mój były chłopak, który od podstawówki uczył się angielskiego nie potrafił kupić biletu kolejowego bez czoła zalanego potem....

Alcia

A...i ja mogłam używać słów jakich chciałam, jak jakiegoś wyrażenia nie znałam to opowiadałam dookoła świata byleby zachować sens. Za to moi znajomi jak zapomną jednego słówka to się blokują, peszą i nic nie powiedzą :(

Mrozonka33

To prawda, ja miałam zawsze problem z mówieniem po angielsku, jak nauczyciel się o mnie coś zapytał to po prostu nie odpowiadałam. Byłam pewna, że matury po prostu nie zdam, a upewnilo mnie w tym jeszcze to, że kilka miesięcy przed maturą przyszła nowa nauczycielka na zastępstwo, dość surowa. I to było najlepsze co mogło mnie spotkać przed egzaminem, ta pani zobaczyła mój problem i wręcz ciągnela mnie za język na każdej lekcji, czasem dodatkowe poświęcała głównie mi, była przy tym zawsze surowa i stanowcze a jednaczescie baaardzo cierpliwa. Sama dziwilam się swoich szybkich postępów, no i zdalam ☺️😁

Luuuuuuzik

Mam radę dla osób, które chcą się nauczyć języka obcego. Uczcie się od tyłu. Oglądajcie seriale, filmy czy filmiki na youtube z napisami polskimi. Później przerzućcie się na napisy angielskie. Wtedy będziecie mogli w każdym momencie zastopować film i sprawdzić co oznacza dane słówko na tłumaczu. Dopiero później wprowadzajcie gramatykę.
Ja właśnie tak nauczyłam się angielskiego w gimnazjum. Nie wiem czy ktoś pamięta ACTA, ale przez to nie mogłam oglądać moich ulubionych seriali. Były dostępne najczęściej tylko po angielsku, a po około tygodniu znikały bądź pojawiało się tłumaczenie polskie. Nie powiem, że nagle magicznie po tygodniu nauczyłam się angielskiego. Ale po roku oglądania seriali i filmów (a robiłam to często, bo codziennie) zauważyłam ogromne postępy. Wcześniej nie lubiłam angielskiego, nie mogłam załapać gramatyki. Uczenie słówek było mordęgą i pamiętałam je tylko na kartkówkę. Z kolei słówka, które zapamiętywałam z seriali czy filmów, faktycznie pamiętałam, bo musiałam żeby zrozumieć o czym jest odcinek.
Aktualnie jestem na poziomie C2 i swobodnie używam angielskiego już od dobrych paru lat. Fakt faktem, że angielskiego używam codziennie. I nie mam tutaj na myśli prawie codziennie. Mam na myśli CODZIENNIE. W nauce języka ważna jest systematyczność. Dlatego jeśli ktoś z was faktycznie chce się nauczyć języka to musi to robić codziennie. Uwierzcie mi, że zobaczycie efekty.

Rillianne Odpowiedz

To jest chyba dość powszechny problem, wiele razy słyszałam od obcokrajowców albo osób, które już długo mieszkają poza granicami naszego kraju, że Polacy boją się mówić w obcym języku. Sama też zawsze miałam z tym problem. W szkole, przed maturami, wiele osób z mojej klasy miało problem, żeby się swobodnie wypowiedzieć. Nie dlatego, że nie umieli tylko właśnie z powodu jakiejś blokady. Nie ma rady, trzeba wychodzić poza swoją strefę komfortu i mówić, mówić i jeszcze raz mówić aż w końcu przywyknie się do rozmawiania w języku obcym.

PrzezSamoH

Duża w tym wina sposobu nauczania języków obcych w szkołach - nastawienie na poprawność zamiast swobodę komunikacji, bardzo mała ilość "zadań" ustnych. U mnie każdy nauczyciel dawał czas na zapisanie sobie dialogu, jakby w życiu też można było ;)

BlinkBlink

Zgadzam się. Też mam taką blokadę i zamiast po prostu powiedzieć to skupiam się na tym, żeby wypowiedź była jak najbardziej poprawna gramatyczne, żeby (w mojej opinii) się nie zbłaźnić przed rozmówcą. Górę, ale to miałam wpajane

livanir

Popieram. Sama mam taką blokadę z powodu nastawienia. Nie raz usłyszałam "Rozumiem o co chodzi, ale powiedz to jeszcze raz". A ze ja nie ogarniam jak się wymawia te "th", to i kilka minut lekcji zeszło, a i tak nie powiedziałam. Za to ma w głowie, że lepiej udawać, ze nie umiem, niż pokazać, że nie umiem(no bo wymowa to też część języka).

grzejniczek

U mnie ta blokada objawia się inaczej. Z każdym potrafię bez problemu porozmawiać po angielsku/niemiecku, ale gdy rozmawiam z native speakerem wtedy się ona ujawnia. Staram się wtedy jak mogę mówić jak najpoprawniej jak potrafię, a gdy przydarzy mi się jakiś lapsus to przy dalszej rozmowie ciągle o nim myślę.

agathe

Wina leży w tym, że program nauki języków jest przeładowany (jak zresztą każdego innego przedmiotu) i stawia się zbyt duży nacisk na naukę gramatyki zamiast rozmowę. Jeżeli ktoś się boi, to polecam krótki test: wyobraźcie sobie, że podchodzi do was Anglik, który uczy się polskiego i chce was zapytać o drogę. Mylą mu się przypadki, zamiast ś mówi sz i ogólnie nie jest za dobrze. Obrazicie się na taką osobę że źle mówi, nawet jeśli ją zrozumiecie, wyśmiejecie, bo źle odmienił czasownik? Bo ja bym się mega cieszyła że ktoś chociaż próbuje :) W drugą stronę to działa tak samo. W miarę używania język sam się przyswoi

livanir

@agathe Niestety, mi to nie pomogło. :( Angielski jest łatwiejszy od Polskiego, zwłaszcza w wymowie. Cieszyłabym się, że on chce się go uczyć

TajemniczyRecenzent

Muszę się zgodzić. O ile jestem samoukiem, który nauczył się angielskiego z gier i seriali i nie mam problemu porozumiewać się nim z obcokrajowcami to z językiem niemieckim, którego uczono mnie w szkole już pojawia się ta blokada. Aktualnie czekam aż będę mogła wymienić niemiecki na jakiś inny język żeby móc 'douczyć się' sama i może przełamać tą barierę. :)

AmziToIzma Odpowiedz

Też miałam z tym problem, głównie przez rówieśników. Kiedy na lekcji ktoś powiedział/przeczytał jakiś wyraz źle, to zamiast po ludzku poprawić, wszyscy się śmiali i kpili, często padały naprawdę przykre słowa, jak "debil, jak on przeczytał"! Nauczyciel nie reagował wcale, albo rzucił na odczepnego "uspokójcie się" i tyle. Byli i tacy, którzy czuli się lepsi, bo potrafią lepiej mówić, a na tych, którzy jeszcze sobie dobrze nie radzili, traktowali jak gorszych, co też wpłynęło na to, że bałam się mówić po angielsku, aby mnie nie wykpili i nie potraktowali jak imbecyla. Problem leżał niekiedy w nauczycielach, którzy też nie poprawiali błędów w wymowie, kierując się zasadą, że "wiadomo, o co chodzi". Przez to wielu z nas wypowiadało wiele słów źle, bardzo źle, o czym dowiedzieliśmy się znacznie później.
Mój strach przed mówieniem po angielsku się zmniejszył, kiedy poszłam do pracy w sklepie z pamiątkami. Na zmianie byłam sama, więc nie miałam wyjścia, kiedy przyszedł obcokrajowiec, musiałam sobie jakoś radzić i okazało się, że... Nie jest tak źle, idzie się dogadać i żaden z turystów mnie nie wyśmiał. Czasem był problem w zrozumieniu się (głównie przez różne akcenty ludzi z różnych państw), ale w najgorszym wypadku wchodził translator i jakoś poszło, pośmialiśmy się nawzajem, dogadaliśmy i było ok ;).

agathe

No bo przykre jest to, że przez to, ile się uczy gramatyki nie ma miejsca na takie rzeczy jak poprawna wymowa, akcenty i tak dalej. Prowadziłam kiedyś zajęcia z niemieckiego dla siódmej klasy, dopiero zaczynali naukę, a na fonetykę poświęcone jest dwadzieścia minut (co jak czytać) i później przechodzi się do wiadomości o krajach niemieckojęzycznych (stolica, powierzchnia, najwyższy szczyt, liczba ludności, no same idiotyzmy) i na to znajduje się nagle pięć lekcji. Ja to pomijałam, zostawiałam dzieciakom do przeczytania jeden krótki tekst na ten temat i starałam się żeby każdy ładnie potrafił wymówić umlauty i r (wbrew pozorom to nie takie trudne, tylko warto poćwiczyć ze wszystkimi, poczytać na głos, powtarzać przykładowe słowa). Oczywiście później oberwało mi się od starszej koleżanki, bo TO JEST W PROGRAMIE. W programie jest kucie na pamięć czegoś, co można w mniej niż trzydzieści sekund sprawdzić w internecie, a nie ma ćwiczeń z wymowy.

AmziToIzma

agathe, nasz program nauczania po prostu jest... Zły. Tak jak piszesz, za dużo jest bezsensownego kucia na blachę czegoś, co wbrew pozorom nie zajmuje zbyt wiele czasu, a wymowa, akcent jest praktycznie pomijana, bo tak leci program. Jak masz się nauczyć słówek, skoro nie potrafisz ich dobrze wymawiać? Ja do tej pory mam problemy z wymową angielskiego "th" lub wyrazami zakończonymi np. na "table". Dajmy na to "vegetable", bardzo długo wymawiałam jako "wedżytejbyl", bo żaden nauczyciel nie powiedział mi, że wymawia się to inaczej, każdy uznawał moją wymowę. Olśniło mnie dopiero po obejrzeniu "Po cudzemu" na yt...
Sprawa z takim beznadziejnym programem dotyczy też innych przedmiotów, gdzie materiału jest za dużo na daną liczbę godzin, nic dziwnego, że nauczyciele się nie wyrabiają i lecą po łebkach lub takim tempem, że dzieciaki nie wyrabiają...

agathe

A wyrobić różne głupoty muszą, bo przecież są egzaminy, na których to się prędzej czy później może pojawić. Gruntowna reforma programu to jest coś, co powinno się wydarzyć zamiast tej idiotycznej reformy edukacji.

Kalafiorkowa

Zgadzam się całkowicie. Uczyłam się francuskiego przez całą podstawówkę i gimnazjum. Niestety technikum nie miało do zaoferowania innych języków prócz angielskim, niemieckim i rosyjskim. Mimo że jak byłam jeszcze w gimnazjum miałam dobry akcent i dobrze mi szło, tak teraz w wieku 23 lat nie pamiętam nic po za głupimi rymowankami z klas 1-3 podstawówki. Kucie na pamięć działu, zdanie sprawdzianu a później nie wracanie do tematu nie pomogło w utrwalaniu, zaś skupianie się nauczycieli głównie na gramatyce wywołało u wielu moich rówieśników starch jak w wyznaniu. Na dzień dzisiejszy 9 lat nauki francuskiego poszło się.. no, wiadomo o co chodzi, zaś angielski który miałam w gimnazjum i technikum od zera (w liceum nie pofatygowali się na sprawdzeniu naszej wiedzy z języka i tak wszyscy którzy mieli język w gimnazjum przez 3 lata zostali przydzieleni do grupy która zaczynała zupełnie od zera.) jest dziś na poziomie C1 i to nie dzięki szkole, a umiłowaniu do kinematografii z oryginalnym językiem i napisami. Dzięki samej szkole była by znajomość pojedynczych słówek z A1 i co nie co z gramatyki bo rozmów praktycznie zero. Moja mama opowiadała mi jak pojechała na Węgry wiele lat temu. Nie znała za wiele języka. Początek był straszny a wiele rzeczy tłumaczone na migi lub za pomocą słownika (czasy przed erą smartfonów), po pół roku dziennej praktyki umiała sie normalnie dogadać i pośmiać. Do póki w szkołach nic się nie zmieni i będzie tylko gramatyka i kucie konkretnych słówek (że tak to powiem wpasowywanie się w klucz) to nigdy nie będzie dobrze.

pyzabezmiesa Odpowiedz

Pamiętam, jak pierwszy raz wyczaiłam tanie loty w jedną stronę dokądś w Europie. Pojechałyśmy z koleżanką, zatrzymałyśmy się u znajomego Polaka - angielski nie był aż tak potrzebny. Ale wracałyśmy stopem i tu już trzeba się było dogadać.
Angielskiego uczyłam się wcześniej ponad 12 lat i nagle okazało się, że szkoła dała mi głównie dobre teoretyczne podstawy, ale nikt nigdy nie nauczył mnie jak rozmawiać o przysłowiowej "dupie Maryni". Nagle siedziałam z obcą rodziną w samochodzie i musiałam gadać. Nie było łatwo na początku, ale też nie miałam innego wyjścia, więc dzień za dniem, po prostu się przełamałam. Przyszło w pewnym momencie naturalnie.
Daj sobie czas i margines na błędy. Nikt z nas nie mówi w 100% poprawie w swoim rodzimym języku na co dzień. Pomyśl w ten sposób: czy jeśli poznajesz obcokrajowca, który nie mówi po polsku idealnie, ale jest komunikatywny i się stara, to naprawdę zwracasz aż taką uwagę na drobne błędy i przejęzyczenia?
Moim zdaniem najlepszą metodą jest rzucić się na głęboką wodę. Gdy nie będziesz mieć innego wyjścia, niż porozumienie się z kimś po angielsku (nawet jeśli chodzi o głupie zapytanie kogoś o drogę), to siłą rzeczy zaczniesz mówić, i z czasem będzie Ci szło coraz lepiej.
Jeśli jesteś z większego miasta, obczaj, czy nie są tam organizowane wymiany językowe - bardzo często są cykliczne wydarzenia, na które przychodzą obcokrajowcy chcący podszkolić swój polski i oferujący za to konwersacje po angielsku. Oglądanie filmów i seriali z oryginalnym angielskim dźwiękiem też jest dobrym sposobem, bo pozwala się osłuchać z potocznymi zwrotami.

AmziToIzma

Bardzo trafne spostrzeżenie, obcokrajowcy w Polsce. Oni często kaleczą nasz język, nie zawsze dobrze coś wypowiadają lub odmieniają, a i tak wiemy, o czym ten ktoś mówi, rozumiemy ich, tak samo jest, kiedy to my rozmawiamy w obcym języku. Nie zawsze poprawnie gramatycznie, ale skoro my potrafimy zrozumieć obcokrajowca i jego "kali mieć, kali chcieć" to oni rozumieją nas. Rok temu poznałam pewną koreankę, która jeszcze nie mówiła dobrze po polsku, mówiła coś w stylu "Jak ja spotkać Jacek, to on mnie zaprowadził do taki pub, gdzie my tańczyli, a potem chcieli jechać do domu taksówką, bo my mieszkać daleko" . Każdy ją rozumiał, nikt nie miał problemu.

grzejniczek

Trzeba też chyba wziąć poprawkę na to, że dla nas łatwiej jest się nauczyć angielskiego niż dla obcokrajowców polskiego.

pyzabezmiesa

Angielski w ogóle jest banalnym językiem pod względem gramatycznym w porównaniu do polskiego, ale człowiek człowiekowi nierówny - jednemu nauka języków obcych przychodzi łatwiej, drugiemu trudniej. Miałam na myśli przede wszystkim to, że - moim zdaniem - lepiej mówić właśnie na zasadzie "kali jeść, kali pić", niż bać się mówić w ogóle.
Nie mieszkam w Polsce, natomiast dzięki naszemu polskiemu teamowi w pracy dużo osób zafascynowało się językiem polskim i naprawdę, to niesamowicie miłe, gdy kolega przyjdzie rano się przywitać i łamaną polszczyzną zapyta co słychać. Tak samo się cieszy, gdy ja próbuję mówić do niego w jego języku, choć wiem, że moja wymowa pozostawia wiele do życzenia.

XxDay6xX Odpowiedz

Ja brałam udział w warsztatach z obcokrajowcami i musiałam po prostu mówić. Polecam także rozmawiać samemu ze sobą po angielsku.

aceofspades Odpowiedz

Też tak miałam, gdy angielskiego uczyłam się w szkole. Bierze się to stąd, że uczą nad od dziecka, że musimy mówić idealnie, bezbłędnie, uczymy się rzeczy, które nie są ważne. Gdy wyjechałam do Anglii, to miałam taką blokadę, że nie używałam angielskiego w ogóle - zakupy robiłam tylko w polskim sklepie, poszłam do polskiej agencji szukać pracy, a jak potrzebowałam coś załatwić to brałam tłumacza. Dopiero gdy poznałam mojego chłopaka, który polskiego nie zna i zakochałam się po uszy, to nie miałam wyboru i chcąc nie chcąc musiałam się przełamać. Nasza pierwsza randka była tragiczna - on coś do mnie mówił, ja rozumiałam ale nie potrafiłam odpowiedzieć, więc tylko mówiłam "yes", "no" albo "I don't know". Serio, przez dwie bite godziny nie powiedziałam ani słowa więcej, na szczęście mój facet to straszny gaduła i jakoś ciągnął tę "konwersację". Dość szybko zamieszkaliśmy razem i dopiero wtedy zaczęłam mówić, choć sama nawet nie wiem kiedy i jak to się stało, po prostu słyszałam tylko angielski 24/7 i się tak przyzwyczaiłam, że zaczęłam po angielsku myśleć i mówić.
Teraz ludzie myślą, że jestem Angielką bo akcent podłapałam od chłopaka i w trzy lata nauczyłam się więcej niż przez wszystkie lata edukacji.

aceofspades

Dodam jeszcze, że w Anglii nauczyłam się jednego - nie trzeba mówić po angielsku idealnie, tutaj nikt się z nas czy naszego akcentu śmiał nie będzie, nikt nas nie będzie poprawiał, najważniejsze to żeby umieć się dogadać. Nawet Anglicy popełniają błędy i mają przeróżne akcenty. Jednym z najczęstszych błędów jakie słyszę u Anglików to mówienie "you was".

RollyPolly

Mieszkam w Anglii prawie 15 lat, też w mówię praktycznie tylko po angielsku (mąż anglik) a jednak nikt mnie za angielkę nie bierze 🤔

aceofspades

Bo może nie masz brytyjskiego akcentu?

PhantomThief Odpowiedz

W moim przypadku pomogło pisanie na zagranicznych forach. Kiedy nabrałem pewności, że to co piszę jest komunikatywne, zacząłem normalnie rozmawiać po angielsku, co znacząco ułatwiło mi podróże.

JadWzylach Odpowiedz

Niestety w sziołach większy nacisk kładzie się na pisanie niż mówienie. W liceum miałam świetnego nauczyciela angielskiego, tłumaczył gramatykę, ale słówek musieliśmy uczyć się sami, żeby nie marnować czasu który możemy przegadać po angielsku. Koleś kozak, teraz szkoli wykładowców uniwersyteckich jak mają uczyć.

Ookami Odpowiedz

Nie wiem czy cię to pocieszy, ale nawet na studiach filologicznych można spotkać ludzi z taką blokadą

Arbik Odpowiedz

Wielu Polaków tak ma, dlatego niezmiernie się cieszę, że moja nauczycielka angielskiego skupia się również na konwersacjach. Często w ramach odpoczynku mamy sobie porozmawiać między sobą po angielsku na dany temat, chociaż nie przeszkadza jej gdy rozmawiamy o czymkolwiek innym, jeśli tylko używamy angielskiego.

Zobacz więcej komentarzy (27)
Dodaj anonimowe wyznanie